czwartek, 31 maja 2018

Czytelnicze podsumowanie miesiąca - maj

Witam na progu czerwca. Maj był ogólnie udany i obfitował w dużo słonecznych dni, które w dużej mierze spędziłam na działce oddając się lekturze. Może dlatego udało mi się w końcu przekroczyć liczbę 8 przeczytanych książek.
Maj mi śmignął, ale tak jest zawsze. Piąty miesiąc roku przynosi ze sobą kilka powodów do imprezowania: imieniny moje i mojego ojca; urodziny mojego męża i teściowej; Dzień Matki. Powiem wam szczerze, że zawsze mnie to trochę męczy. Następnym podobnym imprezowym miesiącem będzie lipiec, czyli teraz odpoczywam.
No i mamy czerwiec. Zaczyna się lato i jeżeli dopisze pogoda, to działka czeka. 


W maju do mojej biblioteczki dołączyły następujące książki:


 

 
 
 
 


Przeczytałam:
- książek 13
- stron 5046 czyli dziennie 162

A wyzwaniowo wygląda to tak:

Do końca czerwca - Zatytułuj się! - 2


A jak Wam upłynął maj? Czy jakieś ciekawe książki wpadły w Wasze ręce?

Przypominam, że ciągle można się przyłączyć do wyzwań przeze mnie prowadzonych:Bibliotecznego oraz Czytamy nowości oraz do facebookowej grupy Czytamy prozę amerykańską

Zapraszam również na mój drugi blog > tutaj 

środa, 30 maja 2018

Spadek - Vigdis Hjorth


Autor – Vigdis Hjorth
Tytuł – Spadek
Tytuł oryginalny – Arv og miljø
Przekład – Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-06491-7


Vigdis Hjorth jest głośną pisarką norweską. W swoich powieściach analizuje rolę kobiety w relacjach rodzinnych i w związkach. Dała się poznać też jako krytyczna i nieustraszona uczestniczka debat społecznych. Za swoją twórczość otrzymała wiele nagród, a Spadek był najgoręcej komentowaną i dyskutowaną książką.
W spadku po rodzicach otrzymujemy nie tylko kolor oczu czy letniskowy domek…
Spadek to historia pewnej norweskiej rodziny. Rodzice i czwórka rodzeństwa w średnim wieku: Bård, Bergljot, Astrid, Åsa. Dwoje najstarszych dzieci, Bergljot i Bård nie utrzymuje kontaktów z resztą rodziny. Młodsze siostry mają dobre relacje  z rodzicami, odcinając się od starszego rodzeństwa. Jednak stosunki w tej rodzinie jeszcze zaogniają się za sprawą spadku.

Na pewno niejednokrotnie słyszeliście, a może nawet byliście bezpośrednimi świadkami takiej sytuacji, gdy dochodzi do podziału majątku. Bardzo często podział jest krzywdzący dla którejś ze stron i wówczas spadek staje się prawdziwą kością niezgody. Podobną sytuację możemy zaobserwować w powieści norweskiej pisarki. Już i tak napięte stosunki jeszcze się pogłębiają. Ale prawda jest taka, że spadek to tylko jedna składowa tej powieści. Dużo ważniejszym tematem są przykre doświadczenia z dzieciństwa. Vigdis Hjorth powoli odkrywa przed czytelnikiem historię z przeszłości. Tajemnice, które zostały zamiecione pod dywan, bo tak było lepiej, a może bezpieczniej.
Śniło mi się, że jestem w miejscach ze swojego dzieciństwa, szłam razem z matką po Eiketunet i próbowałam jej wyjaśnić, jak bardzo się ze wszystkim męczę, jak się szamoczę, ale ona nie słuchała, nie chciała słyszeć, nie chciała zrozumieć, mówiła tylko o własnych sprawach, a ja pomyślałam: musze się wyprowadzić z domu! A tuz potem: przecież nie mogę, mam dopiero pięć lat!
Fabuła Spadku oscyluje między teraźniejszością a przeszłością i początkowo, dopóki nie przyzwyczaimy się do stylu Hjorth, wydawać by się mogło, że jest chaotycznie. Później zauważamy pewną prawidłowość i wcześniejszy chaos przestaje nam przeszkadzać. Częste powtórzenia w tekście po chwili nabierają głębszego sensu. Spadek jest książką trudną, ciężką w czytaniu i zdecydowanie nie nadaje się dla każdego czytelnika.

Główną bohaterką i narratorką opowieści jest najstarsza z córek, Bergljot i to z jej punktu widzenia poznajemy całą historię. Zapis książki śmiało można by nazwać pewnego rodzaju pamiętnikiem (nie mylić z dziennikiem, bo brak tutaj chronologii). Początek jest wprowadzeniem do zasadniczej części przedstawiającej dysfunkcyjną rodzinę. Vigdis Hjorth w bardzo szczery i mocny sposób opisuje relacje panujące w rodzinie, mocno odbiegające od normalności, brak więzi i jawną niesprawiedliwość.
Nie głaskać swojej blizny, zostawić wszystko za sobą, wyjść z głupiej roli ofiary, czy to nie byłoby wyzwolenie? Raczej tak. Ale nie ma nic wspólnego z pojednaniem się z rodziną. Nie wierzyłam w nie.
Spadek to powieść, którą należy traktować z szacunkiem. To lektura bardzo trudna, wyczerpująca, wymagająca namysłu i uwagi. Czytałam ją wolno, smakowałam ją po kawałku. Opisana historia jest kontrowersyjna, wstrząsająca i przejmująca do bólu. Sądzę, że szybko o niej nie zapomnicie, a może nawet będziecie do niej wracać.

Dla kogo Spadek? Dla tych z was, którzy poszukują czegoś więcej nad literaturę popularną. Dla czytelników lubiących książki ambitne, których nie czyta się przez dwie godziny. I w końcu dla wielbicieli prozy Vigdis Hjorth.

Zdecydowanie polecam.
Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
ABC czytania – wariant 2, Akcja 100 książek w 2018 roku – 50/100, Czytelnicze igrzyska, Dziecięce poczytania, Grunt to okładka, Olimpiada czytelnicza – 368 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 50/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3,2 = 37,1 cm, W 200 książek dookoła świata –Norwegia, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – tylko jedno słowo

sobota, 26 maja 2018

Kocie oko - Margaret Atwood


Autor – Margaret Atwood
Tytuł – Kocie oko
Tytuł oryginału – Cat’s Eye
Przekład – Magdalena Konikowska
Wydawnictwo Wielka Litera
ISBN 978-83-8032-227-1


Margaret Atwood – kanadyjska pisarka, poetka i krytyczka literacka. Autorka ponad czterdziestu powieści, zbiorów wierszy oraz esejów. Jej książki opublikowano w 35 krajach. Napisała m.in.: Opowieść podręcznej, Serce umiera ostatnie, Kocie oko nominowane w 1898 roku do Nagrody Bookera oraz Grace i Grace nagrodzoną kanadyjską Giller Prize i włoską Premio Mondello. Za Ślepego zabójcę otrzymała w 2000 roku Nagrodę Bookera. Atwood wymieniana jest wśród najpoważniejszych kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.
Niepokojąca, głęboka i wnikliwa opowieść o krzywdzie i szukaniu tożsamości – córki, kochanki, artystki i kobiety.
Na pewno zdarzają się wam takie książki, do których z całą pewnością będziecie wracać. Ja też mam takie. I na tej półce znajduje się już jedna z powieści Margaret Atwood. Teraz dołączy do niej Kocie oko, bo to książka wyjątkowa. Książka, która wciąga czytelnika bez reszty. Książka, która skłania do myślenia, nie pozwala o sobie zapomnieć i posiada ogromny wachlarz emocji.

Bohaterką i narratorka Kociego oka jest Elaine Risley, malarka w średnim wieku. Po wielu latach nieobecności Elaine wróciła właśnie do Toronto, swojego rodzinnego miasta, gdzie ma się odbyć wystawa jej prac. Powrót do miasta swojego dzieciństwa budzi w kobiecie od dawna zapomniane, a może raczej skrzętnie ukrywane wspomnienia. Wraz z Elaine przeżywamy powrót do lat jej dzieciństwa i młodości. I jak to często bywa bilans tych reminiscencji wypada na korzyść tych, o których chciałaby (powinna) zapomnieć. Ale ona podświadomie w jakiś niezrozumiały sposób pielęgnowała te wspomnienia, które niewątpliwie zdeterminowały teraźniejszość i miały ogromny wpływ na ukształtowanie się jej jako dorosłego człowieka i artystki.

Wczesne dzieciństwo bez stałego miejsca zamieszkania, wojenna i powojenna poniewierka; romans z wykładowcą; zamążpójście i rozwód; śmierć brata i rodziców oraz to co odcisnęło chyba największe piętno na dziecku i skutkowało na późniejsze lata Elaine – „przyjaciółki” wieku dziecięcego, a zwłaszcza jedna z nich, Kordelia – jej dręczycielka.

Kocie oko to nie jest łatwa lektura. Po tych wszystkich książkach, gdzie akcja gna na łeb na szyję, proza Atwood przynosi czytelnikowi wytchnienie, bo Kocie oko napisane jest leniwie i tak też się je czyta, niespiesznie prawie sennie. Dzięki licznym retrospekcjom nigdy tak naprawdę nie wiemy, w którym momencie życia będziemy uczestniczyć na następnej stronie czy w kolejnym rozdziale. Opowieść Atwood tworzy pewnego rodzaju patchwork, z którego zszyte jest życie głównej bohaterki.

To moja druga książka Margaret Atwood i muszę przyznać rację tym, którzy mogą zarzucać pisarce feminizm. Mnóstwo w jej powieściach kobiecych bohaterek, którym poświęciła sporo czasu tworząc ich sylwetki. Męskie postaci również występują, ale są potraktowani trochę po macoszemu – oni są, z reguły gdzieś obok, bo być muszą. Ma się wrażenie, że są tylko towarzystwem albo tłem. A skoro ja to zauważyłam, a jestem kobietą, to zastanawiam się, jak odbierają prozę Atwood mężczyźni.

Kocie oko to kawał bardzo dobrej literatury i po raz drugi przekonuję się do niebywałego talentu kanadyjskiej pisarki. Niedowiarkom proponuję zmierzenie się z tą książką. Jestem pewna, że większość z was stwierdzi podobnie jak ja, że to wyjątkowa powieść, nostalgiczna i przejmująca, a nade wszystko robiąca ogromne wrażenie. Powieść, która mimo bardzo spokojnego przebiegu wstrząsa i nie daje o sobie zapomnieć. Sądzę jednak, że Kocie oko zostanie lepiej odebrane przez czytelników dojrzałych. Dla mnie to była literacka uczta. Zdecydowanie polecam.
Ostrzeżenie – czcionka-zabójca!

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2018 roku – 49/100, Czytelnicze igrzyska, Dziecięce poczytania, Olimpiada czytelnicza –  448 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 49/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3 = 33,9 cm, W 200 książek dookoła świata – Kanada, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – zwierzę

piątek, 25 maja 2018

Rok na odwyku. Kronika powrotu - Katarzyna T. Nowak


Autor – Katarzyna T. Nowak
Tytuł – Rok na odwyku. Kronika powrotu
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-06484-9


Katarzyna T. Nowak, dziennikarka i pisarki; córka Doroty Terakowskiej i Andrzeja Jerzego Nowaka (pianisty i kompozytora). Pisała artykuły do Gazety Krakowskiej, Przekroju i Twojego Stylu. Autorka trzech książek: Moja mama czarownica. Opowieść o Dorocie Terakowskiej; Kobieta w wynajętych pokojach; Kasika Mowka.

Rok na odwyku. Kronika powrotu jest książką całkowicie inną od wcześniej wymienionych, choć i ta ma bardzo osobisty charakter. Jest to taki typ książki, którą ogromnie trudno się ocenia. Bo niby jakim prawem mam chwalić czy krytykować? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i zdecydowanie nie chciałabym się znaleźć. Wszelkiego rodzaju uzależnienia to coś potwornego, czego nie powinno się życzyć nawet najgorszemu wrogowi. Tym bardziej podziwiam odwagę Katarzyny Nowak, bo nie każdego byłoby stać na takie wynurzenia.

Rok na odwyku to niewielkich rozmiarów książeczka (144 strony). Nie znaczy to jednak, że przeczytacie ją w pół godziny. Nie jest to błaha opowieść. To prawdziwa historia wychodzenia na prostą. Jeżeli w ogóle można mówić o wyjściu w takim przypadku. Katarzyna Nowak szczerze opisuje swój roczny pobyt za drzwiami zamkniętego zakładu odwykowego. Przez osiemnaście lat „dorobiła się” uzależnienia krzyżowego (zależność od kilku środków lub czynności) – alkohol i tabletki nasenne brane oddzielnie lub łącznie, bez różnicy.
Nie lubię terapeutów, pielęgniarek i pacjentów. Nikomu nie mam nic do powiedzenia, bo nie jestem uzależniona. Byłam. Co powiem na terapii – że czemu tu jestem? Tu są alkoholicy, narkomani, lekomani, hazardziści, a ja nie piję, nie ćpam, leków nie planuję już brać.
Książka stanowi zapis tego rocznego pobytu w zamknięciu. Przechodzimy wraz z bohaterką/autorką wszystkie fazy „trzeźwienia”; od uświadomienia problemu do akceptacji i poddania się. I jestem pewna, po przeczytaniu tej książeczki, że nie jest to łatwy proces i potrzeba niesamowitej siły woli i zaparcia, a także wsparcia rodziny i przyjaciół, żeby z tego wyjść. Ale nie należy zapominać – o czym Nowak często przypomina – że uzależnionym jest się do końca życia.

Rok na odwyku to kronika, a może raczej pamiętnik, w którym Nowak opisała nie tylko swoje przeżycia, ale także nakreśliła sylwetki swoich towarzyszy niedoli i ich problemy (alkoholizm, narkomania, lekomania, seks, hazard…). To nie jest literatura rozrywkowa, przeznaczona dla szerokiego kręgu odbiorców. To nie jest książka napisana lekko, miło i przyjemnie. I tak też się jej nie czyta. To pozycja trudna, napisana w sposób surowy, można by rzec – beznamiętny. Jakby ta cała sytuacja nie dotyczyła autorki, tylko stała gdzieś z boku, będąc obserwatorem.
Napisałam tę książkę, by pomóc innym uzależnionym. Pokazać, że warto wytrwać na odwyku, by dokonały się pozytywne zmiany w osobowości będące warunkiem trzeźwego życia. Jak mówią terapeuci: sama abstynencja to za mało. Mniej więcej trzydzieści procent nałogowców odstawia używki w wyniku głębokiej terapii. Ja odstawiłam i uczę się trzeźwego życia.
Rok na odwyku to taki rodzaj książki, która może zrobić wiele dobrego dla innych uzależnionych. Pokazuje, że wkładając maksimum wysiłku, da się zerwać z nałogami i daje nadzieję na lepsze jutro. Niestety przykre jest to jak małej ilości osób taki powrót się udaje: Jestem czwartą osobą i pierwszą kobietą, która skończyła roczny odwyk. Książka uświadamia jak trudna jest droga do trzeźwości, ale także że warto ją rozpocząć i zawalczyć o siebie.
Zrozumiałam, że przede wszystkim jestem człowiekiem, mam jedno życie i chcę być zdrowa (…) Zamierzam żyć, być zdrowa, chodzić na terapię i pracować nad sobą, pisać książki.
Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2018 roku – 48/100, Czytam, bo polskie, Czytelnicze igrzyska, Olimpiada czytelnicza – 144 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 48/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 1,2 = 30,9 cm, W 200 książek dookoła świata – Polska, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – czas

środa, 23 maja 2018

Wojna i pokój - Lew Tołstoj


Autor – Lew Tołstoj
Tytuł – Wojna i pokój
Tytuł oryginału – Война и мир
Przekład – Andrzej Stawar
Wydawnictwo Zysk i S-ka
ISBN 978-83-8116-165-7


Pisanie o Wojnie i pokoju Lwa Tołstoja wydaje mi się jednocześnie łatwe i trudne. Łatwe dlatego, ponieważ tę powieść zna chyba każdy, ale mało kto ją przeczytał. Trudne natomiast z tego powodu, że dzieło rosyjskiego pisarza zgodnie uznawane jest za arcydzieło światowej literatury. Całe multum artystów mówi chętnie o wpływie, jaki wywarła na ich twórczość ta rosyjska epopeja. Kilka znanych ekranizacji (filmowych i serialowych) zachwycało rozmachem, a wersja Bondarczuka otrzymała Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w roku 1968. Prawdopodobnie jest to najsłynniejsza książka napisana w języku rosyjskim (a także jedna z najobszerniejszych), a Tołstoj może walczyć o laur najchętniej cytowanego pisarza Rosjanina z Fiodorem Dostojewskim.

Skoro już nadarza się okazja, warto zrobić zbliżenie na samego autora Wojny i pokoju. Tołstoj był dzieckiem dwóch wielkich rodów arystokratycznych carskiej Rosji. Wcześnie stracił rodziców i wraz z rodzeństwem wychowywany został przez krewnych. Miał zapewnionych najlepszych nauczycieli i okazał się bardzo zdolnym uczniem. Już jako młody człowiek interesował się sprawami chłopstwa, założył w rodzinnej Jasnej Polanie szkołę dla chłopskich dzieci; do końca życia pracował u podstaw – na starość skłócił się z rodziną, gdyż chciał rozdać majątek chłopom. Tołstoj w młodości nie stronił od hazardu, zaciągnął się także do wojska w czasie wojny krymskiej, walcząc w oblężonym Sewastopolu. W Rosji autor Anny Kareniny uchodzi za wzór moralności; stworzył koncepcję etyczno-społeczną według której człowiek powinien dążyć do ciągłego moralnego doskonalenia oraz nie sprzeciwiać się złu przemocą. Wśród spadkobierców tej doktryny możemy wymienić choćby Mahatmę Gandhiego czy Martina Luthera Kinga. Tołstoj uważał także, że człowiek jest w stanie żyć zdrowo bez spożywania mięsa, dlatego też był zagorzałym zwolennikiem wegetarianizmu. W swojej twórczości dążył do prawdy oraz zwracał wiele uwagi na psychologiczne aspekty zachowań ludzkich, stąd też nie brakuje w jego powieściach pogłębionych portretów postaci.

Czas jednak napisać kilka zdań na temat tego wielkiego, prawdziwie epickiego dzieła. Woody Allen powiedział kiedyś: „Wziąłem kurs szybkiego czytania, zdołałem przeczytać Wojnę i pokój w dwadzieścia minut. To jest o Rosji”. W tym znanym żarcie Allena, który zapamiętał o wiele więcej z tej lektury, na co wskazuje film Miłość i śmierć, znajdujemy jednak ziarno prawdy o powieści Tołstoja. Bezsprzecznie, Wojna i pokój stanowi książkę o Rosji i Rosjanach w pierwszej kolejności. Główną osią epopei stają się wojny napoleońskie, wydarzenie o tyle ważne dla rosyjskiej kultury, że biorący w niej udział to w większości późniejsi dekabryści. Głównymi bohaterami są wielkie rody arystokratyczne: Bołkońscy i Rostowowie, Kuraginowie oraz Bezuchowowie. Protagonistą powieści, od którego pojawienia się w Petersburgu rozpoczyna się Wojna i pokój, jest Pierre Bezuchow, nieślubny syn Kiryła, głowy rodu.

Tytuł dzieła wypływa w prostej linii z kompozycji, gdyż dwa pierwsze tomy odnoszą się do pokoju, a trzeci i czwarty do czasów wojny. Wielość wątków i postaci powoduje, że streszczenie akcji w kilku zdaniach staje się niemożliwe, jeśli nie chce się uderzać w trywialną nutę i pominąć ważne wydarzenia. Moja opinia nie będzie tu wyjątkiem, miejsca by na blogu nie starczyło, by opisać najistotniejsze elementy fabuły. Dlatego odniosę się ponownie do słów Allena, Wojna i pokój jest o Rosji; od siebie dodam, że jeszcze o śmierci i miłości. Myśl Tołstoja, która krystalizuje się w powieści, że społeczeństwo rosyjskie w całości (od chłopstwa do szlachty) potrafi zjednoczyć się w sytuacji zagrożenia z zewnątrz, a co za tym idzie, autor Anny Kareniny zwraca uwagę na szlachetność tzw. dobrej wojny, czyli wojny obronnej. Tołstoj chwali także w powieści patriarchalny model tradycyjnej rosyjskiej familii. W dzisiejszych czasach patriarchat dostaje po głowie i ma się coraz gorzej, a o żadnej wojnie nie można powiedzieć, by była szlachetna. Co jednak nieprzemijające, to dążenie do moralnego samodoskonalenia, które stanowi wartość najważniejszą dla każdego człowieka.

Epicki rozmach i wartość etyczna i estetyczna Wojny i pokoju sprawia, że to jedno z najważniejszych dzieł literackich w historii. Mam propozycję: na zbliżające się nieuchronnie i wyczekiwane wakacje i urlopy polecam wziąć ze sobą powieść Tołstoja. Może okaże się miłą odmianą po wszystkich kryminałach i romansach. A dodatkowo nowe wydanie jest prześliczne. Przyjemnej lektury.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
ABC czytania – wariant 2, Akcja 100 książek w 2018 roku – 47/100, Czytelnicze igrzyska, Dziecięce poczytania, Olimpiada czytelnicza – 820 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 47/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 5,5 = 29,7 cm, Świat kultury 2018 – 20., W 200 książek dookoła świata – Rosja, Wielkobukowe wyzwanie 2018 – sąsiedzkie porachunki, Wyzwanie Czytamy nowości

wtorek, 22 maja 2018

Miłość i inne zadania na dziś - Kasie West


Autor – Kasie West
Tytuł – Miłość i inne zadania na dziś
Tytuł oryginału – Love, Life and the List
Przekład – Jarosław Irzykowski
Wydawnictwo Feeria Young
ISBN 978-83-7229-745-7


Miłość i inne zadania na dziś to moje siódme spotkanie z twórczością Kasie West. Mimo, że książka jest zdecydowanie przeznaczona dla innej grupy wiekowej niż moja, byłam pewna, że bardzo miło spędzę z nią czas. I tak też się stało.

Bohaterką najnowszej powieści Kasie West jest siedemnastoletnia Abby Turner, sympatyczna, ambitna dziewczyna z sarkastycznym poczuciem humoru. Abby ma trójkę zgranych przyjaciół: Coopera, Rachel i Justina, z którymi lubi spędzać czas. Właśnie zaczynają się wakacje i z dwójką z nich musi się rozstać. Pozostaje jej spędzanie lata z Cooperem. Ale jest pewna niedogodność, gdyż dziewczyna od dawna podkochuje się w swoim przyjacielu. Wydawać by się mogło, że Abby jest taką zwyczajną nastolatką. O tym, że jest wyjątkowa może świadczyć jej pasja. A jest nią malarstwo, które pochłania ją od dziecka. Pracuje w galerii sztuki i marzy o tym, aby móc wystawić tam swoje prace. Nadarza się ku temu okazja, ale właściciel galerii ma wątpliwości, twierdząc, że jej pracom brakuje głębi i serca. W ten sposób powstaje lista, dzięki której jej obrazy mają stać się dojrzalsze.

Kasie West ma niebywałe wyczucie i lekkość w kreowaniu bohaterów swoich opowieści. Postaci przez nią nakreślone są bardzo realistyczne i w większości przypadków nie da ich nie lubić. Powiem więcej, na pewno znajdą i tacy czytelnicy, którzy z chęcią by się z nimi zaprzyjaźnili. I tak też jest w przypadku najnowszej powieści West. I Abby i Coopera lubi się od początku, kibicuje im oraz trzyma kciuki za powodzenie ich życiowych zamierzeń i planów. Narratorką oczywiście jest Abby i dzięki temu mamy nieograniczony dostęp do jej myśli i uczuć. Jednak jest jedna osoba, która skradła moje serce. To drugoplanowa postać, ale ważna dla całej historii – dziadek Abby. To po nim dziewczyna odziedziczyła sarkazm. Ich rozmowy czytało mi się w wielką przyjemnością.

Miłość i inne zadania na dziś jest, jak wcześniejsze książki amerykańskiej pisarki, to napisana z niebywałą lekkością i ciepłem historia o przyjaźni i miłości. Całe szczęście powieści West nie są ckliwe, ani łzawe. Jeśli szukacie typowej historii miłosnej to tutaj jej nie znajdziecie. Powieści Kasie West zawsze poruszają jakieś ważne problemy i tematy.

Kolejna bardzo sympatyczna książka, która nada się wprost rewelacyjne na wiosenno-letnie leniuchowanie na świeżym powietrzu. Książkę (tak jak jej poprzedniczki) czyta się szybko i nie czuć upływającego czasu. Prawdę mówiąc nie wiem kiedy przeszłam przez te ponad czterysta stron i doszłam do ostatniej strony.

Każda z powieści West stanowiła dla mnie pewnego rodzaju odskocznię od monotonii dnia codziennego. Autorka Chłopaka na zastępstwo pisze w taki sposób, że chce się czytać jej książki, bez względu na wiek. I choć docelowo skierowane są dla młodego czytelnika, to sądzę, że nieważne ile mamy lat: piętnaście, trzydzieści czy pięćdziesiąt, każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Dlatego z czystym sumieniem polecam twórczość amerykańskiej pisarki. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że są to pozycje czysto rozrywkowe i nijak się mają do wielkich nazwisk światowej literatury. Ale przecież nie tylko "wielkich" się czyta. Prawda?

Miłość i inne zadania na dziś to książka, z którą miło spędza się czas. Polecam ją przede wszystkim młodzieży oraz rosnącej ciągle liczbie wielbicieli talentu Kasie West.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
ABC czytania – wariant 2, Akcja 100 książek w 2018 roku – 46/100, Czytelnicze igrzyska, Łów słów – miło, Olimpiada czytelnicza, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 46/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3 = 24,2 cm, W 200 książek dookoła świata – Stany Zjednoczone, Wyzwanie Czytamy nowości

piątek, 18 maja 2018

Czarodzieje Hateway - Marek Bartłomiej Cabak


Autor – Marek Bartłomiej Cabak
Tytuł – Czarodzieje Hateway
Wydawnictwo Wieża Czarnoksiężnika
ISBN 978-83-942098-5-8


Pamiętacie jeszcze Harry’ego Pottera? Po co ja pytam o takie sprawy? Jasne, że musicie pamiętać, nawet jeśli nie czytaliście. Potter dowiaduje się, że jest czarodziejem, gdy ma jedenaście lat… ale o czym ja piszę? Zapomnijcie o wszystkim, co zdarzyło się we wspomnianym przeze mnie cyklu, bo oto przybywają Czarodzieje Hateway.

Demetriusz Hateway, bohater tej książki, nie otrzymał listu z Hogwartu, nie uczył się w szkole dla czarodziejów. Do dwudziestego roku życia, żył w nieświadomości. Dopiero po śmierci ojca i dziadka, a także po ataku na babcię Adelajdę Demek dowiaduje się, że należy do starego rodu czarodziejów. Do tej pory zwyczajny student medycyny ze Szczecina, od dziś czarodziej, musi pogodzić się z rewelacjami, jakie na niego spadły. Świat magii Demetriusz poznaje dzięki swojej ciotce Caroline. No i przygoda się zaczyna.

Akcja rozłożona jest między Szczecinem, a San Francisko. Są też inne miejscowości, ale nie na tyle ważne, by o nich wspominać i jeszcze… różne miejsca czy światy (jak zwał tak zwał), ale zdecydowanie mniej realne. Powieść Czarodzieje Hateway napisana została w narracji pierwszoosobowej. Narratorem jest oczywiście Demetriusz i to z jego punktu widzenia poznajemy wydarzenia, w których uczestniczy. Dzięki temu mamy prawie nieograniczony dostęp do jego myśli, odczuć i należymy (wraz z narratorem) do świata przedstawionego.

Jak czarodzieje, to wiadomo – magia, która jest wszechobecna. Można śmiało powiedzieć, że opowieść Cabaka jest nią przesiąknięta. Autor włożył do tej powieści chyba wszystko, o czym można by zamarzyć. Mamy świat rzeczywisty i ten zdecydowanie mniej realny. Magiczne istoty i legendarne stworzenia; podróże w czasie i teleportację. Czego w tej książce nie ma? Akcja Czarodziejów Hateway gna na łeb, na szyję i chwilami ciężko za nią nadążyć. Jednak jest niezmiernie ciekawie, a czytelnik ma wrażenie, że zabraknie mu tchu.

W literaturze występuje naprawdę sporo bohaterów czarodziejów. Każdy jest inny na swój pokręcony (często) sposób. Czytelnicy, którzy sięgają po fantastykę mają na pewno swoich ulubionych czarodziejów. Dla niektórych najlepszym przykładem, będzie wspomniany Harry Potter czy Albus Dumbledore, dla innych Gandalf (Władca Pierścieni), a jeszcze innych Ged (Czarnoksiężnik z Archipelagu). Czy znacie te postaci? Nawet jeśli nie, to nie przejmujcie się tym, ponieważ Detetriusz to zupełnie inna bajka. Nie przypomina żadnego z wcześniej wspomnianych, przez co powieść Cabaka staje jeszcze bardziej interesująca i świeża.

Teraz łyżka dziegciu w tej beczce miodu, czyli to co absolutnie mi się nie spodobało. Uspokajam, że nie chodzi mi ani o postaci, ani o fabułę. Ale mam dwa zarzuty (tylko dwa). Ilustracje w książce, które często nie pokrywają się ze słowem czytanym – osoba, która je wykonywała (niejaka Joahannah), chyba niestety nie wiedziała do końca co rysuje. I drugi zarzut – do wydawcy – czcionka po prostu tragiczna. Może komuś z młodymi, zdrowymi oczami będzie to obojętne, ale ja potwornie się wymęczyłam czytając i to mimo okularów na nosie.

Czarodzieje Hateway to powieść pasjonująca, nieprzeciętna i zajmująca, bardzo dobrze sprawdzająca się jako literatura rozrywkowa, którą jest. Książka jest dobrze skonstruowana, ciekawa i pełna humoru, ale i niebezpieczeństwa. Co tu dużo gadać – cudowna historia, gdzie fantastyka i kryminał przenikają się, splatają i tworzą wspaniałą opowieść, którą się chłonie. Zapewniam, że nuda wam nie grozi, a istnieje możliwość zarwania nocy. Nie wiem czy stanę się jedną z wielbicielek talentu Marka Bartłomieja Cabaka, ale z pewnością jego kolejną książkę również przeczytam.

Czarodziejów Hateway polecam wielbicielom fantastyki, miłośnikom rodzimej prozy, młodszym i starszym czytelnikom – bo to powieść uniwersalna. Książka również dla każdego, kto lubi powieści przygodowe – bo w końcu przygoda jest jednym z bohaterów tej historii.

Marek Bartłomiej Cabak zaprasza nas na ucztę, więc jak tu nie skorzystać i nie zasiąść do stołu? Ja ze swej strony życzę wam wszystkim smacznego J i polecam gorąco.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
ABC czytania – wariant 3, Akcja 100 książek w 2018 roku – 45/100, Czytam, bo polskie, Czytelnicze igrzyska, Łów słów – czar, Olimpiada czytelnicza – 460 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 45/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3,6 = 21,2 cm, W 200 książek dookoła świata – Polska, Wyzwanie Tropem fantastycznych postaci, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – osoba

środa, 16 maja 2018

Drugie oblicze - Adam Zalewski


Autor – Adam Zalewski
Tytuł – Drugie oblicze
Wydawnictwo Dom Horroru
ISBN 978-83-950201-1-7


Adam Zalewski jest autorem opowiadań i powieści grozy. Pochodzi z Kwidzynia, a obecnie mieszka w spokojnej pomorskiej wiosce Karpiny, leżącej u podnóża nadwiślańskiej skarpy. Jest zafascynowany Stanami Zjednoczonymi Ameryki, więc akcję swoich thrillerów umieszcza właśnie tam. Podobnie jest w przypadku jego najnowszej powieści Drugie oblicze.

Znacie to z autopsji, gdy nie wiecie nic o autorze, ani o jego wcześniejszej twórczości? Tak właśnie miałam z Adamem Zalewskim. Trafiłam na Drugie oblicze przeglądając ofertę Sztukatera i pomyślałam: dlaczego nie. Można dać od czasu do czasu szansę polskiemu autorowi. Biję się w piersi – za rzadko sięgam po rodzimą prozę i zawsze sobie obiecuję, że to się zmieni. No ale w końcu jest książka polskiego autora, ale o dziwo z akcją osadzoną w Stanach Zjednoczonych. No to do rzeczy.

Niewielkie miasteczko na Zachodnim Wybrzeżu w stanie Oregon, na południe od Albany, pięćdziesiąt mil od Salem [pisałam już wcześniej, że mam szczęście ostatnio do małych miasteczek, chyba przyciągam takie książki jak magnes]. Akcja Drugiego oblicza przenosi nas do Sammy Creek, miasteczka liczącego niewiele ponad dwa tysiące mieszkańców. Opowieść zaczyna się latem 1964, a kończy pod koniec czerwca 1965 roku.

Czasami życie zmusza nas do tego, żeby zacząć wszystko od początku. Robinsonowie – John, Emma i piętnastoletni Slim właśnie zaczynają od nowa. Akurat przeprowadzili się ze stanu Idaho, gdzie prowadzili gospodarstwo i uprawiali ziemniaki. Brat Johna Erick zaproponował mu pracę w miejscowym tartaku. Decyzja została podjęta i rodzina Robinsonów przeniosła się do Sammy Creek.

Zwyczajna książka obyczajowa, pomyślicie. Ja też tak myślałam... na początku. Ale z odwracaniem kolejnych kart akcja się rozkręca, a nawet mocno zagęszcza. Powieść obyczajowa ewoluuje, by stać się rasową powieścią grozy. Podczas lektury czułam przez skórę, że ten spokój miasteczka jest złudny i że na pewno wszystko się zmieni. Nie spodziewałam się jednak jak wielka będzie to zmiana.

A cała historia zaczyna się od konfliktu o podłożu religijnym. Większość mieszkańców Sammy Creek to baptyści, a Robinsonowie są katolikami. Możecie sądzić, że to nie problem. Robinsonowie też go nie widzieli, ale inaczej rzecz się miała z pastorem tutejszego kościoła Jamesem Stormwatchem. Facet jest po prostu niereformowalny i nie znosi innowierców, o czym Robinsonowie przekonują praktycznie zaraz po przeprowadzce. Przy tym pastor (niestety) ma wpływy, czy jak kto woli plecy, a nawet gdy ich nie ma to budzi ogólny strach. I tak jak napisałam wcześniej – zaczyna się od konfliktu na tle religijnym – a później przenosi się na inne dziedziny życia. Konflikt się nawarstwia, problemy nabrzmiewają i zaczynają prowadzić do jawnej walki. Zaczyna dochodzić do aktów przemocy, a ofiarą staje się Slim Robinson, chłopiec spokojny i zrównoważony.

Zalewski zabrał mnie do miasteczka, w którym na pierwszy rzut oka mogłabym zamieszkać. Jednak po lekturze jestem pewna, że uciekałabym stamtąd gdzie pierz rośnie. Drugie oblicze okazało się na tyle dobrą książką, że nie będę się wahała i po kolejną powieść Adama Zalewskiego z chęcią sięgnę. Autor skonstruował ciekawych i wyrazistych bohaterów. Zadbał też o porządne portrety psychologiczne. Czytelnik nie ma problemu z przeniesieniem się z fotela w swoim mieszkaniu do amerykańskiego małego miasteczka. A to dzięki autorowi, który bardzo dobrze opisał miejsce akcji.

Powieść Drugie oblicze okazała się dobrą, wciągającą i interesującą książką, którą całkiem sprawnie mi się czytało. Historia przedstawiona przez Zalewskiego trzyma w napięciu do ostatniej strony, a finał robi niesamowite wrażenie. Książka, tak jak zapewniał wydawca, gwarantuje przeżycia pełne emocji oraz wzruszeń i jest jak życie – pokazuje, że nic nie jest jednoznaczne. Książka nie jest wolna od wad, ale zapomina się o nich po skończeniu opowieści.

Mam nadzieję, że jesteście gotowi na podróż do Sammy Creek. Od siebie dodam jeszcze tylko cztery słowa – naprawdę warto, więc polecam.

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2018 roku – 44/100, Bezsenne wyzwanie 2018, Czytam, bo polskie, Czytelnicze igrzyska, Olimpiada czytelnicza – 310 stron, Przeczytam 52 książki w 2018 roku – 44/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 1,6 = 17,6 cm, W 200 książek dookoła świata – Polska, Wyzwanie Czytamy nowości, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – liczba