Autor
– Artur Górski
Tytuł
– Po prostu zabijałem
Wydawnictwo
Burda Książki
ISBN
978-83-8053-172-7
Artur
Górski jest dziennikarzem śledczym i autorem wielu powieści sensacyjnych oraz
książek non-fiction. Jego seria Masa o
polskiej mafii stała się bestsellerem. Specjalizuje się w tematyce
międzynarodowej przestępczości zorganizowanej. W magazynie Fokus Śledczy ukazywały się jego liczne reportaże, będące pokłosiem
spotkań z przestępcami osadzonymi w polskich zakładach karnych. Powieść Po prostu zabijałem powstała po licznych
rozmowach autora z jednym z osadzonych.
Jeżeli
sądzicie, że jest to książka stworzona dla was, to muszę wam wylać na głowę
wiadro wody. Nie chciałabym abyście się nastawili na nią tak jak ja. Miałam
wiele oczekiwań, choć żadnej z książek Górskiego nie czytałam. Dopisek na
okładce: oparta na autentycznych
wydarzeniach historia polskiego seryjnego mordercy, zachęcał do sięgnięcia
po tę książkę; okładka również okazała się interesująca.
Bohater,
ów seryjny morderca, niechętnie dzieli się szczegółami zbrodni, które popełnił.
Nie jest to dziwne, bo i chwalić nie ma się czym. Górski przedstawia nam
człowieka, nie potwora za jakiego powinien uchodzić. Mamy możliwość poznać go
jako młodego chłopaka, jego otoczenie i ludzi, którzy powinni mieć wpływ na
jego dalsze życie. Z tyłu głowy pojawił mi się myśl, która nie dawała mi
spokoju w trakcie lektury książki: czy przypadkiem autor nie chciał trochę
wybielić zwyrodnialca i nadać mu więcej człowieczeństwa, niż na to zasługuje.
Bohatera
muszę traktować jak degenerata [nie mogę inaczej], który już w wieku czternastu
lat rozpoczął swoją krwawą profesję. I przyszło mu to nad wyraz łatwo, bez
większych wyrzutów sumienia. Mimo iż książka nie traktuje o niczym przyjemnym,
czyta się ją bardzo szybko i płynnie. Niestety brakowało mi w niej mrocznej,
dusznej scenerii towarzyszącej odbieraniu życia drugiemu człowiekowi.
Po prostu zabijałem jest zapisem rozmowy autora z mordercą. Na okładce napisano, że to spowiedź, jeżeli tak jest, to „konfesjonał”
nie został potraktowany zbyt poważnie. Widać wyraźnie białe plamy w opowiadanej
przez niego historii. A poza tym uważam, że bohater jest wyjątkowo nudnym
rozmówcą, a historia nijaka i mdła. Ale o tym każdy sam się przekona
[oczywiście jeśli przeczyta].
We
wstępie – od autora – Górski napisał: To
nie jest typowa literatura faktu, bo pracując nad tą trudną do pełnego
zweryfikowania materią, postanowiłem pomieszać gatunki i połączyć
dziennikarstwo śledcze z literaturą. Wyszła z tego ni to powieść, ni to
literatura faktu, czyli krótko mówiąc mi pies, ni wydra. Mam wrażenie, że gdyby
nie zbeletryzowanie opowiedzianej historii, książka zamknęłaby się w stu
stronach, a może nawet nie.
Niestety
nie przekonał mnie Artur Górski, nie przekonała mnie opowieść-spowiedź. Jestem
zawiedziona, bo spodziewałam się czegoś innego. Brakowało mi przygnębiającej atmosfery.
Dostałam za to opis człowieka, przestępcy, który przemierza pociągami życie i w
licznych przypadkach ubarwia sobie egzystencję zabijając i okradając ludzi.
Podsumowując,
jeśli szukacie książki niebanalnej i trzymającej w napięciu do ostatniej
strony, to nawet nie bierzcie Po prostu
zabijałem do rąk. Sądzę jednak, że książka i tak znajdzie odbiorców, w
końcu autorem jest Górski znany z opowieści o świadku koronnym Masie.
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Czytamy
nowości, Czytamy razem, Grunt to okładka, Historia z trupem, Olimpiada czytelnicza, Pochłaniam
strony, bo kocham tomy, Przeczytam 52 książki w 2017 roku, Przeczytam tyle, ile
mam wzrostu – 1,7 = 2,9 cm, Zaczytajmy się
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz