Autor
– Anna Ignatowska
Tytuł
– Dziennik pokładowy czyli wielodzietnik codzienny
Warszawska
Grupa Wydawnicza
ISBN
978-83-6535-693-2
Dziennik
pokładowy, czyli wielodzietnik codzienny to debiut Anny
Ignatowskiej, który powstawał najpierw jako dziennik, a później jako blog.
Cieszy mnie fakt, że także blogi mogą stać się literackimi perełkami, bo taką
perełką niewątpliwie jest ta książka.
Rodzina Ignatowskich to osiem
osób. Dwie dorosłe, Anna i Miłosz oraz szóstka dzieciaków: Wiktoria, Antoni,
Zuzanna, Franciszek i bliźniaczki Misia i Maja. Anna, która stanowi ważny człon
tej rodziny zaprasza nas, czytelników na pokład rodzinny. To ona staje się
narratorem tej książki, bo to ona w pewnym momencie swojego życia wpadła na
pomysł prowadzenia pamiętnika.
Obwieszczę światu… Nie mam już siły być z tym sama… Nie ma się czego wstydzić! Moja/nasza wielodzietność nie jest zła, jest dobra! Jest darem, jest niezwykła! Uwielbiam nasze dzieci. Kocham już ponad życie to życie, które wciąż jest jeszcze we mnie tajemnicą. Wielodzietność jest zadaniem… nasze dzieci są zadbane!
Czy każdy mógłby napisać taki
dziennik? Może i tak, ale nie u każdego z nas będzie on tak interesujący. Dla
przykładu ja – miałabym pisać ciągle i ciągle o jedynym dziecku, które
posiadam. To by było dopiero nudne, jak flaki z olejem. A w przypadku rodziny
Ignatowskich sprawa jest inna. Możemy obserwować, że wielodzietność może być
ciekawa, może być fajna. W trakcie czytania szybko dojdziemy do wniosku, że
wielodzietność to nie jest patologia, to rodzaj wielkiego szczęścia pomnożonego
przez ilość dzieci w rodzinie.
Dziennik
pokładowy do zapis życia rodziny od maja 2010 do stycznia 2015 roku.
Rozpoczyna się pamiętnikiem, ewoluuje na dziennik internetowy. Początkowa
rodzina Ignatowskich liczy sześć osób. Anna zachodzi w ciążę i rodzą się
wcześniaki Misia i Maja. Tak oto towarzyszymy tej wyjątkowej, ośmioosobowej
rodzinie w życiu codziennym.
Dostajemy do rąk książkę, która
jest opowieścią słodko-gorzką, bo wiadomo, że nie zawsze jest cudownie i nie
codziennie chce nam się śmiać. Bywają chwile słabości, tak wielkiej, że chce
się wyć. Jednak przy tak dużej rodzinie trzeba szybko podnieść się i żyć, bo ma
się dla kogo.
Trzeba przyznać, że Anna i
Miłosz zasługują na miano bohaterów, bo bardzo trudno przeżywać kolejne dni bez
odpowiedniej pomocy socjalnej. Zarobienie na taką gromadę graniczy z cudem.
Chciałoby się powiedzieć: brawo Miłosz! Ale tak naprawdę na największe brawa
zasługuje Anna, przykład matki Polki, która porzuciła karierę zawodową i „poświęciła”
się wychowaniu wspaniałej szóstki.
Nie wiem czy sobie wyobrażacie,
jak to jest nie chodzić do pracy i zmuszoną przez zaistniała sytuację zamienić
się w kurę domową? Ja to wiem. Ja jestem kurą domową. Nie wstydzę się tego.
Anna Ignatowska nie jest kurą z wyboru. Kolejne ciąże i kolejne dzieci nie
pozwoliły jej piąć się po szczeblach kariery [a takie to teraz modne].
Postanowiła zostać w domu i nie korzystając z pomocy babysitter czy innych
nianiek sama zająć się swoja trzódką. I dobrze się stało, bo gdyby była w pracy
ominęłoby ją mnóstwo z tego, o czym napisała w Dzienniku pokładowym. A przecież mając taką gromadkę, co chwilę,
codziennie dzieją się rzeczy, które warto uwiecznić.
Dziennik
pokładowy można czytać jak najciekawszą powieść. Można „pożreć” tę
książkę na jeden chaps lub tak jak ja dawkować sobie po małym kawałku,
ubarwiając sobie własną codzienność. Dziennik pokładowy to ten rodzaj
publikacji, która dostarcza czytelnikowi wiele radości, ale również wiele
wzruszenia. Niewątpliwym plusem są umieszczone w niej rysunki dzieci Anny i
Miłosza. Książka o macierzyństwie, książka o rodzinie razy osiem, książka dla
każdego i właśnie wszystkim ją gorąco polecam.
Dziękuję
Książka bierze udział w
wyzwaniach:
ABC czytania – wariant 2,
Czytam, bo polskie, Czytelnicze igrzyska 2017, Dziecięce poczytania, Olimpiada
czytelnicza, Przeczytam 52 książki w 2017 roku – 41/52, Przeczytam tyle, ile
mam wzrostu – 2,6 = 38,3 cm, W 200 książek dookoła świata - Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz