piątek, 20 marca 2020

Song nauczycielki - Vigdis Hjorth


Vigdis Hjorth
Song nauczycielki
Lærerinnens sang
Przekład - Maria Gołębiewska-Bijak
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-07007-9

Patronem tej recenzji, podobnie jak opisywanej powieści, będzie Bertolt Brecht.

Człowiek chętniej hołduje dobru niźli złu, ale warunki mu nie sprzyjają - to cytat z chyba najbardziej znanego dramatu Brechta, Opery za trzy grosze. Jako twórca ukazywał potrzebę rewolucji, wspierania słabych i biednych; krytykował bogatych tego świata i posiadających władzę za to, że nie starają się odmienić stanu rzeczy; był przeciwnikiem wojny; tworzył sztukę społecznie zaangażowaną - w tryby wielkiej historii wrzucał małe i uniwersalne problemy zwykłych ludzi, a zatem dotykał tego, co najważniejsze. Trudno byłoby go nazwać moralistą, tak samo jak szydercą, choć nie stronił od ironii i mocnych morałów. Najsilniejszy wydźwięk miały zazwyczaj refreny w będących częścią jego utworów piosenkach; w songach zawierał esencję, jakby w jednym wersie, jak w kropli, chciał zmieścić całą gorycz, absurd i prawdę. Jak będzie brzmiał Song nauczycielki Vigdis Hjorth?

Hjorth w Polsce stała się znana dzięki wydanej dwa lata temu powieści Spadek (recenzja tutaj: https://monweg.blogspot.com/2018/05/spadek-vigdis-hjorth.html ). Niedawno ukazała się jej kolejna książka, której bohaterka wykłada w Wyższej Szkole Sztuk w Oslo. Lotte Bøk prowadzi zajęcia z historii teatru, przybliżając studentom I roku sztuki Bertolta Brechta, który jest jej konikiem. Duch autora Matki Courage jest wyczuwalny w każdym elemencie dzieła Hjorth, od tytułu (Song nauczycielki tak songi innych postaci sztuk niemieckiego dramaturga), przez okładkę z wózkiem matki Courage prowadzonym przez samotną kobietę i butami, które będą się przewijały w różny sposób w powieści, na treści, oczywiście, skończywszy.

Chodź ze mną ryby łowić, powiedział rybak do robaczka.

Lotte jest dojrzałą i spełnioną kobietą, która lubi swoją pracę i szczyci się swoją znajomością teatru oraz sztuką posługiwania się słowem. Od dłuższego czasu mieszka sama, a jej życie podporządkowane jest codziennej rutynie. Porządek i rozsądek są dwoma terminami towarzyszącymi jej każdego dnia. Jednak tę rutynę burzy pojawienie się ambitnego studenta Tagego Basta, który przekonuje Lotte do udziału w jego projekcie dyplomowym, polegającym na stworzeniu filmu o powiązaniach między uczonym przedmiotem wykładowców a ich życiem prywatnym. Z początku niechętna, Lotte łyka haczyk i przystaje na propozycję Basta, który od tej pory będzie pojawiał się ze swoją nieodłączną kamerą na jej zajęciach, na korytarzu, w jej naturalnym środowisku. Tak rozpoczyna się historia wątpliwości przeradzającej się w buldożer.

Inteligencja nie polega na tym, że się błędów nie robi, lecz na tym, że szybko się je naprawia.

Niezwykłe, że ta sama Lotte Bøk, która wydaje się skałą nie do ruszenia, autorytetem dla swoich koleżanek i kolegów z uczelni, pomocną ręką dla swojej córki i proszących ją o pomoc za sprawą kamery Tagego Basta zaczyna przyglądać się sobie oczami obcego człowieka i wątpi, frustruje się, a jej uporządkowany świat zaczyna się rozpadać wraz ze spokojem ducha. Hjorth udało się przedstawić portret bohaterki posiadającej maski, które wrosły głęboko w skórę tak, że nie można już ich odróżnić od prawdziwej twarzy. Obiektyw kamery działa tu jak laserowy skalpel, oddzielając precyzyjnie sztuczną tkankę od tej naturalnej, prawdziwej.

Dobroduszność nie jest dobrocią.

Tage Bast uświadamia Lotte, że prowadzenie wykładów to frustracja, ciągłe ścieranie się wszechwiedzącej wykładowczyni z niezainteresowanymi studentami. Choć zna Brechta na wyrywki, może się wydawać, że mało z niego wyciąga. Zauważa społeczne zaangażowanie tych sztuk, potrafi odnieść treść do aktualnej sytuacji, wskazuje na morały zawarte w songach postaci dramatów, rozmyśla nad ich przesłaniem, ale wszystko to przypomina ślizganie się po powierzchni. Lotte nie jest złym człowiekiem, przejmuje ją krzywda ludzka i cierpienie zwierząt, zachwyca ją sztuka i natura w swej nieskażonej postaci – z tej natury zdaje się czerpać energię. Mimo tego każdą czynność musi analizować, bardzo dokładnie przemyśleć - to, co robi, wynika z chęci pokazania czegoś światu albo samej sobie, a nie z wewnętrznej potrzeby serca. Hjorth wystawia nam Lotte na tacy, tak jak Brecht wystawia matkę Courage, tylko czy na pewno chcemy ją krytykować? Czy wytykając jej błędy, nie spojrzymy tak naprawdę w lustro.

Song nauczycielki stanowi bardzo dobrze skomponowaną powieść, a główna bohaterka składa się z tylu warstw, że do ostatniej strony nie zdołamy zdjąć ich wszystkich. Autorka buduje akcję rosnąco, prowadzi czytelnika, czy raczej przykuwa, aż do punktu kulminacyjnego. Na nim jednak się nie kończy. Uwierzcie, powieść Hjorth to nie lada literacka gratka, a niektóre wyimki z Brechta ładnie wybrzmiewają w tych czasach zarazy, które nastały.

niehalo

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2020 roku – 28/120; Abecadło z pieca spadło…; Mierzę dla siebie – 2,6 cm; Olimpiada czytelnicza – 256 stron; Wizażowe wyzwanie czytelnicze – 4.

2 komentarze:

  1. Podczas czytania recenzji nasunęło mi się skojarzenie z „Pianistką” Jelinek. Książka wydaje się ciekawą pozycją psychologiczną z bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami. Zainteresowałaś mnie nią, choć poprzednia powieść tej autorki nie przykuła mojej uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lektura powieści Hjorth będzie mniej wymagająca pod względem stylu niż Jelinek, ale poszukiwanie analogii ze sztukami Brechta stanowi sporą frajdę. Główna bohaterka jest natomiast aż irytująco prawdziwa.

      Usuń