poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Turbulencje - David Szalay


David Szalay
Turbulencje
Turbulence
Przeł. Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo Pauza
ISBN 978-83-957030-6-5


Mówi się, że świat jest mały. Stwierdzenie to chciał udowodnić słynny amerykański psycholog społeczny, Stanley Milgram w jednym ze swoich eksperymentów, zauważając, że w dowolnie dużej wspólnocie ludzie dzięki wzajemnym kontaktom mogą zostać połączeni. Na tej podstawie powstała hipoteza o sześciu stopniach oddalenia, mówiąca o tym, że maksymalna liczba połączeń między dwójką nieznajomych na świecie wynosi sześć. W czasach masowego transportu międzynarodowego, a nawet międzykontynentalnego i komunikacji internetowej granice mocno się rozmyły. O takich niespodziewanych, często nieświadomych połączeniach pomiędzy ludźmi pisze kanadyjski pisarz David Szalay w Turbulencjach.
Jeśli przyjrzeć się korzeniom i życiorysowi Kanadyjczyka, można zauważyć, że przyjęcie przez niego takiego stanowiska nie jest niczym dziwnym. Jego matka to Kanadyjka, a ojciec Węgier; rodzina Szalaya mieszkała w Kanadzie, Bejrucie, Libanie, by w końcu osiąść w Anglii. W późniejszych latach pisarz przeprowadził się do Belgii, a obecnie mieszka w stolicy Węgier. Każdy z taką kartoteką ma zapewne niezwykle szerokie i międzynarodowe grono znajomych. Skupmy się jednak na samych Turbulencjach.
Książkę Szalaya możemy traktować jako powieść, choć jej konstrukcja skłania czytelnika w stronę połączonych ze sobą opowiadań. Słusznie autor zamiast tytułów zamieścił skróty oznaczające kody konkretnych lotnisk, bo obok ludzkich bohaterów dodatkową postacią, swoistym spiritus movens, staje się właśnie transport lotniczy. Każda kolejna opowieść to mały wycinek z życia człowieka, do którego narrator na chwilę przykłada szkło powiększające, by za moment przenieść się z inną postacią na drugą półkulę. Te na pierwszy rzut oka nieprzemyślane, przypadkowe podróże przychodzą Szalayowi niezwykle naturalnie, a im dalej jesteśmy, tym bardziej literackie puzzle składają się na logiczny obraz świata.
Podczas lektury nie sposób nie odnieść wrażenia, że przecież już to gdzieś grali, bo przecież wspaniały Babel Alejandra Gonzáleza Iñárritu zbudowany był na podobnej zasadzie, choć na pewno z mniejszym niż u Szalaya rozmachem (w liczbie historii). Szalay jednak jako twórca nie daje czytelnikowi odpowiedzi, zarysowuje jedynie problem, który jest związany z człowiekiem. Moglibyśmy wykorzystać bezdomność rozumianą jak u Żeromskiego, z ludźmi błąkającymi się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu tego jedynego, w którym mogliby się zadomowić. Moglibyśmy przypomnieć o strachu przed bezruchem, o kompulsywnej potrzebie podróży, która przeradza się w ucieczkę. W końcu moglibyśmy mówić o wielowątkowej opowieści o rodzinie, poszukiwaniu tożsamości i własnej drogi. Każdy z tych kierunków będzie dobry i czytelnik może interpretacyjnie podróżować na każdej z tych tras.

Była kiedyś taka seria dokumentów na kanale Planete, w której widz mógł obserwować świat z kamery umieszczonej w śmigłowcu i z góry porządkować przestrzeń. Podobnie u Szalaya, czytelnik patrzy na świat, relacje międzyludzkie, podziały klasowe i działania bohaterów z lotu ptaka, czy raczej samolotu. Ziemia się skurczyła, globalizacja sięgnęła już prawie do każdego jej zakątka i stłuczone kolano chłopca w Madrycie może spowodować zerwanie negocjacji handlowych w Singapurze. Dzisiaj nawet najmniejsze i błahe wydarzenie może przynieść nieoczekiwane skutki na dużą skalę. Dość jednak komunałów.
Turbulencje powodują, że przestajemy się czuć komfortowo, zaczynamy odczuwać niepokój, bo wszystko wokół zaczyna złowieszczo drgać. Turbulencje Szalaya działają podobnie na czytelnika i pozostawiają go w niepokoju; choć książka się kończy, to opowieść cały czas trwa, a połączenie nie zostaje przerwane. Lektura tych opowiadań zostawia spory czytelniczy niedosyt, ale także pobudza do przemyśleń, a przez okres pandemii otrzymuje dodatkowy kontekst. Nie sposób nie wspomnieć o świetnym tłumaczeniu Dobromiły Jankowskiej, dzięki któremu niepokój prozy Szalaya został przelany na język polski, a także o kapitalnej okładce autorstwa Tomasza Majewskiego, od której robi się cudownie niedobrze.
niehalo
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2020 roku – 89/120; Mierzę dla siebie – 1,2 cm; Olimpiada czytelnicza – 144 stron; Trójka e-pik – tytuł bez litery „o”

2 komentarze: