piątek, 29 kwietnia 2016

Raven - Sylvain Reynard

Autor – Sylvain Reynard
Tytuł – Raven
Tytuł oryginału – The Raven
Cykl – The Florentine
Przekład – Ewa Morycińska-Dzius
ISBN 978-83-287-0246-2

Raven (ebook)
Sylvain Reynard – człowiek zagadka. Nikt nie wie (poza nim samym) czy jest kobietą, czy mężczyzną. Ja na potrzeby tej opinii założyłam, że jest mężczyzną. Reynard napisał trylogię o zabarwieniu erotycznym o profesorze Gabrielu Emmersonie, specjaliście od twórczości Dantego, prowadzącego mroczne życie nocne. Książki te szybko stały się hitami, zajmując najwyższe miejsca na listach bestsellerów. Czy ta powieść powtórzy sukces cyklu Piekło Gabriela?

Czy napisanie książki o wampirach było ryzykownym przedsięwzięciem? Być może. Ale Reynard świetnie poradził sobie z tym tematem. W literaturze i filmie natrafiamy na wiele wizerunków wampirów. U Anne Rice są wyrafinowane i znudzone „życiem”, ale poruszają się tylko pod osłoną nocy. Stephenie Meyer postawiła na wampiry świecące w blasku słońca. Charlaine Harris doprowadziła do ich ujawnienia, więc żyją ramię w ramię z ludźmi i żywią się syntetyczną krwią. Bram Stoker stworzył najsławniejszego wampira w historii literatury i filmu, Drakulę. Jedni twierdzą, że szkodzi im srebro i czosnek, drudzy, że woda święcona. Co jest prawdą, tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że zawsze mają nadludzką siłę, są piekielnie szybkie i żywią się krwią. Niektóre potrafią nawet latać. A zabić je można przebijając serce osikowym kołkiem, odrąbując głowę i spalając szczątki.

Jaki jest wampir u Reynarda? Przede wszystkim jest arystokratą. Przez ludzi nazywany lordem, przez wampiry księciem. Wyrafinowany, jak wampiry u Rice, otacza się pięknymi przedmiotami i dziełami sztuki, ale ma całkiem ludzkie słabości, jeśli chodzi o główną bohaterkę Raven Wood.
Niepełnosprawna, poruszająca się o lasce Raven Wood zajmuje się renowacją obrazów w Galerii Uffizi we Florencji. Pewnego wieczoru jest świadkiem brutalnego napadu na bezdomnego. Próbując interweniować, sama ściąga na siebie wściekłość napastników. Z mroku wyłania się tajemnicza postać, która bezwzględnie rozprawia się z bandziorami. Raven traci przytomność, a odzyskawszy ją stwierdza ze zdumieniem, że jest teraz przepiękną, atrakcyjną kobietą. Jeszcze bardziej zaskakuje ją fakt, że w Galerii wszyscy traktują ją jak obcą osobę oraz że ze zbiorów znikła kolekcja bezcennych ilustracji Botticellego. Poszukiwania sprawców zuchwałej kradzieży oraz próby ustalenia tożsamości jej anonimowego wybawcy prowadzą ją w mroczne zakamarki Florencji, gdzie słowa „namiętność” i „strach” nabierają nowego znaczenia, i gdzie mieszkają istoty rodem z przerażających legend i sennych koszmarów.
Czy chcielibyście obudzić się rano i stwierdzić, że wyglądacie jak milion dolarów? Po pierwszym szoku zapewne większość z was chciałaby, aby taki los był jego udziałem. Ale trochę gorzej, jeśli przy okazji stwierdzicie, że uciekł wam bezpowrotnie tydzień życia i nie macie bladego pojęcia co się z wami działo. Słabo, prawda? Wyobraźcie sobie taką sytuację, a będzie wam łatwiej „wejść w skórę” Raven Wood. Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że tajemniczym wybawicielem jest wampir William York. Więcej nie zdradzę, bo musiałabym się hamować przy każdym kolejnym zdaniu.

Ciężko pisać o książce, gdy nie bardzo lubi się głównych bohaterów. Przyznam, że nie polubiłam Raven Wood. Co prawda podczas lektury były momenty, gdy już miałam nadzieję, że to się zmieni, ale w następnej chwili to odczucie zupełnie słabło. Jeżeli chodzi o Williama, to szczerze mówiąc z reguły lubię wampirzych bohaterów. W tym przypadku jest inaczej. Czegoś mi w nim brakowało. Niby opiekuje się Raven, ale sam wpędził ja w kłopoty. Niby mu na niej zależy, ale z góry zakłada, że miłości to między nimi nie będzie. W sumie to chyba zależy mu tak naprawdę na sobie i własnej przyjemności z picia krwi podczas spółkowania. No dobra, Raven też ma przy tym niesamowitą przyjemność.
Wizja świata Raven uległa przemianie. To było, myślała, jak przejście z geocentrycznego widzenia wszechświata na heliocentryczny. Oprócz tego jej heliocentryczny wszechświat zawierał teraz istoty nadprzyrodzone, które w ciągu paru minut leczą się z ran zadanych nożem i karmią istotami ludzkimi.
Doświadczyła najróżniejszych uczuć: strachu, ciekawości, ulgi, gniewu… a nawet, w pewnych chwilach, pożądania.
Dołożyłam już łyżkę dziegciu do beczki miodu, to teraz już będzie dobrze. Nie czytałam wcześniej Reynarda, więc nie spodziewałam się nie wiadomo czego. Jak dla mnie (a tematyka wampiryzmu nie jest mi obca) powieść jest całkiem przyzwoicie napisana. Ponad pięćset stron, a w ogóle się tego nie czuje. Czyta się nad wyraz szybko i nie męczy. Dodatkowo Wydawnictwo zadbało o bardzo czytelną czcionkę, więc odbiór jest o tyle ułatwiony. Dla tych, którzy oceniają książkę po okładce, warto na nią zwrócić uwagę. Jest naprawdę ładna. Jak wampiry, to wiadomo fantastyka i w tym gatunku powieść Reynarda wypada całkiem dobrze. Ponieważ jest to pierwsza część cyklu, więc pozostaje mi mieć nadzieję, że jeszcze zdążę polubić bohaterów i że kolejne części będą przynajmniej takie jak ta. Dodam także, że bardzo interesująco została przedstawiona Florencja, ale prawie zawsze w świetle księżyca. Smaczkiem są opisy (dość szczegółowe) dzieł sztuki epoki odrodzenia, m. in. Sandro Botticellego.

Dla kogo Raven? Dla każdego wielbiciela fantastyki. Dla tych, którzy lubią wampiry. Dla osób, które uwielbiają mroczne klimaty, a zwłaszcza duszną atmosferę małych i wąskich uliczek. I w końcu dla tych z was, którzy lubią niebezpieczeństwo, a tego w tej powieści jest naprawdę dużo. Polecam.                  

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:

czwartek, 28 kwietnia 2016

Dzieci Abrahama - Robert Littell

Autor – Robert Littell
Tytuł – Dzieci Abrahama
Tytuł oryginału – Vicious circle
Przekład – Jan Kraśko
ISBN 978-83-7392-576-2

Dzieci Abrahama - Littell Robert

Nadto rzekł do niej anioł Pański: oto poczęłaś i urodzisz syna, i nazwiesz go Ismael… Będzie to człowiek dziki, ręka jego będzie przeciwko wszystkim, a ręka wszystkich będzie przeciwko niemu… Potem Hagar urodziła Abrahamowi syna.
Genesis 16 
Na to rzekł Bóg: Nie! Ale żona twoja Sara urodzi ci syna i nazwiesz go imieniem Izaak… Oto pobłogosławię mu i rozplenię go, rozmnożę go nad miarę… Ale przymierze moje ustanowię z Izaakiem.
Genesis 17
Robert Littell jest amerykańskim pisarzem i autorem powieści sensacyjnych i kryminalnych. Napisał kilka książek o tematyce szpiegowskiej, skupiających się wokół tematu zimnej wojny. Przez wiele lat był dziennikarzem współpracującym z Neesweekiem. Pisząc, często korzysta z doświadczenia zdobytego w pracy korespondenta.

Jednak ta książka jest inna. Nie rozgrywa się w okołorosyjskich realiach. Dzieci Abrahama to powieść o ciągle aktualnym konflikcie między Izraelem a Autonomią Palestyńską. I choć Littel mieszka na stałe w Stanach Zjednoczonych, to ta tematyka jest mu bardzo bliska. Sam jest Żydem (i uwaga!) polskiego pochodzenia, więc mamy poniekąd nasz wkład w tę książkę.

Otrzymałam powieść, którą czytało mi się dość opornie, ale (broń Boże!) nie jest ona ani nudna, ani źle napisana. Po prostu wymagała ode mnie co jakiś czas przerwy na zastanowienie, na rozważania. Jeżeli więc szukacie lektury niezobowiązującej, to w tej chwili możecie przestać czytać tę opinię, a książki lepiej nie bierzcie do rąk.
Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, kiedy świat z niecierpliwością oczekuje na zawieszenie broni między Izraelem a Autonomią Palestyńską i podpisanie układu pokojowego. Ale wtedy doktor al-Szaat, legendarny palestyński terrorysta, uprowadza znanego fundamentalistycznego rabina Apfulbauma. Podczas długich dni uwięzienia, drobiazgowych przesłuchań i gorączkowych dyskusji między mężczyznami nawiązuje się niezwykła więź. Czy łączące ich poglądy religijno-polityczne mogłyby doprowadzić do przerwania zaklętego kręgu, w jakim od lat tkwią ich narody?
Ciężar gatunkowy książki jest znaczący, bo i myśl przewodnia do najlżejszych nie należy. Akcja książki posuwa się niespiesznie, w swoim tempie, odsłaniając nam kolejne rozdziały z życia głównych bohaterów. Bez pośpiechu prowadzi nas przez liczne dialogi między porwanym Apfulbaumem, przywódcą żydowskiego podziemia a jego porywaczem Abu-Bakrem, uchodzącym za mudżaddida, czyli wyczekiwanego przez muzułmanów odnowiciela, zesłanego przez Boga. W powieści nie brak brutalnych przesłuchań i tortur. Treść często jest wstrzymywana, robiąc miejsce na wypowiedzi zainteresowanych w sprawy konfliktu (dla mnie były to chwile na zaczerpniecie głębszego oddechu). Jeżeli przejdziecie z sukcesem przez lwią część książki, czeka was niespodzianka, bo akcja pod koniec zdecydowanie przyspiesza i trzyma w napięciu do ostatniego zdania.

Konflikt pomiędzy wyznawcami judaizmu a muzułmanami został przedstawiony w bardzo szczególny sposób i skupia się w dużej mierze do pomieszczenia, w którym początkowo przesłuchiwany jest Apfulbaum. Napisałam początkowo celowo, bo  czytając książkę każdy zauważy, że granica między przesłuchaniem a rozmową bardzo szybko się zaciera, a w końcu między tymi dwoma, zamkniętymi w jednym pokoju mężczyznami dochodzi do pewnego porozumienia. Do tego jeden, jak i drugi noszą to samo imię, z którym kojarzyć się może przypowieść o Izaaku i Abrahamie zamieszczonej w Księdze Rodzaju – Izaak i Ismail (muzułmański odpowiednik Izaaka).

Pewnie pomyślicie sobie, po co mam czytać tę powieść, skoro codziennie w mediach ciągle jest obecny konflikt palestyńsko-izraelski. Jesteśmy niemymi świadkami przemocy, agresji i cierpienia w imię świętej wojny. Czy pokój i porozumienie między tymi dwoma stronami jest możliwy? Mało prawdopodobne, tym bardziej, że jedni dla drugich są od lat śmiertelnymi wrogami.
Kiedy nadejdzie pora – powiedział rabin – trzeba umrzeć z taką godnością, żeby zabójcy zrozumieli, że Żydzi są narodem wybranym przez Boga. – I dodał: - Chcą się bawić w godność? Proszę bardzo, chętnie się pobawię.

Dzieci Abrahama to kawał bardzo dobrej literatury, wymagającej niepodzielnej uwagi. Jak napisałam, nie jest to książka, którą przeczytać można przez dwie godziny.  Mnie zajęło to kilka dni, ale tylko dlatego, że co jakiś czas odkładałam ją na dobrą chwilę. Wtedy czytałam dla odpoczynku inne książki. Zresztą często czytam kilka książek w jednym czasie, aby móc zaczerpnąć tchu między nimi. Littell wykonał bardzo dobrą „robotę”. Powieść Dzieci Abrahama jest świetna, mądra i ważna.

Dla kogo? Przede wszystkim dla wszystkich tych, którzy interesują się tym, co dzieje się na świecie. Dla tych, którzy lubią powieści o historii najnowszej, ale także sensację i fakty. Także dla tych, którzy lubią wyzwania, bo Dzieci Abrahama takim wyzwaniem są. Od siebie dodam jeszcze, że cieszę się, iż takie książki powstają i że dane mi było ją przeczytać. Gorąco polecam, jednocześnie mając nadzieję, że kiedyś pokój między muzułmanami a wyznawcami judaizmu jednak nadejdzie.

Dziękuję



Książka przeczytana w ramach wyzwań:

wtorek, 26 kwietnia 2016

Przedpremierowo - Tylko ty - Federico Moccia

Autor – Federico Moccia
Tytuł – Tylko ty
Tytuł oryginału – Sei tu
Cykl – Chwila szczęścia
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA
ISBN 978-83-287-0177-9
Tylko ty
Akcja powieści rozgrywa się w Polsce, a dokładnie w Warszawie, Krakowie i Morskim Oku. Nicco postanawia odnaleźć Anię, polską turystkę, którą poznał w Rzymie i w której się zakochał. W podróży towarzyszy mu jego najlepszy przyjaciel, Gruby. Przed wyjazdem udaje im się zdobyć warszawski adres Ani, który jednak okazuje się nieprawdziwy. Na szczęście w centrum miasta natrafiają na wielki baner reklamowy z Anią w roli modelki.

Dużo czytałam i słyszałam o Frederico Moccii, jednak nigdy wcześniej nie czytałam żadnej jego powieści. Ta powieść była pierwszym spotkaniem z tym autorem, a jest to druga część cyklu. Ale nie szkodzi, gdyż śmiało można zacząć przygodę z przemiłym Włochem Nicco od tej książki. Narracja jest tak prowadzona, że czytelnik czuje się jakby od początku towarzyszył bohaterom. Naprawdę nic się nie traci. Nie znaczy to, że nie mam ochoty, aby poznać wcześniejszą część. Na pewno przeczytam.

Tymczasem dostałam do rąk powieść Tylko ty, która wprost cudownie się nada na wiosenno-letnie leniuchowanie na łonie natury. Majówka już tuż-tuż. A ja spędzam ją (o ile pozwala na to pogoda) na działce, na leżaczku pod lipą. I czytam…
W życiu wiele spraw dzieje się przez przypadek, tylko na niektóre z nich mamy wpływ i prawie zawsze właśnie te są najlepsze. Jak pomysł, by znowu ją zobaczyć. Idę przez park z rękami w kieszeniach i kiedy przychodzi mi on do głowy, serce zaczyna bić mocniej i nie mam żadnych wątpliwości.Jak dobrze jest mieć przebłyski świadomości (…) Myślę o Ani, o jej beztroskim śmiechu, o jej urodzie, o tym, jak lubiłem się z nią spotykać, jak bardzo za nią tęsknię i jak bardzo chciałbym ją pocałować, i że wkrótce będę w Warszawie… Tak, znów ją zobaczę, wszystko może się jeszcze wydarzyć, jest tyle do odkrycia i przeszłość nie może pokrzyżować mi planów.Aniu, jadę do ciebie.

Co dostajemy w książce? Otóż, mamy całkiem głębokie uczucie pewnego sympatycznego Włocha do równie miłej Polki. Poznali się w Rzymie i właśnie po kilku tygodniach Nicco przyjeżdża do Polski, aby spotkać miłość swojego życia. Szalone? Tak. Ale to młodzi ludzie i wypada im być szalonymi. Całe szczęście, że Federico Moccia okazał się bardzo łaskawy dla Polaków, którzy ogólnie rzecz biorąc nie są zbyt miło odbierani na świecie. A w tej opowieści Nicco spotyka na swej drodze tylko samych przesympatycznych ludzi: parę gejów, którzy mieszkają pod adresem, gdzie miała mieszkać Ania; pracowników hotelu; Klaudię - pracownicę agencji reklamowej; pana Galicę - gazdę z Tatr. Każdy jest przedstawiony bardzo przychylnie i każdego można od razu polubić.
W miłości nie ma reguł. chcesz robić to, czego pragniesz, czujesz namiętność, która pali cie od środka, i zapominasz o całym bożym świecie, na nikogo się nie oglądasz, chcesz tej drugiej osoby, i koniec. Miłość jest czerwona, czerwona jak ogień.Dociera to do ciebie w momencie, kiedy masz wrażenie, że cały świat leży u twych stóp. Nie czujesz głodu, nie potrzebujesz snu, nie czujesz zimna. Wystarczy ci ona…

Moje serce jednak skradłby przyjaciel głównego bohatera, Gruby. Jego luzackie podejście do życia, szaleństwo i poczucie humoru, całkowicie mnie przekonały. Polubiłam wszystkie postaci, bo nie mogło być inaczej. Nie ma tu czarnego charakteru, który psułby innym krew.

Tylko ty to bardzo przyjemna historia o miłości i przyjaźni, mimo wszystko. Nie ma granic, nie ma barier, jest za to czyste, świeże, młodzieńcze uczucie. Takie książki sprawiają, że na chwilę zapominam o otaczającym mnie świecie. Zapominam o bolączkach i problemach. Jest tylko ta czytana opowieść i jest dobrze. Jestem przekonana, że również wy spędzicie trochę czasu, relaksując się przy tej książce. Dodatkowym plusem jest bardzo czytelna czcionka, która pozwala na naprawdę szybka lekturę.
Spoglądam na swoje nogi. Padłem na łóżko w butach. Są ubrudzone ziemią po dzisiejszych spacerach. Myślę, że zaprowadziły mnie pełnego nadziei aż tutaj. Tymczasem zabiorę do Włoch tylko warstwę błota. Wystarczy je uprać, by się wszystkiego pozbyć.
Z butów, ale czy również z serca?

Nic dodać, nic ująć. Jeżeli chcecie choć na chwilę oderwać się od codzienności, to ja polecam wam powieść Tylko ty. Ta historia pozwoli na chwileczkę zapomnienia… Dla kogo ta powieść? Dla wszystkich, którzy potrzebują odpoczynku po ciężkim dniu. Dla tych, którzy lubią historie miłosne. I dla tych, którzy szukają lekkiej, niezobowiązującej opowieści. Polecam.
Dziękuję

http://muza.com.pl/literatura-kobieca/2319-tylko-ty-9788328701779.html

Książka bierze udział w wyzwaniach:

sobota, 23 kwietnia 2016

rozmowa trwa dalej - Roman Honet

Autor – Roman Honet
Tytuł – rozmowa trwa dalej
ISBN 978-83-65125-22-4

Rozmowa trwa dalej - Honet Roman
(…) 
podróż pośmiertna jest furią, 
chwilą błyszczącą jak napój w domu nekromanty, 
kiedy rodzi się biel, milczenie, 
pęd – ślepe szaleństwo urządzeń, 
które nie mogą kochać 

ani zabić, bowiem podróżujący 
zawsze dbają o dystans i komfort 
pozostali nękają swoim drżeniem 
pismo, dziwny cmentarz 
(podróż pośmiertna)

Nie znałam do tej pory twórczości Romana Honeta, ba!, sam poeta był dla mnie zagadką. Tom rozmowa trwa dalej był dla mnie zatem pierwszym spotkaniem z tym autorem i muszę przyznać, żałuję, że nigdy wcześniej nasze drogi się nie skrzyżowały. Ale zanim o tomie, najpierw trochę o samym Honecie. Ten mieszkający w Krzeszowicach poeta zadebiutował jeszcze w wieku ubiegłym, ale dopiero jego dojrzała twórczość, powstała od momentu współpracy z Biurem Literackim, przyniosła mu nominacje do prestiżowych nagród (Nike, Silesius, Gdynia) i w konsekwencji Nagrodę Poetycką im. Wisławy Szymborskiej w roku 2015 za tom świat był mój. Oprócz pisania poezji prowadzi zajęcia z kreatywnego pisania na Uniwersytecie Jagiellońskim.

(…) 
ta pora zmierzchu, igła 
lub wąż z rozżarzonego metalu – i człowiek, 
który wędrował przez węża, złożył w nim jajo 

i wydobywa to, co wyhodował 
albo pożyczył na starość – ścierwo 
w trzęsących się rękach i fałsz 
(człowiek, który wędrował przez węża)

Roman Honet uznawany jest za poetę, jak nazwał go Marian Stala, wybitny literaturoznawca, nurtu ośmielonej wyobraźni, a także za jednego z nowych egzystencjalistów współczesnej liryki polskiej. Rzeczywiście, czytając wiersze tego autora z tomu rozmowa trwa dalej można zauważyć odejście o ascetycznej wizji poetyckiej, ale także nie można mówić tu o szalonym efekciarstwie, tak modnym w ostatnich latach. Utwory Honeta rzucają czytelnika w granice świata, który przypomina senne złudzenie. Okazuje się jednak, że wizja oniryczna pozwala zobaczyć to, czego nie widać na jawie; świat snu staje się miejscem, w którym zamieszkała prawda (a nawet Prawda) w swej czystej, niezakłamanej formie.

                                   (…) a może to było 
nie tak, to wszystko. może zmyśliłem imiona 
i daty, otworzyłem sen nie mój, 
na darmo, może pszczoły to rodzaj choroby powietrza, 
umarli – dzieci, które jedzą śpiew 
(otworzyłem sen nie mój)

Uczuciem, które mnie najmocniej uderzyło podczas lektury był dojmujący, spokojny smutek. Dzięki temu, że oddałam się melancholii, tęsknocie przeglądając ten tom, wydawało mi się, że zaczynam dotykać istoty samej rzeczy, czyli charakteru poezji Honeta. W książce poetyckiej rozmowa trwa dalej poruszamy od cichego gniewu, (wrzącego, kipiącego metalu) do akceptacji. Jednakże mimo śmierci, straty i smutku wiersze nie sprawiają wrażenia depresyjnych, nie dobijają czytelnika, tylko dzielą się z nim cichą mądrością ze świata snu. Niewątpliwie Honet stworzył tom bardzo dojrzały i świadomy, w którym nie ma miejsca na przypadki, przez co wydźwięk dzieła jest tym silniejszy. Pozostaje mi wam polecić poezję Romana Honeta, bo to naprawdę dobra literatura. Na koniec oddaję głos poecie:

(…) 
moje ręce, większe już teraz, 
pewnie nie pasowałyby do twojej 
twarzy 
pewnie odwykły, 
lecz nie wielkość miary 
i przyzwyczajenie, ale czas trwania ciszy 
poświadcza rozstanie

                                    *

więc: co zostało przerwane, to zaledwie życie. 
rozmowa trwa dalej 
(rozmowa trwa dalej)

Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

piątek, 22 kwietnia 2016

Folwark Zwierzęcy - George Orwell

Autor – George Orwell
Tytuł – Folwark Zwierzęcy
Tytuł oryginalny – Animal Farm
Przekład – Bartłomiej Zborski
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA
ISBN 83-7200-996-1

Orwell pisał:Folwark Zwierzęcy miał być przede wszystkim satyrą na rewolucję rosyjską. Jednak, jak podkreślam, przesłanie utworu jest szersze: chciałem wyrazić w nim myśl, iż ów szczególny rodzaj rewolucji (gwałtowna rewolucja oparta na konspiracji, z motorem napędowym w postaci nieświadomie żądnych władzy osób) może doprowadzić jedynie do zmiany władców. Mój morał brzmi tak oto: rewolucje mogą przynieść radykalną poprawę, gdy masy będą czujne i będą wiedzieć, jak pozbyć się swych przywódców, gdy tamci zrobią, co do nich należy.
[…] Nie można robić rewolucji, jeśli nie robi się jej dla siebie; nie ma czegoś takiego jak dobrotliwa dyktatura.”

Chyba każdy słyszał o jednej z najbardziej znanych książek George’a Orwella, obok Roku 1984. Od jakiegoś czasu jest lekturą w gimnazjum. I tak się zastanawiam, czy aby nie za wcześnie. Bo choć to dzieło krótkie (136 stron ze słowem od tłumacza), to jednak treściwe i kłopotliwie trudne. Nie dajcie się zwieść tej z wyglądu maleńkiej książeczce, bo to kawał potężnej i bardzo dobrej literatury.
Człowiek jest jedynym stworzeniem, które konsumuje, niczego nie produkując. Nie daje mleka, nie znosi jaj, jest zbyt słaby, by ciągnąć pług, nie potrafi dogonić królika. A jednak jest panem wszystkich zwierząt. Zapędza je do pracy, przydziela minimalne ilości pożywienia, by nie głodowały, a resztę zatrzymuje dla siebie.
Na folwarku należącym do pana Jonesa wybucha powstanie pod przywództwem młodego i ambitnego knura Napoleona. Po wypędzeniu z folwarku właściciela i parobków, splądrowaniu obejścia i przemianowaniu Folwarku Dworskiego na Folwark Zwierzęcy zwierzęta organizują dla siebie nowe życie, określone przez Siedem Przykazań mówiących o wrogości wobec ludzi, solidarności wszystkich zwierząt, wyrugowaniu wzajemnej agresji i zasadzie powszechnej równości Wszystkie zwierzęta są równe.
Człowiek nie dba o interesy żadnego stworzenia wyłącznie o własne. Niech wśród nas, zwierząt, zapanuje pełna jedność, pełne braterstwo, solidarność w walce. Wszyscy ludzie to nasi wrogowie. Wszystkie zwierzęta są braćmi.
Wkrótce jednak pojawiają się problemy wewnętrzne nowej społeczności, a Napoleon rozwiązuje je bez skrupułów, w sposób bezwzględny. Niedługo potem następuje koniec demokratycznego „bałaganu”, a zwierzęta zostają zmuszone do zachowania całkowitego posłuszeństwa wobec Towarzysza Napoleona. Zaczynają się rządy wedle wzoru  systemu totalitarnego, łącząc zastraszenie z demagogią. A co z tego wyniknie, tego nie zdradzę, żeby nie psuć wam przyjemności z poznawania lektury. Powiem tylko, że istotnej zmianie ulega najważniejszy punkt Przykazań: Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre zwierzęta są równiejsze od innych.
Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.
Folwark Zwierzęcy jest świetnym przykładem powieści parabolicznej, gdzie przedstawione postaci i wydarzenia obrazują uniwersalne prawdy dotyczące egzystencji. Jest to także satyra i mikropowieść o wartkiej, skondensowanej akcji. Mówi o zepsuciu, które rodzi się, gdy dochodzimy do władzy. Pod pierwszoplanową treścią skrywa się ukryte znaczenie tego dzieła.

Orwell ukazuje mechanizmy systemu totalitarnego i metody manipulowania społeczeństwem. Autor wyśmienicie przedstawia nam cały wachlarz zachowań i charakterów. Możemy zaobserwować najróżniejsze typy osobowości, od bezwzględnego dyktatora do typowego przodownika pracy.

Folwark Zwierzęcy spowoduje niejednokrotnie na waszych twarzach uśmiech, ale jak dla mnie jest to gorzki uśmiech, całkowicie pozbawiony radości. Bo i nie ma tu miejsca na radość. Orwell w tej publikacji obnażyła wszystkie nasze najgorsze wady, nie dając w zamian żadnej nadziei. Cóż mogę dodać. Tylko tyle, że jeśli jeszcze nie czytaliście, to koniecznie przeczytajcie. Możecie także obejrzeć Folwark w jednej z dwóch produkcji: z 1999 roku w reżyserii Johna Stephensona lub wersję animowaną z 1954 roku. Polecam gorąco.

Książka bierze udział w wyzwaniach:

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Listonosz - Charles Bukowski

Autor – Charles Bukowski
Tytuł – Listonosz
Tytuł oryginału – Post Office
Przekład – Marek Fedyszak
ISBN 978-83-7392-522-9

Zaczęło się od zwykłej pomyłki. 
Były święta Bożego Narodzenia. Od pijaka mieszkającego na wzgórzu, który co roku odstawiał ten numer, dowiedziałem się, że zatrudnią niemal każdego. Poszedłem więc i zanim się spostrzegłem, taszczyłem skórzaną torbę i wędrowałem bez pośpiechu od domu do domu. Ależ lekka robota! – pomyślałem. 
Kolejna przygoda z prozą Charlesa Bukowskiego i, jak zwykle, udana. Tym razem było to spotkanie z wydaną w 1971 roku, pierwszą powieścią tego amerykańskiego pisarza urodzonego w Niemczech. Listonosz to w dużej mierze książka autobiograficzna, jak to zazwyczaj bywa u Bukowskiego. Główny bohater, Henry Chinaski, będący alter ego pisarza, rozpoczyna pracę na poczcie jako listonosz. Jesteśmy świadkami niezliczonej ilości perypetii, do których dochodzi za sprawą Henry’ego. Jak się okazuje, praca listonosza nie jest ani zajęciem łatwym, ani do końca bezpiecznym. Praca w terenie potrafi być całkowicie nieprzewidywalna, a praca urzędnika pocztowego okazuje się powolnym zabijaniem. Oczywiście, Chinaski radzi sobie w każdej sytuacji na swój bardzo zawadiacki sposób.

W dniu dżinsu wszyscy w miasteczku mieli nosić dżinsy, bo inaczej lądowali w jeziorze. Włożyłem mój jedyny garnitur i krawat i powoli, niczym Billy Kid, na oczach wszystkich, przeszedłem przez całe miasteczko, spoglądając w okna i zatrzymując się co pewien czas, by wypalić cygaro. Złamałem tę mieścinę jak zapałkę.

Powieść stanowi poniekąd satyrę na strukturę i działanie urzędu pocztowego w Ameryce. Bukowski często bezlitośnie wyśmiewa wszystkie absurdy, od biurokratycznych po kadrowe włącznie. Rzeczywiście, pisarz przepracował jako urzędnik pocztowy prawie dwanaście lat, co stanowiło naprawdę spory staż na tym stanowisku, zwłaszcza w opisywanych czasach. Nie brakuje w Listonoszu stałych tematów, pojawiających się w twórczości „starego świntucha”, mianowicie wielkiej trójcy, czyli kobiet, alkoholu i wyścigów konnych. Najlepiej, gdy wszystkie trzy występują jednocześnie, wtedy Chinaski (Bukowski) daje prawdziwy popis pomysłowości i pokazuje, że ma sporo werwy.  Gonitwy pozwalają na skupienie myśli i zdobycie pieniędzy na alkohol, który sprawia, że życie mniej boli. A gdy są pieniądze i alkohol, to zawsze znajdzie się w pobliżu jakaś kobieta sprawiająca, że świat nabiera trochę jaskrawszych kolorów.

Ocean – powiedziałem. – Spójrz. Smaga brzeg, podpełza do niego i się cofa. A pod powierzchnią ryby, biedne ryby walczące ze sobą, pożerające się nawzajem. Jesteśmy jak te ryby, tyle że znajdujemy się tutaj. Jeden fałszywy ruch, a już po nas. Dobrze jest być mistrzem. Dobrze jest znać się na rzeczy.

Niewątpliwie Listonosz jest powieścią pełną humoru i nieprzewidywalnych sytuacji. Język Bukowskiego nie stawia barier komunikacyjnych, chyba że komuś przeszkadzają wulgaryzmy i sprośności. Za humorem, prostotą i autorskim dystansem kryje się jednak głębia. Mówi się, że dobry artysta przez całe życie tworzy jedno dzieło, ciągle rozwijając myśl, która mu przyświeca. Bukowski pisał o szaleństwie, siedzącym wewnątrz każdego z nas. W Listonoszu stworzył portret szaleństwa, które dotyka ludzi w życiu codziennym. Praca ponad siły, wykańczająca człowieka fizycznie i psychicznie, wyrabianie odrealnionej normy, uprzykrzanie życia przez zwierzchników mogą prowadzić do utraty zmysłów. Z drugiej strony chyba właśnie to szaleństwo trzyma głównego bohatera przy życiu.

Listonosza czyta się świetnie, szybko, nierzadko z uśmiechem na ustach, choć zdarza się, że to gorzki uśmiech. Zdecydowanie nie jest to lektura bezbolesna, bo spomiędzy kolejnych gagów i historii przebija się cierpienie Bukowskiego (Chinaskiego). Powieść ma w sobie to, co inne teksty największego autsajdera w Kalifornii, potrafi fascynować zarówno szanowanego literaturoznawcę, jak i tanią dziwkę z najpodlejszej dzielnicy. Kto do tej pory nie miał styczności z prozą Bukowskiego, czas nadrobić zaległości; Listonosz na początek będzie w sam raz. Tym, którzy twórczość „starego świntucha” znają i potrafią ją smakować, nie muszę tej książki polecać.

Rano było rano, a ja wciąż żyłem.
Może napiszę powieść – pomyślałem.
A potem to zrobiłem.
Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

sobota, 16 kwietnia 2016

Poszukiwacze, 1. Stół króla Salomona - Luis Montero Manglano

Autor – Luis Montero Manglano
Tytuł – Stół króla Salomona
Tytuł oryginału – La mesa del rey Salomón
Trylogia – Poszukiwacze
Przekład – Katarzyna Okrasko i Agata Ostrowska
ISBN 978-83-7818-738-7

Okładka książki Stół króla Salomona
Tirso Alfaro, doktorant na wydziale historii sztuki, podczas praktyki w muzeum Canterbury jest świadkiem kradzieży zabytkowej pateny. Po powrocie do Madrytu odpowiada na enigmatyczną ofertę pracy i bierze udział w osobliwym procesie rekrutacji, nawet nie podejrzewając, że na próbę wystawia go tajna organizacja – Narodowy Korpus Poszukiwaczy, którego celem jest odzyskanie cennych dzieł sztuki należących do dziedzictwa Hiszpanii. Wkrótce Tirso włączy się do szaleńczej pogoni za mitycznym Stołem Salomona, który wedle legendy może przynieść tylko nieszczęście. Tym samym zostanie wciągnięty w oszałamiającą spiralę niebezpieczeństw, zdrady i śmierci.
Hiszpański pisarz Luis Montero Maglano do tego momentu był dla mnie zagadką. Nie znałam jego twórczości; zresztą z współczesną literaturą europejską jestem na bakier. I oto okazało się, że w moje ręce wpadła książka, którą po prostu pochłonęłam i od razu chciałam więcej.

Luis Montero Maglano, podobnie jak bohater powieści Stół króla Salomona, jest absolwentem historii sztuki, dla którego historia jest prawdziwą pasją. Nie dziwi więc, że napisał książkę na poły historyczną, na poły przygodową, gdzie artefakty sprzed wielu, wielu lat grają wiodącą rolę.
U kresu drogi szukający nie odnajdzie bogactwa. Nie odnajdzie wiedzy. Czekają go tylko ból i szaleństwo. Nic poza tym. Niech porywczy ludzie zapomną o władzy, która ich przerasta. Ona sprowadza nieszczęście, Trwoga nad Trwogami.
Oddajcie Bogu, co boskie. Człowiek niech poprzestanie na tym, co ludzkie.
Wstęp opowiada dokładnie, co można znaleźć w książce Montero, więc ja skupię się na swoich odczuciach i wrażeniach. A ta powieść robi niesamowite wrażenie. Czyta się ją bardzo szybko, bo akcja gna na łeb, na szyję. Nie ma mowy o nudzie, a zarwana noc może się stać waszym udziałem. I wcale się nie zdziwię, gdy nie będziecie mogli, tak jak ja, oderwać się od tej książki. Często, towarzysząc kawalerowi poszukiwaczowi i jego towarzyszom z Korpusu, ma się duszę na ramieniu. Niebezpieczeństwo goni niebezpieczeństwo, jest ciasno i mrocznie. I nie wiadomo skąd może czekać na nas zagrożenie. Ryzyko to wypadkowa tej niezwykłej i arcyciekawej pracy. Aż chciałoby się, mimo niepewności, dołączyć do tej wyjątkowej, a może elitarnej grupy.
Tam oto znajduje się serce Szeol. Zapieczętowana przez Marchosjasa Trwoga nad Trwogami, kamienne Szpony. Wzywany przez Klucz, w Kluczu Zamknięty. Tylko Klucz otworzy drogę do Imienia nad Imionami. Ale Klucz zbudzi Budowniczego. Niech nieszczęścia i klęski spadną na powiernika Klucza Protokletosa, gdyż ten, kto pobudzi Budowniczego, nie zazna spokoju ani w tym świecie, ani po śmierci.
Bohaterowie powieści zostali „zaprojektowani” z niezwykłą starannością i stanowią mieszankę wybuchową. To bardzo ciekawe osobowości i niezwykle interesujące charaktery. Co ważne, każdego na swój pokręcony sposób polubiłam. Oczywiście po pewnym czasie, bo z początku niestety nie każdy zasługuje na atencję. Głównego bohatera, Tirso, darzyłam sympatią od pierwszych kart w książce i tak już zostało. Zresztą jak przeczytacie, sami się przekonacie, że większość zapracowała sobie na szacunek.

Podsumowując, mamy pędzącą jak TGV akcję,bardzo ciekawą fabułę, świetnych bohaterów, mnóstwo niebezpieczeństw, co równa się niesłychanie wciągającej i ekscytującej przygodzie.

Stół króla Salomona stanowi niesamowite połączenie powieści Dana Browna, serialu Bibliotekarze i filmów z serii Indiana Jones. Mamy już niemieckiego Dana Browna – Philippa Vandenberga, teraz przyszedł czas na hiszpański odpowiednik tego pisarza. Pierwsza część trylogii Poszukiwacze to powieść przygodowo-historyczna z zawrotną akcją i bardzo ciekawą fabułą, ale też mroczny thriller, gdzie nie brak trupów, strzelaniny i wszelkich niebezpieczeństw.  
Teraz już wiem, że u kresu tego poszukiwania znalazłem jedynie tęsknotę. Niewykluczone, że tak właśnie powinno być: poszukiwanie nie kończy się odnalezieniem czegoś, gdyż poszukiwanie nigdy nie ma końca. Poszukiwacz nie musi niczego znajdować; liczy się samo poszukiwanie.
To ono nadaje naszemu życiu sens. 
Wówczas zdałem sobie sprawę, że naprawdę jestem Poszukiwaczem. Byłem nim całe życie. 
I poczułem się z tego dumny, dumny jak nigdy dotąd.
Będę z niecierpliwością wypatrywać drugiego tomu Poszukiwaczy, a was już dzisiaj zapraszam do lektury tej ekscytującej powieści. Dajcie się wciągnąć tej niezwykłej przygodzie. Jeśli lubicie prozę Dana Browna czy filmy o Indim, to na pewno będziecie zachwyceni. Polecam gorąco.

Dziękuję

Znalezione obrazy dla zapytania dom wydawniczy rebis

Książka bierze udział w wyzwaniach: