Robert Burton
Anatomia melancholii
The Anatomy of Melancholy
Przeł. Michał Tabaczyński
Korporacja Ha!-art
ISBN 978-83-66571-28-0
Co to w ogóle jest melancholia? Gdzie szukać powinniśmy jej przyczyny? Można, a nawet należy mieć wątpliwość co do istoty melancholii, owego uczucia – albo zjawiska, choroby, może stanu, czasu lub właściwości ciała - ponieważ jest ona z gruntu niewiadomą, skrytą gdzieś w cieniu, tajemnicą podświadomości (tu patrzcie do Freuda, który także jej szukał). Nie zdziwi zatem czytelnika, że skazani jesteśmy na niezrozumienie, ciągłe poszukiwanie, bo, jak pisał w swym wspaniałym dziele Marek Bieńczyk: “Jeśli się melancholika zapyta, co leży u podstaw jego melancholii, co go gnębi, to odpowie, że nie wie, że nie potrafi tego wyjaśnić. Odpowiedź ta jest ze wszech miar prawdziwa, albowiem z chwilą rozpoznania przyczyny melancholia mija”.
Skąd jednak w ogóle te rozważania? Ich źródłem oczywiście jest lektura i to nie byle jaka. Pod koniec ubiegłego roku ukazał się wybór z legendarnego niemal zbioru rozmyślań Roberta Burtona nad melancholią. A gdy w literaturze poszukuje się poszerzania granic poznania i rozumienia świata, to trudno o Anatomię melancholii gdzieś po drodze się nie potknąć. Książka, będąca nieskończenie powiększającym się potworem, stanowiła najważniejsze dzieło Burtona, które, choć powiększane, dopisywane do końca życia autora, nigdy nie zostało skończone.
Michał Tabaczyński, któremu zawdzięczamy to wydanie, jest nie tylko autorem przekładu, lecz także osobą odpowiedzialną za wybór; po prawdzie otrzymujemy ledwie niewielki wyimek z gargantuicznej księgi Burtona, opatrzony jednak obszernym komentarzem tłumacza, który jawi się czytelnikowi nie jako uczony, walczący z oporną materią barokowego tekstu, lecz jako entuzjasta dzieła angielskiego humanisty i, jakże by inaczej, melancholik.
Wielokrotnie możemy napotkać stwierdzenie, że lektura Anatomii melancholii to najszybsza droga do zebrania bazy erudycyjnej. I faktycznie, Burton kradnie myśli, które już zostały napisane, przetwarza je, by wskazać na wszechobecność melancholii objawiającej się pod różnymi postaciami. Możemy odnieść wrażenie, że książka Burtona stanowi podsumowanie całego świata myśli ludzkiej cywilizacji Zachodu do tego momentu, w którym zostaje wydana. Oczywiście, to tylko próba, która, mimo skazania z góry na porażkę, wydaje się co najmniej udatna. Jak to możliwe, że nigdy nie ukazał się polski przekład całości? Jak mogliśmy radzić sobie bez księgi totalnej? Sądzę, że odpowiedź nie może być jednoznaczna, a zatem jednocześnie potrzebujemy i nie potrzebujemy Burtona.
Potrzeba zgłębienia Anatomii melancholii zdaje się niemal koniecznością dla tych, którzy literatury nie traktują jedynie jako rozrywkę i źródło pobudzania emocji. Przemożny wpływ Burtona na kolejne pokolenia pisarek i pisarzy przez ostatnie czterysta lat jest trudny do przecenienia. Nikt przed nim, ani nikt po nim nie dokonał tak dokładnego i szczegółowego studium melancholii, nie przyjrzał się wszelkim jej postaciom, lecz praca Burtona nie zostanie skończona dopóty, dopóki wszystkie maski melancholii nie zostaną zerwane i nie pozostanie już żadna tajemnica. To zadanie jednakże jest niemożliwe do wykonania.
Równie niepotrzebny wydaje mi się Burton, gdy pomyślimy o wszystkich, którzy bardziej lub mniej bezpośrednio melancholii w swoich książkach dotykali. Poniekąd samo pisarstwo jest w istocie zajęciem melancholijnym, zmuszającym do wchodzenia w głąb siebie, własnych wspomnień, rozumienia cudzych odczuć oraz świata, a zatem wychodzenia również wychodzenia daleko poza siebie. Wymienić wszystkich, którzy siłowali się z melancholią lub poddawali się jej sile, to zadanie przekraczające moje skromne możliwości, bo trzeba by wskazać każdego, kto pisał o szaleństwie, śmiechu, pamięci, śmierci, samotności, chorobie, stracie etc., czyli o życiu w sensie ścisłym. Ile by nie powstało powieści, esejów, poezji, tekstów w ogóle, zawsze będzie coś do powiedzenia, pozostanie miejsce na nowe, inne doświadczenie tego, co wydawać by się mogło znane, bo stanowić będzie indywidualne, jednostkowe odczucie.
W tym szaleństwie wszyscy bierzemy udział, choćbyśmy próbowali wmówić sobie, że jest inaczej, że nas to nie dotyczy. Tęsknimy do czegoś, co ucieka naszemu pojęciu, do tej straty, której poszukiwać będziemy, lecz nigdy nie odnajdziemy, bo przypisana nam została melancholia, nadmiar w nas czarnej żółci, która nie pozwala na znalezienie spokoju, na ukojenie nerwów nadwerężonych kolejnym nurzaniem się w myślach, wspomnieniach, dociekaniach etc. Towarzystwo melancholików należy do niezwykle elitarnych, od Demokryta począwszy, przez Montaigne’a, Szekspira, Cervantesa, Sterne’a, Prousta, Nervala, Camusa, Borgesa, Barthesa, Pereca, Canettiego, Woolf, Sebalda, Bieńczyka etc., o Burtonie nie zapominając, i wiele innych jeszcze postaci się do niego zalicza, a jeszcze ciągle miejsca są wolne. A skoro, czytelniku, czytasz ten tekst, to jedno z miejsc czeka prawdopodobnie na ciebie.
niehalo
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam 120 książek w 2021 roku – 93/120; Mierzę dla siebie – 2,6 cm; 304 stron
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz