piątek, 20 sierpnia 2021

Lato, gdy mama miała zielone oczy - Tatiana Țîbuleac

 

Tatiana Țîbuleac

Lato, gdy mama miała zielone oczy

Vara in care mama a avut ochii verzi

Przeł. Dominik Małecki

Książkowe Klimaty

ISBN 978-83-66505-24-7

Tatiana Țîbuleac w Lecie, gdy mama miała zielone oczy dotyka problemów uniwersalnych, z których oś dla całej powieści stanowi relacja syna z matką. Relacja o tyle trudna i bolesna, że od najmłodszych lat naznaczona tęsknotą, potrzebą czułości, odrzuceniem i wstydem, wskutek czego w dziecku narastają nienawiść, pogarda i wściekłość. Doświadczenie rodzicielskiej miłości, a częściej jej brak stanowią często pojawiający się w literaturze motyw, tym trudniejsze zadanie postawiła sobie autorka – nie tylko wykorzystuje klasyczny leitmotiv, to jeszcze robi to w sposób oryginalny.



Lato, gdy mama... stanowi powieść tak silnie nacechowaną emocjonalnie, że przypomina poduszeczkę na szpilki, w którą nie udałoby się wcisnąć choćby jeszcze jednej. I właśnie z uwagi na to natężenie emocji książka Țîbuleac staje się wyzwaniem dla odbiorcy. Mimo, że sięgam głównie po pozycje, które uderzają mocno czytelnika, to lektura tej opowieści była dla mnie wyjątkowo trudna. Nie mogłem ot tak, kolokwialnie mówiąc, łyknąć na raz tej niewielkiej objętościowo książki - wręcz przeciwnie, musiałem ją sobie spokojnie dawkować, bo oddziaływała na mnie zbyt mocno. Nagromadzenie smutku i poczucia straty, wewnętrznego bólu i agresji, a z drugiej strony skondensowania miłości fundują emocjonalny rollercoaster. Wielokrotnie przytaczane już na innych blogach i profilach bookstagramowych otwierające zdanie uderza już w czytelnika i stanowi zapowiedź tego, czego będziemy świadkami - niezwykle intymnej pełnej bólu retrospekcji głównego bohatera: “Tego ranka, gdy nienawidziłem jej bardziej niż kiedykolwiek, mama skończyła trzydzieści dziewięć lat”.



Narratorem historii jest Aleksy, już dojrzały mężczyzna i artysta, który wraca do najważniejszego okresu w życiu, gdy jako pełny gniewu i niemiłości nastolatek spędza lato na francuskiej wsi wraz z matką, o której mówi, że “była mała i gruba, głupia i brzydka”. Spisywanie wspomnień i odczuć tamtych wakacji ma mieć charakter terapeutyczny dla Aleksego, lecz on sam mocno w to wątpi. Gdy wypowiada się o teraźniejszości i świecie, możemy dostrzec, że stał się cynikiem z bardzo przenikliwym okiem, a owa przenikliwość nadaje retrospekcjom świadomości uczuć niedostępnych dla przepełnionego gniewem nastolatka mieszkającego w londyńskim Haringey. Ta znienawidzona matka przekonuje Aleksego, by ten wyjechał z nią na całe lato do Francji, a ten przekupiony możliwością zdobycia w zamian samochodu, zgadza się na ten szalony pomysł. My natomiast powoli domyślamy się, że samochód to na pewno nie prawdziwy powód, dla którego decyduje się na wspólne wakacje.



Țîbuleac pokazuje świetny pisarski warsztat, a Dominik Małecki, czyli autor przekładu, czujne oko i wyczulone translatorskie ucho, w opisach tworząc obrazy pełne barw i ruchomego światła. Plastyczność opisu świata równoważy agresywność odczuć tworząc, dokładnie tak, jak zostało to przedstawione w blurbie, wściekło-liryczny monolog. Język powieści jest poetycki, ale nie rozpoetyzowany, dzięki czemu działa precyzyjnie w celu uwydatnienia emocji bohatera i piękna otoczenia. Niezwykły u Țîbuleac okazuje się również czas, nie tylko z uwagi na przeskoki między przeszłością a teraźniejszością, ale głównie z powodu lata. Te trochę ponad dwa miesiące zdają się rozciągać jak guma, jakby z powodu słonecznego ciepła nawet czas się wydłużył. Z drugiej strony okazują się szybkie i nagłe, gdy dobiegają nieuchronnego końca. Zarówno zatrzymanie w czasie, jak ujmujący urok francuskiej prowincji latem (zwłaszcza w porównaniu z kapryśną angielską pogodą) i postępująca choroba matki dokonują czegoś, co wydawać się mogło niemożliwym - dają bohaterom odpowiednie warunki do stworzenia prawdziwej więzi, aż Aleksy zauważa, że “mama, choć niemal całkiem zniknęła, stała się niewymownie piękna”.



Lato, gdy mama miała zielone oczy jest książką, o której trudno mi będzie zapomnieć, bo zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Obok Obietnicy poranka Romaina Gary’ego powieść Țîbuleac stanowi dla mnie jedną z najlepszych powieści o miłości między synem a matką. I choć obie są tak bardzo różne od siebie, to zdaje mi się, że mają punkt styczny - piękno, które kryje się w zdaniach. Lektura mołdawsko-rumuńskiej autorki na pewno nie należy do łatwych, ale jest to wyzwanie, które warto podjąć.


niehalo

Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

Przeczytam 120 książek w 2021 roku- 100/120; Mierzę dla siebie – 1,2 cm; 152 stron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz