Autor
– Martha Hall Kelly
Tytuł
– Liliowe dziewczyny
Tytuł
oryginału – Lilac Girls
Przekład
– Julia Szajkowska
Wydawnictwo
Prószyński i S-ka
ISBN
978-83-8069-453-8
Opowieść o kobietach połączonych przez koszmar Ravensbrück.
Trzy
kobiety, trzy historie. Amerykanka Caroline Ferriday, współpracownica konsula
Francji. Pomaga francuskim sierocińcom, wysyłając paczki z żywnością i odzieżą.
Niemka Herta Oberheuser jest lekarzem zatrudnionym w obozie koncentracyjnym dla
kobiet Ravensbrück. Polka Kasia Kuśmierczyk, nastolatka aresztowana i zesłana do
tegoż obozu.
Siedzę
i dosłownie nie wiem, co napisać o tej powieści. Patrzę na migający kursor, a w
głowie przetaczają mi się setki myśli. Z jednej strony muszę przyznać, że Liliowe dziewczyny są książką słabą,
choć bardzo obszerną. Z drugiej, zdaję sobie sprawę, że to debiut Marthy Hall
Kelly, a mam w zwyczaju nie wypowiadać się
bardzo źle o pisarzach na starcie. Ale, kurczę, po co porywać się na taką
historię na początku kariery.
Czytałam
kilka opinii o tej powieści w Internecie i jestem skonfundowana ich treścią i
ilością przyznanych gwiazdek.
Ja nie zamierzam piać z zachwytu, ale nie chcę również zostawić po tej książce
mokrej plamy. Mój stosunek do powieści Kelly mogę określić jednym słowem –
ambiwalentny.
Tematyka
bardzo trudna i trzeba naprawdę sporego przygotowania, aby porwać czytelnika.
Niestety ta sztuka amerykańskiej pisarce się nie do końca udała. Wiele napisano
już książek o wojnie czy o obozach koncentracyjnych i przyznaję, że czytałam
już o wiele lepsze publikacje. Trzeba się naprawdę postarać, aby tego typu
opowieść mnie zainteresowała. Tutaj brak elementu zaskoczenia, bo wszystko już
było. Niby jest wojna, jest obóz, ale takie to spłaszczone, niedokładne, a
nawet chwilami zwyczajnie nudne.
Postaci
też trochę niedopracowane, odrobinę papierowe. Ich dramat mną nie wstrząsnął,
choć na pewno pozostawił po sobie niesmak. Nie umiałam utożsamiać się z żadną w
głównych bohaterek, wejść w ich skórę i poczuć strach, nienawiść, głód. Nawet
postać Herty, która nie jest fikcyjna, jest taka niedorobiona. A można było
naprawdę dużo napisać o kobiecie, lekarzu praktykującym w obozie i
eksperymentującym na ludziach. Miałam wrażenie, że autorka chce trochę wybielić
tę osobę, dodając jej ludzkich cech. A przecież żeby wykonywać tego typu pracę
trzeba być zwykłą suką bez serca. Caroline też jest postacią prawdziwą. Ta
młoda kobieta pomagała byłym więźniarkom po wyniszczającej wojnie.
Jak
widzicie nie ma zachwytu. Dużo większe wrażenie zrobiła na mnie
dwustustronicowa powieść Wandy Półtawskiej I
boję się snów. Przejmujące wspomnienia Wandy Półtawskiej z obozu
koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie autorka była więziona w latach 1941-1945.
Opis poniżenia i cierpienia oraz nieludzkich eksperymentów medycznych, jakim
wśród wielu kobiet była poddawana autorka, ma na pewno wartość dokumentalną,
jako prawda o ciemnej stronie człowieczeństwa. Niezwykle istotną cechą tych
wspomnień jest jednak pokazanie godności kobiety, która w świecie nieludzkiego
upodlenia potrafi poświęcić się za innych, zachować zasady oraz szukać drogi
przebaczenia.
Książka w bardzo prostych słowach i bez zbędnego patosu opowiada o
losie polskich kobiet umieszczonych w niemieckim obozie koncentracyjnym
Ravensbrück, na których Niemcy dokonywali eksperymentów medycznych (poddane
zostały w obozie operacjom nóg – wycinano im mięśnie, kości, wszczepiano
zakażenia). Jak w takich warunkach zezwierzęcenia i nieludzkiego cierpienia
pozostać człowiekiem i zachować należną mu godność? Z tego wynika, że nie trzeba pisać
cegły, żeby wstrząsnąć czytelnikiem.
Osobom
zainteresowanym tematem zdecydowanie polecam I boję się snów. Chociaż, jeżeli ktoś dopiero zaczyna czytać tego
typu książki, być może bardziej odpowiednia będzie powieść Marthy Hall Kelly.
Jej opowieść jest mniej brutalna i zdecydowanie delikatniejsza. Mniej porusza,
nie wzburza tak dogłębnie, nie wprawia w osłupienie. Liliowe dziewczyny wobec tego polecam czytelnikom mniej wymagającym
i tym, którzy w tej problematyce stawiają pierwsze kroki. Dla mnie, niestety,
to trochę za mało.
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
52/2016
– 155/52, Czytamy nowości, Cztery pory roku, Gra w kolory, Kiedyś przeczytam
2016, Motyw zdrady w literaturze, Olimpiada czytelnicza, Pod hasłem 2016,
Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 155/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu –
4,8 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Stany Zjednoczone
Choć bardzo ciekawa recenzja, to chyba się wstrzymam od tej pozycji. Ale nie ukrywam, że okładka jest przepiękna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
www.kate-with-books.blogspot.com