Cormac McCarthy
Stella Maris
Przeł. Robert Sudół
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-08133-4
Ostatnie Cormaki 1/2
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie jestem znawcą twórczości McCarthy’ego - na koncie mam tylko Drogę i Sunset Limited. Ta znikoma znajomość książek amerykańskiego autora daje mi możliwość postawienia sądu, który najprawdopodobniej jest niesprawiedliwy. Mianowicie, u Cormaca dzieje się w akcji dzieła lub w dialogu, a Stella Maris, podobnie jak drugi z wymienionych wyżej tytułów, stanowi przeintelektualizowany dialog, który momentami bliżej do traktatu filozoficznego. To nie będzie pełna opinia, bo Pasażer jeszcze przede mną.
Tak, wiem, że Stella Maris stanowi tę drugą część z dylogii, która przez wydawcę nie jest tak opisywana i może dobrze. Zacząłem od niej zgodnie z Waszym poleceniem i to chyba dobry wybór, choć więcej będę wiedział pewnie po przeczytaniu Pasażera. Na razie nie będę o niej myślał jako przydługim pro- lub epilogu, ale jako osobnej książce.
Stella Maris to zakład dla pacjentów zaburzonych psychicznie, do którego zgłasza się dwudziestoletnia kobieta z torbą pełną pieniędzy - to pierwsza postać dialogu. Drugą będzie lekarz, który trochę próbuje prowadzić terapię, ale sam pewnie zdaje sobie sprawę, że nie o terapię tutaj chodzi. McCarthy stworzył genialną postać kobiecą, córkę jednego z naukowców biorących udział w Projekcie Manhattan, której umysł nie odnajduje wytchnienia poza krótkimi momentami epifanii. Rozmowa między bohaterami krąży wokół nauki, matematyki, fizyki i filozofii, jak i życia kobiety – jej relacji z rodzicami i bratem.
Momentami trudno nadążyć za biegiem tego dialogu, a jeśli ktoś nie zna na co najmniej zadowalającym poziomie ważniejszych naukowców dziedzin ścisłych i problemów XIX i XX-wiecznej matematyki, to może czuć się dość mocno skonfundowany, tak jak piszący te słowa. Jednak poza rozważaniami z zakresu nauki, McCarthy sięgnął do podstaw ludzkiej świadomości - osiągnięcia stanu spokoju ducha, wielkiego niepokoju, z którym wiąże się życie i nierozwiązywalności równań związanych z człowieczeństwem. Szaleństwo jawi się tu nie jako choroba, którą trzeba uleczyć, ale bardziej droga podpowiadana przez podświadomość, by znaleźć rozwiązanie.
Sposób napisania Stella Maris nie leży mi zupełnie - brak jakichkolwiek partii narracyjnych powoduje, że czuję się nieswojo. Sama rozmowa zmusza mózg do konkretnego treningu, by za nią nadążyć. Tu na razie się zatrzymuję, a więcej napiszę po przeczytaniu Pasażera.
niehalo
Dziękuję
"Stella Maris" do kupienia na Bonito
W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2023 roku – 110/120; Mierzę dla siebie – 2,6 cm; 272 stron; Trójka e-pik – książka nieżyjącego autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz