Damian Dibben
Burza kolorów
The Colour Storm
przekład Maria Gębicka-Frąc
Seria butikowa Albatrosa
Wydawnictwo Albatros
ISBN 978-83-6775-849-9
Burza kolorów to moja druga przygoda z twórczością brytyjskiego pisarza i scenarzysty Damiana Dibbena. Mam na imię Jutro zaczarował mnie, a wejście w głowę psa, nie drugiego człowieka okazało się bardzo ciekawym doznaniem. Ta nietuzinkowa opowieść skłoniła mnie do ponownego sięgnięcia po kolejną powieść Dibbena. I znów tak, jak za pierwszym razem, książka w pierwszej kolejności cieszy oczy. Jest to zasługą Kasi Meszki i faktu, że okładka tworzy całość z innymi jej podobnymi z Serii butikowej Albatrosa. Wcześniej już o tym pisałam, ale i teraz wspomnę, że każdy bibliofil czy książkoholik (jak zwał, tak zwał) będzie szczęśliwy mając tę serię w swoich zbiorach i zapewne będzie ona stanowić ozdobę każdej biblioteczki.
Burza kolorów, tak jak wcześniejsza powieść, zabiera nas do Wenecji, ale dwa wieki wcześniej. Jak sugeruje tytuł rzecz traktuje o kolorach, malarstwie, ale także (a może przede wszystkim) o obsesji, miłości, ambicji, zdradzie i o SZTUCE.
Szesnasty wiek, renesans. Dibben zabiera nas do świata sztuki, a konkretnie malarzy, którzy poszukują nowego, doskonałego koloru. Na kartach książki spotykamy nazwiska artystów, którzy nie są fikcyjni, tylko żyli naprawdę. Wśród nich są: Leonardo da Vinci, Michał Anioł, Rafael Santi. Jednak my towarzyszymy mniej znanemu weneckiemu malarzowi Giorgione/Zorzo (Giorgio) Barbarelli. To młody malarz, który słynie z nieokiełznanej pasji, ale w tej chwili jego kariera się chwieje.
Nowy kolor, pigment, który ponoć ma przynieść artyście wieczną sławę i niebywałą fortunę jest niezwykle kuszący dla każdego młodego malarza, który powiedzmy sobie szczerze, z reguły przymiera głodem. A rzekomy pigment ponoć istnieje i nazywa się Książę Orientu. Już sama nazwa sprawia, że każdy chce go chociaż zobaczyć, nie dziwi więc, że malarze chcą go mieć, by używać, by czarować. Tylko za jaką cenę? Do czego będą w stanie się posunąć aby ów nieziemski pigment stał się ich własnością?
Damian Dibben potrafi snuć bardzo ciekawe historie, co udowodnił powieścią Mam na imię Jutro. Jednak jeśli poszukujecie niesamowicie pędzącej akcji i „samoobracających się kartek, to nie jesteście na właściwym tropie. Burza kolorów jest interesująca, owszem, ale fabułę ma powolną, lekko leniwą, prawie senną. Jest to więc książka do powolnego poznawania, a nie do wgryzania się w czytaną historię jak zgłodniały pies.
Dibben świetnie połączył historię i sztukę z wątkiem kryminalnym i w pewnym sensie z romansem (dosłownie i w przenośni). Przedstawił szesnastowieczną Wenecję bardzo szczegółowo. Czytelnik nie powinien mieć problemu z przeniesieniem. Nie byłam w tej perle włoskiej korony, ale po lekturze czuję się, jakbym dopiero co wróciła z tego miasta na wodzie. Pięknie opisał obrazy, szkice, rzeźby tego okresu, ale najpiękniej bawi się odczuciami estetycznymi oddając nam to, co widać i czuć. Czytając widzi się przesuwające przed oczami kolory i czuje zapachy (niestety nie tylko te przyjemne dla nosa).
Uważam, że najnowsza powieść Damiana Dibbena trafi nie tylko do osób, które interesują się sztuką, choć te na pewno docenią bardziej (bądź szybciej) kunszt autora. Przepiękna historia, pobudzająca zmysły do bardziej wytężonej pracy; do tego napisana eleganckim, plastycznym językiem przez prawdziwego mistrza opowieści. Według mnie również tak magiczna, jak baśniowa. Jednak niech Was nie zwiedzie, to zdanie, ani śliczna okładka, bo ta historia ma w sobie mrok i tajemnicę.
Burza kolorów – fascynująca i pełna namiętności. Polecam
monweg
Dziękuję
"Burza kolorów" do kupienia na Bonito
W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2023 roku – 117/120; Mierzę dla siebie – 3,5 cm; 384 stron; Pod hasłem – barwny tytuł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz