Kevin
Barry
Nocny
prom do Tangeru
Night
Boat to Tangier
Przeł.
Łukasz Buchalski
Wydawnictwo
Pauza
ISBN
978-83-955508-4-3
Wydawnictwo
Pauza serwuje swoim czytelnikom książki autorek i autorów, którzy
w polskim obiegu się nie pojawiali, z małymi wyjątkami. Dzięki
temu czytelnicy otrzymują teksty, po których nie wiedzą, czego się
spodziewać. W tej chwili linia wydawnictwa wydaje się coraz
wyraźniej zarysowana, mamy do czynienia z dobrze przełożoną prozą
z silnym akcentem na portrety wewnętrzne postaci. Nie inaczej jest w
przypadku powieści irlandzkiego pisarza, Kevina Barry’ego,
mającego już wyrobioną markę w Wielkiej Brytanii, lecz do tego
roku w Polsce nieznanego. Nocny
prom do Tangeru
zabiera nas do portu w Algeciras, skąd kursują statki do Maroka.
Październikowa
noc w porcie należy do spokojniejszych, nie ma dużego ruchu, a na
ławce przy okienku informacyjnym siedzi dwóch mężczyzn po
pięćdziesiątce; po ich ciałach i umysłach przetoczył się
niejeden huragan. Jeden z nich to Maurice Hearne, który poszukuje
swojej córki Dilly, od trzech lat żyjącej między południową
Hiszpanią a Marokiem. Obok Maurice’a siedzi Charles Redmond,
wieloletni przyjaciel tego pierwszego. Obaj mają za sobą wspólne
interesy – z tych mniej niż bardziej legalnych, problemy z
kobietami, ale przede wszystkim łączą ich te same nieszczęścia,
ten sam ból istnienia, doprowadzający ich do szaleństwa.
Pod
tym względem Nocny
prom do Tangeru
wyrasta na powieść o przyjaźni, która jest w stanie przetrwać
najgorsze kryzysy i wybaczyć nawet niewybaczalne, a także o
miłości, toksycznej i prowadzącej do szaleństwa, ale też
trzymającej przy życiu, gdy wszystko inne dookoła się wali. Dzień
spędzony w porcie w nadziei na znalezienie córki Maurice’a staje
się pretekstem do rozrachunku z przeszłością bohaterów.
Poznajemy ich opowieść, poszatkowaną na drobne kawałki, z których
możemy spróbować skleić pełny obraz.
Barry nie ułatwia czytelnikowi tego zadania, jego fabuła jest
przerywana i pełna luk, podobnie zresztą jak narracja powieści.
Dopiero w dalszej części książki do historii poharatanych przez
życie mężczyzn dołączają elementy pochodzące od samej
poszukiwanej, które uzupełniają opowieść. Lektura przypomina
zbieranie do kupy poplątanych wspomnień, niewyraźnych z powodu
mgły opływającej przeszłość. I tak, jak w przypadku opisu
minionych zdarzeń z życia postaci ta technika narracyjna wydaje się
przekonywająca, to ich obecność w niespokojnym zazwyczaj porcie w
Algeciras przez tę formę zdaje się niejako zakwestionowana.
Choć
zadbano, by czytelnik znał dokładnie czas i miejsce akcji, 23
października 2018 roku, to można odnieść wrażenie, że sami
bohaterowie znajdują się w swoistym bezczasie i poza przestrzenią.
Moss i Charlie są jak aktorzy odgrywający ciągle od nowa to samo
przedstawienie, zaczepiając ludzi, którzy przekraczają granicę
ich sceny i prowadząc udawane dialogi;
postaci stoją na krawędzi między szaleństwem a... no właśnie,
czym? Czy szaleństwo w tym przypadku ma pełnić funkcję otchłani,
morskiego odmętu Cieśniny Gibraltarskiej (z tyłu głowy
przypominają o sobie Cieśniny
Wojciecha
Nowickiego)? Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że bohaterowie
Nocnego
promu...
są jak tytułowe postaci z filmu Toma Stopparda Rosenkrantz
i Guildenstern nie żyją,
gdzie protagoniści krążą bez celu po ekranie, myląc własne
nazwiska i szukając sensu w opowieści, której stali się częścią.
U Barry’ego Moss i Charlie także zdają się wklejeni w przestrzeń
portu, nie wiadomo skąd przybyli i dokąd się udadzą - znane są
nam tylko ich wcześniejsze przystanki: Cork, Berehaven, Malaga. Nie
przypominają już ludzi, tylko zjawy, cienie osób, którymi byli;
ich działania stanowią tylko parodię samych siebie sprzed lat.
W
swej powieści Barry opowiada o losach ludzi, którym nie zostało
już nic innego oprócz nich samych; żyją oni w czasowym chaosie,
przeskakując między wydarzeniami z przeszłości, a na
teraźniejszość pozostaje już niewiele miejsca. Tytułowy
nocny prom daje nadzieję na happy end, uzyskanie przebaczenia i
odkupienie win; dopóki nie przypłynie, pozostaje szansa, że uda
się
znaleźć Dilly Hearne i odzyskać
chociaż jeden kawałek z tego, co przeminęło. Książka Barry’ego
jest niepokojąco głęboko smutna, a budowane powoli napięcie nie
znajduje ujścia, pozostawiając bohaterów, jak i czytelników, w
stanie nerwowego oczekiwania.
niehalo
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Akcja
100 książek w 2020 roku – 85/120; Mierzę dla siebie – 1,9
cm; Olimpiada czytelnicza – 226 stron
Brzmi bardzo interesująco!
OdpowiedzUsuńZapewniam, nie tylko brzmi ;)
UsuńMam w planach ten tytuł, bo wydawnictwo Pauza już mnie w sobie rozkochało! :D
OdpowiedzUsuńPauza faktycznie rozpieszcza swoich czytelników :)
Usuń