Vigdis
Hjorth
Song
nauczycielki
Lærerinnens
sang
Przekład
- Maria Gołębiewska-Bijak
Wydawnictwo
Literackie
ISBN
978-83-08-07007-9
Patronem
tej recenzji, podobnie jak opisywanej powieści, będzie Bertolt
Brecht.
Człowiek
chętniej hołduje dobru niźli złu, ale warunki mu nie sprzyjają -
to cytat z chyba najbardziej znanego dramatu Brechta, Opery
za trzy grosze.
Jako twórca ukazywał potrzebę rewolucji, wspierania słabych i
biednych; krytykował bogatych tego świata i posiadających władzę
za to, że nie starają się odmienić stanu rzeczy; był
przeciwnikiem wojny; tworzył sztukę społecznie zaangażowaną - w
tryby wielkiej historii wrzucał małe i uniwersalne problemy
zwykłych ludzi, a zatem dotykał tego, co najważniejsze. Trudno
byłoby go nazwać moralistą, tak samo jak szydercą, choć nie
stronił od ironii i mocnych morałów. Najsilniejszy wydźwięk
miały zazwyczaj refreny w będących częścią jego utworów
piosenkach; w songach zawierał esencję, jakby w jednym wersie, jak
w kropli, chciał zmieścić całą gorycz, absurd i prawdę. Jak
będzie brzmiał Song
nauczycielki Vigdis
Hjorth?
Hjorth
w Polsce stała się znana dzięki wydanej dwa lata temu powieści
Spadek
(recenzja tutaj:
https://monweg.blogspot.com/2018/05/spadek-vigdis-hjorth.html
).
Niedawno ukazała się jej kolejna książka, której bohaterka
wykłada w Wyższej Szkole Sztuk w Oslo. Lotte Bøk prowadzi zajęcia
z historii teatru, przybliżając studentom I roku sztuki Bertolta
Brechta, który jest jej konikiem. Duch autora Matki
Courage jest
wyczuwalny w każdym elemencie dzieła Hjorth, od tytułu (Song
nauczycielki tak
songi innych postaci sztuk niemieckiego dramaturga), przez okładkę
z wózkiem matki Courage prowadzonym przez samotną kobietę i
butami, które będą się przewijały w różny sposób w powieści,
na treści, oczywiście, skończywszy.
Chodź ze mną ryby łowić, powiedział rybak do robaczka.
Lotte
jest dojrzałą i spełnioną kobietą, która lubi swoją pracę i
szczyci się swoją znajomością teatru oraz sztuką posługiwania
się słowem. Od dłuższego czasu mieszka sama, a jej życie
podporządkowane jest codziennej rutynie. Porządek i rozsądek są
dwoma terminami towarzyszącymi jej każdego dnia. Jednak tę rutynę
burzy pojawienie się ambitnego studenta Tagego Basta, który
przekonuje Lotte do udziału w jego projekcie dyplomowym, polegającym
na stworzeniu filmu o powiązaniach między uczonym przedmiotem
wykładowców a ich życiem prywatnym. Z początku niechętna, Lotte
łyka haczyk i przystaje na propozycję Basta, który od tej pory
będzie pojawiał się ze swoją nieodłączną kamerą na jej
zajęciach, na korytarzu, w jej naturalnym środowisku. Tak
rozpoczyna się historia wątpliwości przeradzającej się w
buldożer.
Inteligencja nie polega na tym, że się błędów nie robi, lecz na tym, że szybko się je naprawia.
Niezwykłe,
że ta sama Lotte Bøk, która wydaje się skałą nie do ruszenia,
autorytetem dla swoich koleżanek i kolegów z uczelni, pomocną ręką
dla swojej córki i proszących ją o pomoc za sprawą kamery Tagego
Basta zaczyna przyglądać się sobie oczami obcego człowieka i
wątpi, frustruje się, a jej uporządkowany świat zaczyna się
rozpadać wraz ze spokojem ducha. Hjorth udało się przedstawić
portret bohaterki posiadającej maski, które wrosły głęboko w
skórę tak, że nie można już ich odróżnić od prawdziwej
twarzy. Obiektyw kamery działa tu jak laserowy skalpel, oddzielając
precyzyjnie sztuczną tkankę od tej naturalnej, prawdziwej.
Dobroduszność nie jest dobrocią.
Tage
Bast uświadamia Lotte, że prowadzenie wykładów to frustracja,
ciągłe ścieranie się wszechwiedzącej wykładowczyni z
niezainteresowanymi studentami. Choć zna Brechta na wyrywki, może
się wydawać, że mało z niego wyciąga. Zauważa społeczne
zaangażowanie tych sztuk, potrafi odnieść treść do aktualnej
sytuacji, wskazuje na morały zawarte w songach postaci dramatów,
rozmyśla nad ich przesłaniem, ale wszystko to przypomina ślizganie
się po powierzchni. Lotte nie jest złym człowiekiem, przejmuje ją
krzywda ludzka i cierpienie zwierząt, zachwyca ją sztuka i natura w
swej nieskażonej postaci – z tej natury zdaje się czerpać
energię. Mimo tego każdą czynność musi analizować, bardzo
dokładnie przemyśleć - to, co robi, wynika z chęci pokazania
czegoś światu albo samej sobie, a nie z wewnętrznej potrzeby
serca. Hjorth wystawia nam Lotte na tacy, tak jak Brecht wystawia
matkę Courage, tylko czy na pewno chcemy ją krytykować? Czy
wytykając jej błędy, nie spojrzymy tak naprawdę w lustro.
Song
nauczycielki stanowi
bardzo dobrze skomponowaną powieść, a główna bohaterka składa
się z tylu warstw, że do ostatniej strony nie zdołamy zdjąć ich
wszystkich. Autorka buduje akcję rosnąco, prowadzi czytelnika, czy
raczej przykuwa, aż do punktu kulminacyjnego. Na nim jednak się nie
kończy. Uwierzcie, powieść Hjorth to nie lada literacka gratka, a
niektóre wyimki z Brechta ładnie wybrzmiewają w tych czasach
zarazy, które nastały.
niehalo
niehalo
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Akcja
100 książek w 2020 roku – 28/120; Abecadło z pieca spadło…;
Mierzę dla siebie – 2,6 cm; Olimpiada czytelnicza – 256 stron;
Wizażowe wyzwanie czytelnicze – 4.
Podczas czytania recenzji nasunęło mi się skojarzenie z „Pianistką” Jelinek. Książka wydaje się ciekawą pozycją psychologiczną z bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami. Zainteresowałaś mnie nią, choć poprzednia powieść tej autorki nie przykuła mojej uwagi.
OdpowiedzUsuńLektura powieści Hjorth będzie mniej wymagająca pod względem stylu niż Jelinek, ale poszukiwanie analogii ze sztukami Brechta stanowi sporą frajdę. Główna bohaterka jest natomiast aż irytująco prawdziwa.
Usuń