niedziela, 6 listopada 2016

Liliowe dziewczyny - Martha Hall Kelly

Autor – Martha Hall Kelly
Tytuł – Liliowe dziewczyny
Tytuł oryginału – Lilac Girls
Przekład – Julia Szajkowska
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
ISBN 978-83-8069-453-8
Opowieść o kobietach połączonych przez koszmar Ravensbrück.

Trzy kobiety, trzy historie. Amerykanka Caroline Ferriday, współpracownica konsula Francji. Pomaga francuskim sierocińcom, wysyłając paczki z żywnością i odzieżą. Niemka Herta Oberheuser jest lekarzem zatrudnionym w obozie koncentracyjnym dla kobiet Ravensbrück. Polka Kasia Kuśmierczyk, nastolatka aresztowana i zesłana do tegoż obozu.

Siedzę i dosłownie nie wiem, co napisać o tej powieści. Patrzę na migający kursor, a w głowie przetaczają mi się setki myśli. Z jednej strony muszę przyznać, że Liliowe dziewczyny są książką słabą, choć bardzo obszerną. Z drugiej, zdaję sobie sprawę, że to debiut Marthy Hall Kelly, a mam w zwyczaju nie wypowiadać się bardzo źle o pisarzach na starcie. Ale, kurczę, po co porywać się na taką historię na początku kariery.

Czytałam kilka opinii o tej powieści w Internecie i jestem skonfundowana ich treścią i ilością przyznanych gwiazdek. Ja nie zamierzam piać z zachwytu, ale nie chcę również zostawić po tej książce mokrej plamy. Mój stosunek do powieści Kelly mogę określić jednym słowem – ambiwalentny.

Tematyka bardzo trudna i trzeba naprawdę sporego przygotowania, aby porwać czytelnika. Niestety ta sztuka amerykańskiej pisarce się nie do końca udała. Wiele napisano już książek o wojnie czy o obozach koncentracyjnych i przyznaję, że czytałam już o wiele lepsze publikacje. Trzeba się naprawdę postarać, aby tego typu opowieść mnie zainteresowała. Tutaj brak elementu zaskoczenia, bo wszystko już było. Niby jest wojna, jest obóz, ale takie to spłaszczone, niedokładne, a nawet chwilami zwyczajnie nudne.

Postaci też trochę niedopracowane, odrobinę papierowe. Ich dramat mną nie wstrząsnął, choć na pewno pozostawił po sobie niesmak. Nie umiałam utożsamiać się z żadną w głównych bohaterek, wejść w ich skórę i poczuć strach, nienawiść, głód. Nawet postać Herty, która nie jest fikcyjna, jest taka niedorobiona. A można było naprawdę dużo napisać o kobiecie, lekarzu praktykującym w obozie i eksperymentującym na ludziach. Miałam wrażenie, że autorka chce trochę wybielić tę osobę, dodając jej ludzkich cech. A przecież żeby wykonywać tego typu pracę trzeba być zwykłą suką bez serca. Caroline też jest postacią prawdziwą. Ta młoda kobieta pomagała byłym więźniarkom po wyniszczającej wojnie.

Jak widzicie nie ma zachwytu. Dużo większe wrażenie zrobiła na mnie dwustustronicowa powieść Wandy Półtawskiej I boję się snów. Przejmujące wspomnienia Wandy Półtawskiej z obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie autorka była więziona w latach 1941-1945. Opis poniżenia i cierpienia oraz nieludzkich eksperymentów medycznych, jakim wśród wielu kobiet była poddawana autorka, ma na pewno wartość dokumentalną, jako prawda o ciemnej stronie człowieczeństwa. Niezwykle istotną cechą tych wspomnień jest jednak pokazanie godności kobiety, która w świecie nieludzkiego upodlenia potrafi poświęcić się za innych, zachować zasady oraz szukać drogi przebaczenia.
Książka w bardzo prostych słowach i bez zbędnego patosu opowiada o losie polskich kobiet umieszczonych w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbrück, na których Niemcy dokonywali eksperymentów medycznych (poddane zostały w obozie operacjom nóg – wycinano im mięśnie, kości, wszczepiano zakażenia). Jak w takich warunkach zezwierzęcenia i nieludzkiego cierpienia pozostać człowiekiem i zachować należną mu godność? Z tego wynika, że nie trzeba pisać cegły, żeby wstrząsnąć czytelnikiem.
Osobom zainteresowanym tematem zdecydowanie polecam I boję się snów. Chociaż, jeżeli ktoś dopiero zaczyna czytać tego typu książki, być może bardziej odpowiednia będzie powieść Marthy Hall Kelly. Jej opowieść jest mniej brutalna i zdecydowanie delikatniejsza. Mniej porusza, nie wzburza tak dogłębnie, nie wprawia w osłupienie. Liliowe dziewczyny wobec tego polecam czytelnikom mniej wymagającym i tym, którzy w tej problematyce stawiają pierwsze kroki. Dla mnie, niestety, to trochę za mało.
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:

52/2016 – 155/52, Czytamy nowości, Cztery pory roku, Gra w kolory, Kiedyś przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Olimpiada czytelnicza, Pod hasłem 2016, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 155/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 4,8 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Stany Zjednoczone

1 komentarz:

  1. Choć bardzo ciekawa recenzja, to chyba się wstrzymam od tej pozycji. Ale nie ukrywam, że okładka jest przepiękna.

    Pozdrawiam,
    www.kate-with-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń