Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura australijska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura australijska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 listopada 2023

Zachowaj spokój. Stoicyzm w praktyce na dzisiejsze czasy - Brigid Delaney

 

Brigid Delaney

Zachowaj spokój

Stoicyzm w praktyce na dzisiejsze czasy

Reasons Not to Worry. How to be Stoic in chaotic times

przekład Mateusz Rulski-Bożek

Wydawnictwo Wielka Litera

ISBN 978-83-8032-945-4

środa, 22 lutego 2023

Światło między oceanami - M.L. Stedman

 

M. L. Stedman

Światło między oceanami

The Light Between Oceans

przełożyła Anna Dobrzańska

Seria – Piąta strona świata

Wydawnictwo Albatros

ISBN 978-83-6751-301-2

środa, 9 lutego 2022

poniedziałek, 24 stycznia 2022

Pikantne historie dla pendżabskich wdów - Balli Kaur Jaswal

 

Balli Kaur Jaswal

Pikantne historie dla pendżabskich wdów

Erotic Stories for Punjabi Widows

przełożyła Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik

Wydawnictwo Czarna Owca

ISBN 978-83-8015-563-3

środa, 22 września 2021

poniedziałek, 10 września 2018

Wredne igraszki - Sally Thorne


Autor – Sally Thorne
Tytuł – Wredne igraszki
Tytuł oryginału – The Hating Game
Przekład – Katarzyna Karłowska
Dom Wydawniczy Rebis
ISBN 978-83-8062-172-5


Nieprawdopodobnie zabawny i seksowny romans biurowy, który opowiada o tej cienkiej, subtelnej linii, która dzieli nienawiść od miłości.

Chyba poznaliście mnie już na tyle, żeby wiedzieć, że niezmiernie (a nawet prawie wcale) rzadko sięgam po romanse. Jakoś się za bardzo nie lubimy. Ale opis powieści Sally Thorne przypominał mi filmy z gatunku komedia romantyczna. Prawdę mówiąc nie miałam żadnych oczekiwań, bo ani tytuł, ani autorka nie była mi znane. I chyba tak jest dobrze, bo byłam przygotowana na wszystko.

Sally Thorne mieszka w Australii. Po godzinach pracy zamyka się w swoim barwnym, fikcyjnym świecie. Wierzy, że miłośniczki romansów w każdej książce szukają uczuć jeszcze bardziej intensywnych niż je znalazły w poprzedniej, a nie jest to łatwe...

Bohaterami powieści Wredne igraszki są Lucy Hutton i Joshua Templeman. Pracują razem i są asystentami prezesa, przez co spotykają się codziennie i często muszą ze sobą współpracować. Wraz z pojawieniem się szansy na awans, dla jednego z nich, zaczyna się walka o "stołek". I musicie mi uwierzyć na słowo – miło nie będzie, tym bardziej, że Lucy i Joshua się zwyczajnie nie lubią. Nie, nie lubią, oni się nienawidzą. Ale jak powszechnie wiadomo między nienawiścią a miłością jest maleńka, często prawie niezauważalna granica.


Lucy i Joshua. Trudno o bardziej różne osoby i charaktery. On jest formalny, chłodny, sztywny. Ona słodka, ujmująca, sympatyczna, lubiana. On duży, a ona malutka jak Smerfetka (bo Lucy bardzo lubi maleńkie niebieskie Smerfy). Z nią każdy by się zaprzyjaźnił, a jego najchętniej kopnął w kostkę. Ale jak wszyscy wiedzą przeciwieństwa się przyciągają.

I do tej pory było nawet w porządku, już zaczynała mi się podobać ta książka. Ale... Zawsze musi być jakieś ale. Zwłaszcza wtedy, gdy za romans bierze się osoba, która z gruntu romansów czytać nie lubi. Na całe szczęście nie jest to kolejny tani i powtarzalny harlequin, bo tego bym po prostu nie zniosła. Autorka zaserwowała nam kilka zabawnych sytuacji i trochę humorystycznych dialogów, lecz gdy zaczyna dochodzić do głosu uczucie robi się słodko (jak dla mnie za słodko). Zdecydowanie byłoby bardziej interesująco, gdyby dłużej ze sobą „walczyli” i pokazywali pazurki, ale w końcu to jednak romans.

Wredne igraszki to książka napisana poprawnie i wierzę w to, że wielu czytelniczkom przypadnie do gustu. Mnie oczywiście nie do końca przekonała i teraz mam już pewność, że jest to taki gatunek literacki, po który nie powinnam wyciągać ręki. Jak to bywa w tego typu literaturze bohaterowie nie są najbardziej błyskotliwi, a niekiedy ma się wrażenie, że czyta się o uczniach szkoły podstawowej (pierwsze klasy) nie o dorosłych i odnoszących sukcesy w pracy. No, ale może się niepotrzebnie czepiam – w końcu co ja tam wiem o romansach. Co tu dużo pisać, taki sobie romans biurowy, bez zbytniego polotu.

Wredne igraszki to lektura dla mniej wymagających czytelniczek (celowo piszę czytelniczek, bo nie sądzę, żeby książka znalazła odbiorców u płci przeciwnej). Plusem jest to, że powieść jest lekko i zabawnie napisana, więc czyta się ją szybko. Ale to za mało, żeby miało to książkę uratować przed krytyką. Uważam, że historia jest trochę naciągana i ogólnie dość słaba. Absolutnie nie wnosi nic nowego i nie pozostawia po sobie żadnego śladu. Jestem pewna, że po odłożeniu na półkę od razu o niej zapomnę. Nie polecam osobom, które szukają czegoś więcej niż taniej rozrywki.

Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2018 roku – 85/100, Czytelnicze igrzyska, Grunt to okładka, Olimpiada czytelnicza – 424 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 85/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,8 = 11,4 cm, W 200 książek dookoła świata – Australia, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – przymiotnik, Zatytułuj się 2 - T




niedziela, 6 maja 2018

Laleczki - Anna Snoekstra

Autor – Anna Snoekstra
Tytuł – Laleczki
Tytuł oryginału – Little Secrets
Przekład – Dorota Stadnik
Wydawnictwo HarperCollins Polska
ISBN 978-83-276-3515-0


Zachęcona dobrymi opiniami Córeczki Anny Snoekstry, nie wahałam się i postanowiłam przeczytać Laleczki – kolejną książkę australijskiej pisarki. Nie wiem jaka faktycznie była Córeczka i czy by mnie zachwyciła, ale uważam, że w Laleczkach coś do końca nie zagrało. Ale do rzeczy.

Małe miasteczko Colmstock (czy zauważyliście, że dużo ostatnio u mnie małych, niby całkiem zwyczajnych miasteczek?). Małe miasteczka bywają bardzo różne: są sielskie, gdzie można spotkać ludzi życzliwych innym; są też mroczne, w których na jaw wychodzą mocno skrywane tajemnice. Do jakiej kategorii pasuje Colmstock – jak myślicie? Przyjezdni traktowani jak potencjalni wrogowie. Policjanci, którzy powinni stać na straży prawa, a w rzeczywistości są mistrzami w łamaniu go. Niespełniona dziennikarka, która za zobaczenie swojego artykułu na dziesiątej stronie w gazecie, zrobiłaby niemal wszystko. Jak sami widzicie małe miasteczko nie musi być wcale nudne; może mieć mroczne tajemnice; prześladowców i ofiary.

Główną bohaterką jest Rose Blakey, młoda kobieta która bardzo chciałaby wyjechać z tej zapyziałej dziury, jaką jest nie tylko w jej mniemaniu Colmstock. Od dawna marzy jej się kariera dziennikarska. Nawet próbowała w lokalnej gazecie, ale ta niestety splajtowała. Ale żeby się przebić potrzebny jest chwytliwy temat, a tego w Calmstock jak na lekarstwo. Do czasu… Właśnie nadarza się wyjątkowa okazja żeby spróbować zabłysnąć i zostać w końcu zauważoną. Pięć rodzin w miasteczku znajduje na progu swojego domu porcelanowe laleczki do złudzenia przypominające ich córki.
Czy człowiek, który zostawił lalki – oznacza swoje przyszłe ofiary?
Rose łapie wiatr w żagle i bez zbytniego zastanowienia wysyła krótki tekst do gazety, która nie cieszy się zbyt dobrą sławą. Nie myśli o tym jaki wydźwięk wśród lokalnej społeczności będzie miał ten artykuł, w którym Rose sugeruje w aferze lalkowej udział pedofila. Policja jest wściekła, a rodziny dziewczynek przerażone. Rose jest zdeterminowana i aby zrealizować swoje marzenia jest w stanie poświęcić naprawdę wiele. Do jakich czynów będzie w stanie posunąć się kobieta?

No to mniej więcej wiecie o co chodzi w Laleczkach. Szczerze mówiąc to gdy przeczytałam to co napisałam – miałabym ochotę sięgnąć po tę książkę. Ale uwierzcie jestem bardzo daleka od zachwytów. Powieść, która w zamyśle miała być thrillerem wypada blado i jestem przekonana, że nie dorównuje Córeczce. Laleczki to dobra okładka; opis, który daje nadzieję na ciekawą lekturę; zdecydowanie niewykorzystany potencjał opisanej historii.

Nie polubiłam bohaterów Laleczek. Rose, która realizowałaby się po przysłowiowych trupach, nie jest sympatyczną dziewczyną z sąsiedztwa. Mia jest dziwną przyjaciółką – gdy Rose powija się noga, Mia robi wrażenie osoby, która się z tego cieszy. Kilkoro policjantów, którzy przewijają się przez całą książkę okazuje się zupełnie inna niż na początku się wydawało.

Gdybym wystawiała oceny książkom, to Laleczki zostałyby obdarzone mocną trójką w skali od jeden do sześciu. Uważam, że powieść Snoekstry nie jest rewolucyjna, nie wnosi nic nowego do kanonu literatury i nie do końca spełnia swoje zadanie jako proza rozrywkowa. Niczyje życie nie ulegnie zmianie po lekturze Laleczek.

Nie zamierzam nikogo namawiać do przeczytania powieści Anny Snoekstry, ale nie będę też przekonywać, że nie warto tego robić. Jestem pewna, że osoby które przeczytały Córeczkę sięgną po tę książkę i nie będę was do tego zniechęcać. Sami podejmiecie decyzję. A może akurat komuś Laleczki się spodobają, może tylko mnie nie zachwyciły. Kto wie?

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:

ABC czytania – wariant 1, Akcja 100 książek w 2018 roku – 39/100, Czytelnicze igrzyska, Dziecięce poczytania, Grunt to okładka, Olimpiada czytelnicza – 336 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 39/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,2 = 4,9 cm, W 200 książek dookoła świata – Australia, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – tylko jedno słowo

środa, 21 marca 2018

Nieznana terrorystka - Richard Flanagan


Autor – Richard Flanagan
Tytuł – Nieznana terrorystka
Tytuł oryginału – The Unknown Terrorist
Przekład – Maciej Świerkocki
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-06467-2


Myśl, że miłość to za mało, jest wyjątkowo bolesna. Dlatego w obliczu takiej prawdy człowiek od stuleci usiłował znaleźć jakieś dowody na to, że miłość  stanowi największą siłę na ziemi.
Nieznana terrorystka to kolejna książka Richarda Flanagana, która trafiła w moje ręce. Przed jej otworzeniem wiedziałam już czego mogę się spodziewać. Na pewno dostanę historię osadzoną w Australii lub Tasmanii z wyraźnie zarysowanymi postaciami i ich portretami psychologicznymi. I chociaż najnowsza powieść (faktycznie czwarta, bo wydana w 2006 roku) trochę odbiega od tego, do czego przyzwyczaił mnie australijski pisarz, to nadal uważam, że jest to dzieło przemyślane i warsztatowo nienaganne.

Richard Flanagan jest potomkiem irlandzkich zesłańców. Nim zadebiutował jako prozaik, opublikował cztery książki o tematyce historycznej. I nawet jeśli w Australii był popularny wcześniej, to okno na świat dla jego twórczości otworzyło się w momencie wydania Ścieżek Północy, za którą otrzymał prestiżową nagrodę Man Booker Prize.

Nieznana terrorystka opowiada historię Giny Davies, tancerki występującej w klubie erotycznym pod pseudonimem Doll. Wskutek zbiegu okoliczności kobieta staje się główną podejrzaną w śledztwie dotyczącym zamachu terrorystycznego w Sydney. Opowieść o Doll nie jest jednak jedynym tematem tej powieści. Pokuszę się o stwierdzenie, że historia kobiety, mimo iż często wypływa na powierzchnię, jest tak naprawdę tłem do tego co najważniejsze – terroryzmu. Mamy świat po zamachu terrorystycznym na World Trade Center. Przerażenie ludzi na świecznikach całego świata, a przede wszystkim całkiem zwyczajnych obywateli i… media – żarłoczne, nienasycone, złaknione krwi.

Po drugiej stronie barykady stoi dziennikarz, Richard Cody, który próbuje ratować swoją zanikającą karierę. Na drodze staje mu arcyciekawy temat, dzięki któremu widzi siebie znów jako czołowego reportera. Na podstawie mistyfikacji wyłania się wypaczony obraz Giny – terrorystki, poszukiwanej, zaszczutej, nie mogącej znaleźć sobie miejsca, nie mającej dokąd uciec.
Nie (…) nic nie jest zabawne. We wszystkim chodzi jedynie o nienawiść. Świat istnieje wyłącznie po to, żeby nienawidzić i niszczyć. Każdy żart, każdy uśmiech i wszystko, co radosne, istnieje wyłącznie po to, by zakamuflować tę prawdę.
Flanagan wie, jak powinno się budować napięcie w powieści. Jego niespieszna narracja potrafi hipnotyzować, przykuwać, urzekać. Nieznana terrorystka to powieść ważna i zmuszająca do refleksji. Gwarantuję, że nikogo nie pozostawi obojętnym. Zaczęłam czytać i naprawdę przepadłam, ale gdy miałam napisać o niej kilka zdań to miałam niesamowity mętlik w głowie. Musiałam odsapnąć i poukładać wszystkie fragmenty w całość.

W 2014 roku miałam przyjemność zapoznania się z dziełem niemieckiego pisarza Heinricha Bölla, laureata Nagrody Nobla z 1972 roku, a mianowicie z Utraconą czcią Katarzyny Blum. I choć główna tematyka obu tych powieści – Nieznanej terrorystki i Utraconej czci Katarzyny Blum – jest inna, to mechanizm działania prasy, nagonka i manipulacja, pozostają prawie takie same. I przyznaję, że jest to niezmiernie smutne. 

Nieznana terrorystka jest powieścią wyjątkową, jak inne znane mi książki Richarda Flanagana. Australijski pisarz, nazywany diabłem tasmańskim zajął w moim sercu i na półkach w mojej biblioteczce bardzo ważne miejsce. I jak na razie jego pozycja jest niezagrożona. I chyba już tak pozostanie. Książkę czytało mi się naprawdę bardzo dobrze, a zakończenie… cóż, zakończenie jest całkiem odrębną sprawą. I nie mogę nic napisać, bo pragnę abyście byli tak samo wytrąceni z równowagi i zaskoczeni jak ja.

Richard Flanagan znajduje się w czołówce współczesnych anglojęzycznych pisarzy i wydaje mi się, że słusznie zajmuje tam miejsce. Z wielką niecierpliwością będę wyczekiwać jego kolejnej książki, wszystko jedno czy napisanej wcześniej, czy też zupełnie nowej. Akcja w powieściach Flanagana nie pędzi na złamanie karku, ale konsekwentnie, w ustalonym tempie odkrywa przed czytelnikiem kolejne fragmenty układanki. Właśnie dlatego lektura jego dzieł jest tak fascynująca. Nieznaną terrorystkę zdecydowanie polecam.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2018 roku – 26/100, Czytelnicze igrzyska 2018, Dziecięce poczytania, Olimpiada czytelnicza – 336 stron, Pod hasłem, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 26/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3,5 = 24,4 cm, W 200 książek dookoła świata – Australia, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – osoba

niedziela, 4 marca 2018

Dom w Riverton - Kate Morton


Autor – Kate Morton
Tytuł – Dom w Riverton
Tytuł oryginału – The Shifting Fog
Przekład – Anna Gralak
Wydawnictwo Albatros
ISBN 978-83-8125-114-3


Kate Morton – australijska pisarka. Studiowała w Londynie w Trinity College; ukończyła z wyróżnieniem University of Queensland i uzyskała dyplom z literatury angielskiej. Mieszka na przedmieściach Brisbane w Paddington. Jej powieści zostały wydane w 39 krajach. Dom w Riverton to jej literacki debiut, a zarazem mój pierwszy kontakt z jej twórczością.
Latem 1924 roku, w wieczór hucznego przyjęcia z udziałem miejscowej śmietanki towarzyskiej, nad brzegiem jeziora sąsiadującego z należącą do Hartfordów rezydencją w Riverton, przyjaciel rodziny, młody poeta Robbie Hunter odbiera sobie życie. W następstwie tragedii drogi życiowe dwóch mieszkających tam sióstr, Hannah i Emmeline, jedynych świadków zdarzenia, rozejdą się na zawsze; już się nigdy nie spotkają, nie zamienią ze sobą słowa.
Po siedemdziesięciu pięciu latach od tych tragicznych wydarzeń, zapomniana historia ma być przypomniana przez młodą reżyserkę Ursule Ryan, która jest spokrewniona z nieżyjącymi już siostrami Hartford. Ursule kontaktuje się z jedyną żyjącą jeszcze osobą, by móc poznać dawną historię. Dożywająca swoich ostatnich dni w domu opieki Grace Bradley, w młodości pracowała w Riverton jako służąca. Ursule chce nakręcić film dokumentalny a Grace ma pomóc jej w odtworzeniu okoliczności samobójstwa poety. Odżywają dawne wspomnienia, budzą się duchy przeszłości, z których wyłania się obraz domu w Riverton z jego mieszkańcami oraz ich dzieje na przestrzeni lat.

Akcja Domu w Riverton rozgrywa się w dwóch ramach czasowych, przypadających na lata dwudzieste i dziewięćdziesiąte XX wieku. Kate Morton oddała głos  Grace Bradley i z odmętów jej pamięci ukazuje się historia, którą mamy okazję poznać. Trudno jest mi oceniać tę książkę, gdyż Morton ma na swoim koncie już kilka książek i dość ugruntowaną pozycję na rynku wydawniczym. Na całe szczęście nic jeszcze tej autorki nie czytałam.
(…) ci, którzy żyją we wspomnieniach, tak naprawdę nigdy nie umierają.
Przyznaję, że się odrobinę wynudziłam (przez jakieś 200 stron), ale generalnie Dom w Riverton jest lekturą interesującą, którą w dodatku czyta się nawet sprawnie. Mnóstwo opisów jednak może wydłużyć niektórym czytelnikom zapoznawanie się z opowieścią. Ale wynikają z tego również plusy – duża dbałość o szczegóły sprawia, że obrazy powstałe w trakcie czytania nabierają realnych kształtów. Ciekawi bohaterowie ubarwiają chwile spędzone z książką a trochę senne tempo pomaga przenieść się w wyjątkowy klimat angielskiej rezydencji, poznać życie i zwyczaje arystokracji.
Przeszłość pragną poznawać tylko ci, którzy są nieszczęśliwi w teraźniejszości.
Nie bardzo rozumiem zachwyty na temat tej powieści. Owszem jest nie najgorsza, a biorąc pod uwagę fakt, że to debiut można dołożyć ze dwie gwiazdki (dla tych co oceniają). Ale żeby piać pod niebiosa… No nie, nie tym razem. Może kolejnym, ale chyba na razie muszę odpocząć od Kate Morton i jej książek. Zdaję sobie sprawę, że wielbiciele jej talentu, jeśli jeszcze nie czytali Domu w Riverton, to na pewno to zrobią. I jakiekolwiek pochlebne, czy też nie, słowa tego nie zmienią. Ci, którzy chcą zacząć swoją przygodę z australijską pisarką piszącą bardzo w angielskim stylu, to może niech lepiej zaczną od innej powieści, żeby się nie zrażać.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2018 roku – 20/100, Czytelnicze igrzyska, Dziecięce poczytania, Grunt to okładka, Olimpiada czytelnicza – 528 stron, Pod hasłem, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 20/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3,5 = 6,8 cm, W 200 książek dookoła świata – Australia, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – miejsce, Wyzwanie u Magdalenardo 2 w 1 - wiosna

wtorek, 13 lutego 2018

Moja siostra Rosa - Justine Larbalestier


Autor – Justine Larbalestier
Tytuł – Moja siostra Rosa
Tytuł oryginału – My Sister Rosa
Przekład – Magda Białoń-Chalecka
Wydawnictwo Bukowy Las
ISBN 978-83-807-4100-3

A gdyby najbardziej przerażającą osobą, jaką w życiu spotkałeś, była twoja dziesięcioletnia siostra?
Pomyślicie w tym momencie zapewne „co ona pisze –dziesięciolatka – niemożliwe”. A jednak możliwe. Rosa jest ślicznym dzieckiem, wygląda jak mały aniołek z burzą jasnoblond loków. Potrafi uwieść prawie każdego samym swoim spojrzeniem i rozbroić uroczymi dołeczkami w policzkach. Jak nie kochać takiej cudnej istotki? Ale Rosa nie jest taka słodka jakby się mogło wydawać. Krótko mówiąc Rosa jest małą psychopatką.

Historię poznajemy z punktu widzenia Che, siedemnastoletniego brata Rosy. Chłopak od momentu gdy dziewczynka przyszła na świat jest nią zauroczony. Bardzo kocha swoją młodszą siostrzyczkę, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że nie wszystko jest z nią w porządku. Dziwne jest to, że odbiegające od normalności zachowania dziesięciolatki zauważa tylko jej brat. Wiecznie zapracowani rodzice nie wiedzą, że coś się dzieje, a każdą anomalię tłumaczą różnymi sposobami. Całkowicie pozbawiona empatii Rosa jest bardzo inteligentnym dzieckiem i wykorzystuje miłość, którą otacza ją Che. Dziewczynka potrafi obejść wszystkie przeszkody i znaleźć luki w każdym zakazie. Cały czas jest na etapie testowania granic, jak daleko może się posunąć i okręcania sobie wokół palca rodziców i innych dorosłych.

Che jest jej całkowitym przeciwieństwem. Chłopak tak naprawdę chciałby tylko czterech rzeczy: sparować (trenuje boks), ale zabraniają mu tego rodzice; znaleźć dziewczynę; wrócić do domu (Australii, a ze względu na pracę rodziców, co kilka miesięcy przenoszą się z miejsca na miejsce – obecny „przystanek” to Nowy Jork); i ostatnia sprawa, najtrudniejsza do zrealizowania – utrzymać Rosę pod kontrolą. Co prawda dziewczynka jeszcze nikogo fizycznie nie skrzywdziła, ale Che zdaje sobie sprawę, że jest to tylko kwestią czasu. Czy nastolatkowi uda się chronić innych przed Rosą?

Powieść Justine Larbalestier potrafi mocno wstrząsnąć czytelnikiem. Książka przeraża i wywołuje ciarki przechodzące nie tylko po plecach, ale po całym ciele. Moja siostra Rosa to bardzo zajmująca i frapująca lektura. Dzięki lekkiemu pióru australijskiej pisarki, książkę czyta się szybko – nie przesadzę gdy napiszę, że jednym tchem. Jeżeli jednak macie ochotę na nagłe i nieoczekiwane zwroty akcji, to nie jest tego typu książka. Historia jest przejrzysta, napisana płynnie i przystępnie; nie ma tutaj dłużyzn ani niepotrzebnych przydługich opisów.

Moja siostra Rosa nie jest typowym thrillerem. Według mnie książka w połowie bardziej przypomina powieść obyczajową ze świetnie zarysowaną warstwą psychologiczną. Kreacje bohaterów przyciągają, jednak najbardziej magnetyzująca jest postać dziesięcioletniej Rosy, niezdolnej do poczucia winy, ciągle manipulującej innymi, egoistycznej dziewczynki. Może to dziwne, ale właśnie Rosa została (jak dla mnie) przedstawiona najciekawiej. Intryguje i przeraża, zachwyca, niepokoi i zwyczajnie wkurza. Psychopata – dorosły, napawa strachem; psychopata – dziecko, zatrważa, ale i fascynuje. I tak jest w tym przypadku.

Powieść Justine Larbalestier pobudza wyobraźnię i wywołuje całą gamę, często sprzecznych emocji. Jeżeli szukacie książki, która was wciągnie od pierwszej strony to zdecydowanie polecam Moją siostrę Rosę. Poznajcie dziecko mające prawdziwego diabła za skórą.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
ABC czytania – wariant 2, Akcja 100 książek w 2018 roku – 14/100, Czytelnicze igrzyska 2018, Dziecięce poczytania, Olimpiada czytelnicza, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 14/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3,3 = 16 cm, W 200 książek dookoła świata – Australia, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy - osoba

środa, 2 sierpnia 2017

Śmierć przewodnika rzecznego - Richard Flanagan

Autor – Richard Flanagan
Tytuł – Śmierć przewodnika rzecznego
Tytuł oryginału – Death of the River Guide
Przekład – Maciej Świerkocki
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-06358-3

 

To kolejna książka Richarda Flanagana, która trafia do moich rąk. Nawet wiem, czego mogę się spodziewać. Dostanę historię osadzoną w Australii lub Tasmanii, z wyraźnie narysowanymi postaciami – na pewno otrzymamy bogaty portret psychologiczny tychże; tragedia będzie wisiała w powietrzu, a całość przepełniona smutkiem. Śmierć przewodnika rzecznego jest pierwszą powieścią w dorobku Flanagana, ale nie można powiedzieć, by było to dzieło nieprzemyślane ani  by autorowi brakowało warsztatu. Już w debiucie widoczne są stałe punkty dalszej twórczości australijskiego pisarza. Jeden z nich stanowi opisywanie sytuacji potomków dawnych zesłańców, którzy musieli sobie poradzić na Ziemiach van Diemena.  Flanagan dał się poznać nie tylko jako znawca historii swojego kontynentu, ale także świetny pisarz i specjalista od budowania skomplikowanych wnętrz swoich bohaterów.

Nie inaczej jest w przypadku Śmierci przewodnika rzecznego. Główna postać, Aljaz Cosini, tonie w rzece Franklin, po której wielokrotnie pływał tratwą, przeprowadzając kolejne grupy turystów po niebezpiecznych bystrzynach. Gdy śmierć zbliża się nieuchronnie, Aljaz zdaje sobie sprawę, że otrzymał dar wizji, dzięki któremu może przyjrzeć się z góry każdej chwili swojego życia, a także życiu swoich przodków.
Powiem wam, że nie jestem zdziwiony tymi wizjami. Ani trochę. O ile wiem, wizjonerstwo jest u nas rodzinne. Harry ciągle miał wizje, zwłaszcza pod koniec tygodnia, po siedmiu dniach ostrego picia cydru i taniego rieslinga z Oślizgłym Tedem, starym kapitanem, poławiaczem homarów.  (…) w rodzinie po kądzieli trzecie oko miała też moja babcia, która wróżyła z fusów parzonej po turecku kawy i przepowiedziała, że z brzucha mojej mamy wylezą kiedyś robaki, i rzeczywiście, tak się mniej więcej stało.
Podążamy wraz z bohaterem po najważniejszych momentach życia, poznajemy także historię rodziny Aljaza. Opowiadacz prowadzi nas po swych kolejnych wizjach, dzięki czemu widzimy, jak Harry, ojciec przewodnika rzecznego jako kilkuletni chłopiec grzebie swego tatę, jak wiele lat później poznaje w Trieście Sonję, matkę Aljaza. Dowiadujemy się o dzieciństwie bohatera, o jego głuchocie, i wydarzeniach, które doprowadziły go po wielu latach na brzeg rzeki. Każda z historii odsyła nas do kolejnej i dodaje fragment pozwalający do stworzenia jednolitego obrazu dzikiej i przepełnionej bólem Tasmanii.

Bez wątpienia Flanagan wie, jak powinno się budować napięcie w powieści. Jego nieśpieszna narracja potrafi hipnotyzować niczym delikatny nurt rzeki Franklin, by za chwilę porwać tratwę z czytelnikiem na bystrzynę, gdzie trzeba szybko i umiejętnie lawirować pomiędzy pniami drzew i ostrymi kamieniami, żeby przetrwać podróż. Podobnie jest z lekturą dzieła literackiego tasmańskiego diabła; musimy trwać w ciągłym skupieniu, bo w przeciwnym razie wartki nurt narracji wyrzuci nas z łodzi i utopi.

Kolejne spotkanie z prozą Flanagana muszę uznać za udane. Kończąc Śmierć przewodnika rzecznego poczułam, że dowiedziałam się czegoś więcej o życiu i o sobie. Dlatego właśnie sięgamy  po ambitną literaturę, żeby zobaczyć świat zupełnie innymi oczami niż nasze i otworzyć się na tę inność. Wyprawa wzdłuż rzeki przypomina podróż w głąb siebie i pozwala poznać te zakamarki naszej psychiki, które normalnie zostają poza zasięgiem naszego wzroku. Flanagan zabiera nas dokładnie w taką podróż, jeśli popłyniemy wraz z nim, może i nam otworzy się trzecie oko. Gorąco polecam.

Zapraszam

Książka bierze udział w wyzwaniach:

Cztery pory roku, Czytamy powieści obyczajowe, Czytelnicze igrzyska 2017, Dziecięce poczytania, Kitty’s Reading Challenge – kraj, który pragniesz odwiedzić, Olimpiada czytelnicza, Pod hasłem, Przeczytam 52 książki w 2017 roku – 113/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3 cm, W 200 książek dookoła świata – Australia, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie Wiedźmy – osoba

środa, 8 lutego 2017

Pragnienie - Richard Flanagan

Autor – Richard Flanagan
Tytuł – Pragnienie
Tytuł oryginału – Wanting
Przekład – Maciej Świerkocki
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-06294-4


Richard Flanagan jest jednym z pisarzy, których twórczość w ciągu ostatnich paru lat zajęła bardzo ważne miejsce w mojej bibliotece. Zaczęło się od Ścieżek Północy, którymi byłam oczarowana. Dalej było niezwykle przejmujące Klaśnięcie jednej dłoni, a także Księga ryb Williama Goulda. Każda z tych powieści przypadła mi do gustu w większym bądź mniejszym stopniu, o czym zresztą pisałam wcześniej. Niezmiernie ucieszyłam się zatem, kiedy do moich rąk trafił egzemplarz nowej książki literackiego diabła tasmańskiego.

Pragnienie jest stosunkowo krótką powieścią (jakieś 250 stron), jak na warunki Flanagana. Rzuciłam wszystko i zabrałam się szybko do lektury, ale nie pociągała mnie tak, jak jej poprzedniczki. Chociaż Księga ryb… także fragmentami mnie irytowała, więc stwierdziłam, że trzeba przeczytać do końca, bo komu jak komu, ale Flanaganowi można zaufać. Nie zawiodłam się. Potwierdzenie po raz kolejny znajduje teza, że książkę należy oceniać całościowo, a nie po przeczytaniu li tylko jej części. No dobra, zacznijmy od początku.
Wojna skończyła się, tak jak czasem kończą się wojny: nieoczekiwanie. Pewien człowiek, który nikogo za bardzo nie obchodził, nieco nadęty mały prezbiteriański stolarz i kaznodzieja, najpierw w towarzystwie oswojonych czarnych i bez broni przebył wielkie, dziewicze pustkowia wyspy, a potem wrócił z całą hałastrą tubylców.
Akcja powieści toczy się w dwóch strefach przestrzennych i czasowych. Pierwsza ma miejsce na Ziemi van Diemena (dzisiejsza Tasmania) na początku lat czterdziestych XIX wieku, natomiast druga to Anglia drugiej połowy lat pięćdziesiątych tego samego wieku. Obie strefy dzieli kilkanaście lat i tysiące mil, łączy je natomiast bohaterka, lady Jane Franklin, żona (pierwsza strefa) wielkiego podróżnika i gubernatora Ziemi van Diemena, sir Johna Franklina. W drugiej strefie lady Jane występuje już jako wdowa po Franklinie, który zginął podczas ekspedycji do Arktyki. Bohaterka staje się łączniczką dwóch światów, ale nie jest główną postacią powieści, a raczej nie tylko ona.

W Pragnieniu na pierwszy plan wysuwa się czwórka bohaterów: oczywiście lady Jane i sir John, młoda Aborygenka Mathinna oraz Charles Dickens (tak, ten Dickens). Jane jest stanowcza i dość oschła w intymnych relacjach, gra idealną panią z socjety, wewnątrz jednak cierpi, że nie może zostać matką. John zachowuje w większości bierną postawę, jest uległy wobec zachcianek żony i nie nadaje się do zabawiania śmietanki towarzyskiej; tęskni za minionymi wyprawami. Mathinna jako jedyna ocalała ze swojego plemienia, zostaje adoptowana przez lady Jane, która stara się wychować Aborygenkę na angielską damę; jak się okazuje, największe błogosławieństwo stanie się dla dziewczynki źródłem nieszczęść. Pozostaje jeszcze Dickens, spełniony pisarz, dziennikarz, a nawet aktor, ale sfrustrowany swoim pożyciem małżeńskim. Zdecydowanie wiele te postaci dzieli, znajdujemy jednak cechę, która łączy wszystkich tych bohaterów – pragnienie. Każda z postaci nie może się pohamować, by nie oddać się w pełni pragnieniu, które je wypełnia.
I w tym momencie zrozumiał, że ją kocha. Nie potrafił dłużej dyscyplinować swojego niesfornego serca. On, człowiek, który przez całe życie wierzył, że pożądaniu ulega tylko dzikus, zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie wypierać się dalej swoich pragnień — oraz tego, że czegoś mu brakuje.
Ciekawe jest to, że swoją powieść Flanagan oparł na faktach, na co nie zwróciłabym pewnie najmniejszej uwagi, gdyby nie postać Charlesa Dickensa. Poszperałam trochę i okazało się, że małżeństwo Franklinów istniało naprawdę, sir John był podróżnikiem i gubernatorem Ziemi van Diemena, a Lady Jane rzeczywiście stworzyła galerię sztuki na drugim końcu świata i organizowała akcje, mające na celu odnalezienie jej męża na dalekiej północy. Dickens naprawdę współtworzył sztukę, o której mowa w książce, a nawet w niej zagrał. Brakuje tylko śladów Mathinny, choć może zbyt pobieżne były moje poszukiwania.

Niewątpliwie Richard Flanagan znajduje się w czołówce współczesnych anglojęzycznych pisarzy, i  słusznie zajmuje tam miejsce. Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnej jego książki, czy to napisanej wcześniej, czy zupełnie nowej. Flanagan nie pędzi z akcją na złamanie karku, ale bardzo konsekwentnie, w ustalonym przez siebie tempie odkrywa kolejne fragmenty układanki. Właśnie dlatego lektura jego dzieł jest tak fascynująca. Polecam gorąco.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:

Czytamy powieści obyczajowe, Dziecięce poczytania, Olimpiada czytelnicza, Pochłaniam strony, bo kocham tomy, Pod hasłem, Przeczytam 52 książki w 2017 roku – 19/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,3 = 10 cm, W 200 książek dookoła świata – Australia, Wielkobukowe wyzwanie, Wyzwanie Czytamy nowości, Zaczytajmy się

piątek, 25 listopada 2016

Jedyne wyjście - Helen FitzGerald

Autor – Helen FitzGerald
Tytuł – Jedyne wyjście
Tytuł oryginału – The Exit
Przekład – Mariusz Gądek
Wydawnictwo Burda Publishing Polska
ISBN 978-83-8053-143-7


Trzymaj się z dala od pokoju numer 7.
Catherine Mann, samolubna i niedojrzała dwudziestotrzylatka jest jedną z dwóch głównych bohaterek najnowszej powieści Helen FitzGerald Jedyne wyjście. Drugą jest starsza kobieta, pisarka i ilustratorka książek dla dzieci Rose Price, obecnie zamieszkująca jeden z pokoi w domu opieki „Zielona Przystań”. Rose cierpi na chorobę Alheimera, więc raz żyje w rzeczywistości i ma osiemdziesiąt dwa lata, by za chwilę przenieść się do swojego dzieciństwa, przeżywając ciągle i ciągle ten sam moment, jako dziesięciolatka.

Na pewno zastanawiacie się w tym momencie co wspólnego może mieć staruszka z demencją z dziewczyną, dla której najważniejsze jest jej własne dobro i bardziej żyjącej w mediach społecznościowych niż naprawdę. Otóż bardzo wiele, bo oto Catherine, zmuszona przez matkę rozpoczyna pracę właśnie w „Zielonej Przystani” (de facto nazwa cudowna, sielska i anielska, tylko brać i się przenosić na stare lata do takiego ośrodka).

Jedyne wyjście określone zostało jako thriller psychologiczny. O ile druga część książki to faktycznie thriller, to pierwsza połowa zdecydowanie jest powieścią obyczajową. Niemniej książkę czyta się doskonale. Bardzo łatwo przejść przez meandry wydarzeń stworzonych ręką australijskiej pisarki. Choć tematyka do najłatwiejszych nie należy. Starość, demencja, śmierć oraz inne choroby, które dotykają pensjonariuszy domu opieki. To trudne, ale bardzo ważne dla każdego z nas. Nigdy nie wiadomo z czym nam przyjdzie się zmierzyć.

Bohaterowie tej historii zostali wykreowani bardzo uważnie i są ludźmi z krwi i kości. Nie polubiłam Catherine od początku książki, ale w trakcie czytania powoli zmieniałam o niej zdanie. Niesamowite jak ta niedojrzała młoda kobieta przedzierzga się w odpowiedzialną, godną zaufania osobę. A najlepsze jest w tym to, że zauważa, jak bardzo płytka była i ona i jej najbliżsi znajomi, z którymi spędzała czas. Świetnie wykreowana została postać chorej staruszki Rose ze swoimi demonami powracającymi do niej z przeszłości. Rose nie czuje się bezpiecznie w „Zielonej Przystani”, rysuje jakieś, tylko sobie wiadome sceny, a punktem stycznym tych rysunków jest niezamieszkany pokój numer siedem. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nikt z kim dzieli swoje obawy, nie bierze ich poważnie, kładąc to na karb zdziecinniałego umysłu schorowanej kobiety.

Na pochwałę zasługuje narracja Jedynego wyjściaRaz uczestniczymy w myślach młodej Catherine, za moment towarzyszymy osiemdziesięciodwuletniej Rose, by za chwilę wejść w głowę Rose dziesięcioletniej. Taki sposób opowiadania historii na pewno nie był zbyt łatwy, ale FitzGerald świetnie sobie poradziła.

Miałam okazję dość niedawno czytać inną powieść pisarki, Wstyd. Tak jak ta, poruszała ważne kwestie życia i istotne problemy. Widać, że Helen FitzGerald bardzo dobrze porusza się w takiej trudnej tematyce i robi to z wielkim wyczuciem i wrażliwością. Z ochotą sięgnę po kolejną powieść autorki. Mam wrażenie, że dopiero zaczynam swoją podróż z jej twórczością. Tymczasem jeśli jeszcze nie czytaliście jej książek to gorąco polecam ich lekturę. Wydaje mi się, że nie będzie to czas stracony, dla mnie nie był. Jeszcze raz polecam.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
52/2016 – 169/52, Czytamy nowości, Gra w kolory, Grunt to okładka, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Olimpiada czytelnicza, Pod hasłem 2016, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 169/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,3 = 32,5 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata - Australia