Autor
– Nathalie Sarraute
Tytuł
– Tropizmy
Tytuł
oryginału – Tropismes
Przekład
– Szymon Żuchowski
Biuro
Literackie
ISBN
978-83-65125-40-8
Tropizm
oznacza reakcję ruchową roślin i niższych zwierząt na bodźce zewnętrzne. W
zależności od rodzaju tropizmu, ruch może być powodowany przez np.: światło
słoneczne, temperaturę, obecność wody, grawitację czy zranienie. Ruch może się
odbywać w kierunku bodźca lub też odwrotnym, w celu oddalenia od
niebezpieczeństwa. Istnieje także tropizm tkankowy, polegającym na tym, że
wirusy dokonują wyboru tkanki, którą mogą zaatakować.
Tropizmy Nathalie Sarraute stanowią jedno z
kanonicznych dzieł dla zrozumienia nurtu nowej powieści, czyli nouveau roman, którego przedstawicielami
byli choćby Simon, Beckett czy Le Clézio, a Sarraute była główną praktyczką i
teoretyczką. Tropizmy znalazły się na
liście 100 najważniejszych książek XX wieku wg dziennika „Le Monde”.
Rozmawiały, ciągle rozmawiały, powtarzając to samo, przewracając się z jednej strony na drugą, międląc i międląc, wałkując palcami tę jałową, niewdzięczną materię, którą czerpały ze swojego życia (z tego, co nazywały „życiem”, ze swojej działki), międląc, wałkując, aż pod ich palcami stawała się tylko okruchem, małą szarą kulką.
Na
samym początku zmuszona jestem ostrzec, nie znajdziecie tu żadnej fabuły. Tropizmy reprezentują gatunek, o którym
Sartre mówił „antypowieść”, i nie znajdziecie w nich wartkiej akcji ani
wyraźnie zarysowanych postaci. Sarraute stworzyła dwadzieścia cztery krótkie
teksty po trosze prozatorskie, a po trosze poetyckie, będące zapisem
niezauważalnego gołym okiem życiodajnego ruchu, który my, ludzie, wykonujemy
podobnie jak rośliny.
Każda
miniatura przedstawia innych bohaterów, których tak naprawdę nie poznajemy
bliżej; za przedstawienie wystarcza „ona”, „on” albo „kucharka”. W pewnym
sensie jednak widzimy te postaci wyraźniej, niż gdybyśmy znali szczegóły ich
fizjonomii czy cechy charakteru. Zgłębiamy te najdrobniejsze zmiany i repetycje,
które wyznaczają wewnętrzny rytm ich życia. Wszystkie historie opisane zostały
w czasie niedokonanym; bohaterowie pozostają w ciągłym, powtarzającym się
ruchu. Warto w tym momencie oddać głos autorowi nowego tłumaczenia Tropizmów, Szymonowi Żuchowskiemu:
Jak gdyby nie istniał żaden gest poza wyuczoną gestykulacją, jakby żadna czynność nie mogła wyłamać się ze zwyczaju, a żadne zdanie nie mogło paść tylko raz, lecz wszystko było skazane na syzyfowo-tantalową powtarzalność. Nie ma: „powiedział”, „zrobiła”, „wyszedł” – jest: „mówił”, „robiła”, „wychodził”. Nic nie może się stać, musi się wiecznie dziać.
Rzeczywiście,
wahadłowość czynności wykonywanych przez postaci Sarraute oraz ich zachowań
stanowi charakterystyczny element Tropizmów.
Przenosząc te wiecznie dziejące się gesty, powtarzane ciągle od nowa, na
bardziej współczesny nam grunt, moglibyśmy powiedzieć, że przypominają one
zapętlające się animacje, filmiki. Dokonując pewnie kontekstowego nadużycia
napiszę, że jest to dla mnie podobne do swego rodzaju literackich gifów.
Jednakże, kiedy gify mają budzić zazwyczaj rozbawienie u odbiorcy, tak Tropizmy oddziałują na czytelnika zgoła
inaczej. Przenoszą mianowicie niepokój, odczucia bohatera, który staje się w
tekstach Sarraute „podpórką dla zaprezentowania tropizmu, czy dokładniej:
zreprodukowania go w czytelniku”. Kolejne miniatury pozostawiają w umyśle
odbiorcy obraz czynności, będących ludzkim odpowiednikiem roślinnych ruchów
życia.
Kiedy
był mały, zrywał się nocą z łóżka i wołał. Przybiegały, zapalały światło, brały
białą pościel, ręczniki, ubrania i mu je pokazywały. Niczego tam nie było. W
ich rękach materiał stawał się niegroźny, kurczył się, przy świetle zastygał i
umierał.
Chyba
nie ma drugiego takiego przypadku, by niewidoczne na pozór ruchy literackie
były przyczyną tak dużych poruszeń w literackim świecie. Wydaje mi się jednak,
że warto zapoznać się ze zbiorem tekstów Nathalie Sarraute nie tylko z powodu
ich wpływu na literaturę europejską, a francuską w szczególności, ale przede
wszystkim w celu sprawdzenia własnych reakcji
na historie zawarte w Tropizmach. Dlatego
zapraszam was wszystkich serdecznie do lektury tych poetyckich miniatur
prozatorskich francuskiej autorki urodzonej w carskiej Rosji. Być może sami
zauważycie własne tropizmy?
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
52/2016
– 159/52, Czytamy nowości, Gra w kolory, Grunt to okładka, Kiedyś przeczytam
2016, Olimpiada czytelnicza, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 159/100,
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 0,4 =
11,1 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata - Francja
Wow. Z taką książką się nie spotkałam. Może warto przeczytać coś takiego, odkryć nowe obszary i porównać sobie styl i formę różnych autorów, a nie tylko czytać to, co jest nam dobrze znane :) Co do samej okładki- chciałabym mieć taki widok z okna. Chciałabym by mój pokój zalewało zielone światło, a nie żółte. Wtedy czuję się, jakoś bezpiecznie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie! ;)
Zdecydowanie warto przeczytać. Polecam.
UsuńZa moment będę u Ciebie :)