Marcin Mortka
Żółte
ślepia
Wydawnictwo
Uroboros
ISBN
978-83-280-4514-9
Najnowsza fantastyczno-historyczna powieść Marcina Mortki!
Marcin
Mortka ma na swoim koncie całkiem sporo powieści i zbiorów
opowiadań. Trochę się dziwię, że jak dotąd nasze drogi się nie
spotkały. Przecież lubię fantastykę, a ta w wykonaniu autora
Trylogii nordyckiej jest tym co lubię najbardziej. Dobrze się
stało, że akurat ta książka wpadła w moje ręce. Żółte ślepia
to taki rodzaj fantastyki na pograniczu z baśnią, a do tego
mitologia słowiańska, którą uwielbiam (w ogóle lubię mitologie,
nie tylko tę rodzimą).
Jest rok 995. Medvid to potężny, barczysty wojownik, który od zawsze wiernie towarzyszył księciu Bolkowi, próbującemu zjednoczyć kraj pod swoim panowaniem. Medvid doradza księciu, jak okiełznać słowiańskie moce magiczne – jak postępować z żercami, gdzie szukać wilkołaków i wodników, czym przekupić miejscowe wiedźmy i rusałki, jak przepędzić licha, leszych i latawice. Jednak na książęcym dworze coraz więcej do powiedzenia mają niemieccy księża misjonarze. Los Medvida też jest niełatwy, łączy go bowiem tajemna miłość z żoną księcia, węgierską księżniczką Hajną.
Teraz,
gdy hasło „zostań w domu” krzyczy do nas z każdej strony
lektura Żółtych ślepi będzie dla każdego czytelnika, jak powiew
świeżego powietrza. Bohaterowie książki poruszają się po lasach
i ostępach, nawet tam, gdzie ludzka noga nigdy nie stanęła. Sam
Medvid jest nierozerwalnie złączony z lasem (ten kto przeczyta, się
przekona). Tak więc nie mogąc wybrać się na łono natury i tak
odbyłam swoją przygodę przemierzając puszczę.
Jak
głosi blurb, przenosimy się do schyłku X wieku w okolice Gniezna,
gdzie włada książę Bolko. Medvid zaś doradza księciu i nie raz
nie dwa ratował go z różnych opresji. A tak naprawdę to zakochany
jest do szaleństwa w żonie Bolka, Hajnie (z wzajemnością). Ale
nie o miłostkach jest ta książka, choć maleńki wątek się
przewija. Marcin Mortka snuje opowieść, w której fantastyka
przeplata się z historią i grozą. Mało tu dworskiego życia, za
to całkiem sporo przedzierania się przez niedostępne części
puszczy. W bonusie dostajemy coś, co niektóremu z was może się
kojarzyć z piekłem, ale piekło wydaje się przy tym dziecinną
igraszką. Mowa tutaj o Półmroku, gdzie uwięzionych pilnują
zafascynowane śmiercią gnilce. Chyba nikt z was nie chciałby się
znaleźć w takim miejscu, na pewno nie ja.
Towarzyszymy
grupce, na której czele stoi (a raczej kroczy) Medvid i to z jego
perspektywy poznajemy całą historię. U jego boku nieodłącznie
znajduje się wiedźma Gosława, domowik (skrzat) i czasami gadający
czarny kot. Do tej dziwnej grupy przyłącza się, najpierw jako
więzień, później z własnej woli młody niemiecki rycerz Osmund.
Wyruszamy wraz z nimi na poszukiwania wspomnianego Półmroku, żeby
uratować z niego uprowadzonych z dworu gnieźnieńskiego. A zniknęli
wszyscy. Dosłownie wszyscy.
Każdego,
kto sięgnie po Żółte ślepia czeka niesamowita przygoda, która
„wyprowadzi was” na dobrą chwilę z domowych pieleszy. Spotkacie
się ze stolemami, brzeginkami, wodnikami, a nawet wilkołakami
oraz innymi fantastycznymi postaciami. Spodziewajcie
się, że ujrzycie nad głową wiedźmę na miotle, a może i wam
pozwoli się przelecieć. Wraz z Gosławą otrzymacie widzenia, nie
tylko senne, ale sny Medvidowe też są bardzo interesujące.
Nie
ma co więcej pisać, bo musiałabym zdradzić to, czego nie mogę.
Zapewniam, że Żółte ślepia dostarczą wam wystarczająco dużo
rozrywki w tym dziwnym czasie, w którym przyszło nam teraz żyć.
Przy lekturze odpoczniecie, zrelaksujecie się, a nawet nie jeden raz
uśmiechniecie. Marcin Mortka zaserwował nam opowieść ze
słowiańskością, folklorem i odrobiną historii, którą czyta się
błyskawicznie. Polecam tę książkę fanom fantastyki, mając
nadzieję na ciąg dalszy.
monweg
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Akcja
100 książek w 2020 roku – 49/120; Czytam, bo polskie; Mierzę dla
siebie – 3,1 cm; Olimpiada czytelnicza – 416 stron; Pod hasłem;
Trójka e-pik – zaległość z sierpnia – motywy słowiańskie;
Tygodniowe wyzwania książkowe – 242.; Wielkobukowe bingo –
bezsenne – słowiańskie strachy
Znam tylko Tappiego.
OdpowiedzUsuńWyjątkowa książka.
OdpowiedzUsuń