Diane
Setterfield
Była
sobie rzeka
Once
Upon a River
Przekład
- Izabela Matuszewska
Wydawnictwo
Albatros
ISBN
978-83-8125-930-9
Tamiza
jest jedną z najdłuższych rzek Wysp Brytyjskich. Podobno znaczenia
nazwy należy się doszukiwać w językach celtyckim i
praindoeuropejskim, w których znaczy tyle co ciemna, mroczna. Na
odcinku od źródła w Trewsbury Mead do Oksfordu akcję swej
powieści umiejscowiła Diane Setterfield, brytyjska pisarka i była
wykładowczyni akademicka. Była
sobie rzeka
to jej trzecia powieść, czytelnikom autorka może być znana
zwłaszcza z bestsellerowego debiutu, Trzynasta
opowieść.
W
najnowszej książce Setterfield trzyma się blisko nabrzeży Tamizy,
która wydaje się mieć niemalże magiczną moc i wpływ na
mieszkańców nadrzecznych miasteczek – rzeka daje życie oraz je
odbiera, wokół niej narastają legendy.
Jak to bywa w małych miejscowościach, najlepszy przepływ
informacji zapewnia karczma, z których każda cieszy się inną
sławą. Opowieść, tocząca się w wiktoriańskiej Anglii,
rozpoczyna się w gospodzie Pod Łabędziem, słynącej z najlepszych
historii i opowiadaczy. Pewnej zimnej nocy w drzwiach karczmy pojawia
się ledwo żywy nieznajomy z wyłowioną z rzeki dziewczynką.
Tożsamość mężczyzny bardzo szybko zostaje odkryta, jednak z
dziewczynką jest inaczej, a wielu ludzi dostrzega w niej
podobieństwo do zaginionych córek czy sióstr. Od tej pory
rozpoczyna się nowa opowieść, wokół której narasta coraz więcej
niejasności i tajemnic.
W
powieści najmocniejszymi elementami wydają mi się te związane z
rzeką. Tamiza w książce ma przyciągającą moc, stanowi żywy i
niemal myślący organizm, wokół niej i na niej dzieje akcja.
Opowieści, które snują o niej karczemni bajarze, przypominają
faktyczne legendy i lokalne historie, które powstają zazwyczaj o
miejscach niezwykłych. Warto zwrócić uwagę na Przewoźnika
Cichego, który sunie na tratwie po rzece ratując niedoszłych
topielców lub przeprowadzając ich na drugi brzeg, jeśli przyszedł
ich czas. Cichy pełni funkcję psychopompa, a Tamiza staje się
granicą między życiem a śmiercią. W samej powieści takich
graniczności odnajdziemy jeszcze kilka, bohaterowie znajdują się w
zawieszeniu, związani swoimi wyborami lub sytuacją.
Ciekawie
zostały przedstawione postaci kobiece, to one wydają się w tej
opowieści ważniejsze i niejednokrotnie silniejsze od mężczyzn.
Wśród nich wyróżnia się zwłaszcza Rita, miejscowa pielęgniarka,
której wiedza medyczna nie odstaje od tej posiadanej przez lekarzy,
a racjonalny umysł pozwala chłodno i precyzyjnie ocenić sytuację.
Niemniej sporo miejsca autorka poświęca traktowaniu kobiet, a
także akceptacji inności w tych małych społecznościach.
Chociaż
tło historyczne wraz z codziennym życiem zdają się nakreślone z
dużą świadomością ówczesnych realiów to myślenie bohaterów
sprawia wrażenie nadzwyczaj współczesnego. Właśnie nakreślenie
wielowymiarowych, realistycznych postaci wydaje mi się największym
mankamentem tej powieści. Poprzez nagromadzenie uczestników tych
zdarzeń być może zyskuje intryga, ale zatraca wartość literacka
dzieła. Tak duża liczba postaci nie prowadzi, niestety, do
wielogłosu czy przedstawienia społeczeństwa, tylko służy
rozrzuceniu większej ilości okruszków mylących trop do
rozwiązania zagadki.
Była
sobie rzeka
jest powieścią, której akcja płynie przez większość czasu dość
leniwym, jednostajnym tempem; nie można jednak zaprzeczyć, że ma
to swój urok. Sama główna intryga stanowi twardy orzech do
zgryzienia i może się wydać czytelnikowi atrakcyjna. Setterfield
potrafi zacierać ślady, by zbyt szybko nie dociec, jakie jest
rozwiązanie całej sprawy. Niewątpliwie, przy książce można
odpocząć, co w obecnej sytuacji przyda się każdemu. Język
powieści nie należy do skomplikowanych i żadnych eksperymentów
nie należy się spodziewać. Jeśli ktoś potrzebuje się odprężyć
przy lekturze i szuka intrygującej historii, Była
sobie rzeka
powinna go zadowolić.
Ach,
zapomniałbym napisać o okładce - projekt graficzny Kasi Meszki
prezentuje się doskonale!
niehalo
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Akcja
100 książek w 2020 roku – 44/120; Mierzę dla siebie – 4,2 cm;
Olimpiada czytelnicza – 480 stron; Tygodniowe wyzwania książkowe
– 243.
Książka zbiera pozytywne recenzje. Ciekawi mnie ta intryga.
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że to zajmująca lektura ;)
UsuńHej, hej :) I ja niedawno czytałam tę powieść, no i nieco mnie ona znudziła tym powolnym rytmem. Tym niemniej doceniam zamysł i piękny język.
OdpowiedzUsuńRzeka płynie, czas też płynie, świat się zmienia. Blogi znikają, a ja po 4 latach postanowiłam odkurzyć swój. Oczywiście pies z kulawą nogą już do mnie nie zagląda ;)
Widzę, że Twój blog na onecie szlag trafił - to bardzo nieładnie ze strony portalu. Blox, na którym zaczynałam też zamknął podwoje, ale uprzedził o tym blogerów i dał czas na ściągnięcie treści. Ja na szczęście już dawno temu poprzenosiłam wszystko na nowego bloga (o czym zresztą zdążyłam zapomnieć i jak blox się zamknął, to wpadłam w panikę ;).
Pozdrawiam :)