Autor
– Cristina Sánchez-Andrade
Tytuł
– Zimowe Panny
Tytuł
oryginału – Las Inviernas
Przekład
– Katarzyna Okrasko
ISBN
978-83-287-0110-6
Któregoś ranka przemknęły jak szept szerszenia, szybsze niż mgnienie oka.
One.
Zimowe Panny.
Mężczyźni pochyleni nad ziemią wyprostowali się, by popatrzeć. Miotły kobiet zastygły w miejscu. Dzieci przerwały zabawę – dwie kobiety, wysokie i szczupłe, trochę przygarbione jakby zmęczone życiem, przechodziły przez rynek.
Tak zaczyna się powieść Zimowe Panny hiszpańskiej pisarki,
okrzykniętej jednym z najwspanialszych głosów kobiecych głosów we współczesnej
literaturze hiszpańskiej. I przychylam się do tego stwierdzenia. Nie znałam
wcześniej dokonań Cristiny Sánchez-Andrade, nawet nie wiedziałam, że gdzieś w
Hiszpanii jest pisarka, która tak potrafi czarować słowem. Tak, czarować, bo ja
po przeczytaniu tej książki czuję się zaczarowana i zastanawiam się, co się
stało, że nic o niej nie wiedziałam. Teraz mam ogromną ochotę na kolejne powieści,
mając nadzieję, że będą lepsze a przynajmniej tak samo dobre.
Bo powieść Zimowe Panny jest jak powiew wiatru w upalny dzień lub lekki
deszczyk, gdy ziemia łaknie wody. Czytałam jak jedną z najpiękniejszych baśni,
których do tej pory nie znałam. Język, jakim posługuje się autorka, nie jest
skomplikowany, raczej powiedziałabym, bardzo przystępny, jednak książka
przedstawia się jak poetycka opowieść, przepiękna, głęboka i bardzo
interesująca. A wszystko toczy się w malutkiej mieścinie, żeby nie powiedzieć
wiosce, Tierra de Chá.
Tierra de Chá była zapadłą dziurą, a jej mieszkańcy byli biedni jak myszy kościelne, i w dodatku skretyniali, jak twierdzili sąsiedzi z okolicznych wiosek (…) W wiosce nie zmieniło się nic, jej mieszkańcy nadal wierzą, że świat kończy się za zakrętem drogi, długiej jak rybia ość, zza którego nie widać już budynków Tierra de Chá.
Zimowe Panny, tak nazywają je
mieszkańcy tej zapomnianej przez Boga i ludzi wiosce. Faktycznie nazywają się Saladina
i Dolores. Właśnie wróciły po wielu latach nieobecności i zamieszkały w domu
swojego, nieżyjącego już, dziadka Reinalda. Od początku onieśmielają i budzą pewną nieufność. A może i strach… Skąd
ta nieufność, tego niestety zdradzić nie mogę, bo zepsułabym ucztę potencjalnym
czytelnikom. A tymczasem tytułowe Panny żyją w zgodzie, zajmując się własnym
gospodarstwem, krawiectwem, marzeniami i tajemnicami.
Wszystko zaczęło się wraz ze śmiercią Ramona w oborze Zimowych Panien. Nikt wówczas nie pomyślał, że to dopiero początek całej niezwykłej serii zdarzeń, bowiem rzeczy, podobnie jak ludzie i zwierzęta, potrzebują wiecznego odpoczynku i lepiej byłoby nie zanurzać się w mętnej wodzie przeszłości.
Bardzo mocną stroną powieści są postaci
wykreowane na potrzeby tej historii. Aż wierzyć się nie chce, aby faktycznie
znalazła się gdziekolwiek mała wioska z tyloma ciekawymi osobami. Same siostry
są oryginalne i bardzo tajemnicze. Jest ksiądz, który zostaje przedstawiony
jako nieokiełznany żarłok; nauczyciel, który uczy bez prawa wykonywania zawodu;
technik dentystyczny, który wstawia zęby wyrwane uprzednio zmarłym. Rozbawiła
mnie pewna starucha, wzywająca codziennie księdza na ostatnią posługę. Każdy
bohater, nawet całkiem niewiele znaczący, jest bardzo ciekawą indywidualnością.
Zimowe
Panny czyta się po prostu
wyśmienicie. Zapomniałam o całym świecie i nawet nie docierały do mnie zwykłe
odgłosy domu. Tak jak napisałam wcześniej, zostałam zaczarowana prozą Cristiny Sánchez-Andrade.
Porwała mnie ta niecodzienna historia. Zachwycił mnie stworzony przez autorkę
zadziwiający świat. Zafascynowali bohaterowie książki. Jeżeli chcecie przeżyć
coś naprawdę wyjątkowego, coś, co zapamiętacie na długo, sięgnijcie po Zimowe Panny. Gorąco polecam.
Wielu rzeczy na tym świecie nie da się opisać. Najniezwyklejszą cechą ludzkiego umysłu jest to, że potrafi się przystosować nawet do najgorszego. Kiedy wydarzy się najgorsze, umysł uznaje, że już nie ma się czego obawiać. To, co niewyobrażalne już się stało, dalej jest tylko śmierć, chaos, koniec. Ale to, co najgorsze, jednak się wydarzyło, więc umysł znajduje wyjście z pułapki milczenia. Potrafi je znaleźć. Szuka na oślep, ale ostatecznie wynurza się na powierzchnię. W stronę odgłosów życia. Wstaje i stawia czoło. Przyzwyczaja się.
Zaryzykujecie podróż do Tierra de Chá…
ja zaryzykowałam…
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:
52/2016 – 57/52, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Przeczytam 100 książek w 2016 roku - 57/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,1 = 5,7 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Hiszpania, Wielkobukowe wyzwanie
Specyficzna książka. Ma swój niepowtarzalny urok. :)
OdpowiedzUsuńO czytałaś? Mnie zaczarowała Cristina tą opowieścią :)
UsuńPrzekonałaś mnie do tej książki, czuję że mi się spodoba, koniecznie muszę się z nią zapoznać. :)
OdpowiedzUsuńA później podziel się ze mną swoimi wrażeniami :)
UsuńTy z kolei każdym swoim kolejnym słowem zachęcasz jeszcze bardziej do lektury :)
OdpowiedzUsuńBo po prostu taka jest ta książka według mnie. Wiem, że nie każdemu się spodoba. Ja jestem zauroczona tą historią :)
Usuń