Paige Toon
Nic nie rani tak jak miłość
Only Love Can Hurt Like This
przekład Kamil Bogusiewicz
Wydawnictwo Albatros
ISBN 978-83-6775-788-1
Niezmiernie rzadko zdarza mi się sięgać po romanse, no chyba, że to klasyka. Niezrozumiała siła przyciągnęła mnie do tej książki, gdy przeczytałam opis, który otrzymałam od wydawnictwa. W sumie mnie samą to zdziwiło – ja i romans. Może być ciekawie, a na pewno odprężająco po sporej ilości kryminałów, które ostatnio pochłaniam.
Mimo że Paige Toon ma na swoim koncie szesnaście powieści, to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. A ponieważ nie jest to książka, jakie czytuję na co dzień, więc nie wiem czy jeszcze kiedyś nasze drogi się skrzyżują. Jednak przyznaję, że przy lekturze tej powieści obyczajowej i romansu w jednym, odpoczęłam, bo nie trzeba było zbyt wiele myśleć.
Książka zaczyna się małym trzęsieniem ziemi w życiu Wren. Jej narzeczony, jak to często bywa, kocha inną kobietę. W sumie dobrze, że przed a nie po ślubie. Żeby leczyć złamane serce Wren wyjeżdża do ojca. Spędzenie czasu z dala od Anglii wydaje się świetnym pomysłem. Ląduje więc sześć tysięcy kilometrów dalej, w Nowym Jorku. Ale akcja nie będzie się toczyła w tym wielkim mieście lecz na farmie w Indianie. To właśnie tam poznaje Andersa, który wciąż przeżywa żałobę po zmarłej cztery lata temu żonie. Jak widać i ona i on są osobami okaleczonymi, choć każde z nich w inny sposób. Obydwoje świetnie wiedzą co znaczy ból po stracie ukochanej istoty. Czy to wystarczy, żeby ich połączyć? Czy może powstać z tego jakiś trwały, mocny związek?
Szczerze się przyznam, że nie umiałam się bardzo wkręcić w tę historię. Jednak romans, niekoniecznie jest dla mnie. A może po prostu Paige Toon trafia do innych, albo do innego przedziału wiekowego. Owszem książka jest napisana poprawnie, ale mnie nie porwała i była przewidywalna. Czytając nie byłam zaskakiwana, a momentami czułam się jakbym oglądała amerykański film romantyczny (i to nie taki z górnej półki). Może ze względu na wiek, może na sposób napisania i później przeniesienia na ekran, jest jeden z nielicznych romansów, który w pełni do mnie przemawia i który nigdy nie jest w stanie mi się znudzić. To książka Roberta J. Waltera Co się wydarzyło w Madison County; film o tym samym tytule w reżyserii Clinta Estwooda, z nim i Meryl Streep w rolach głównych.
I dając szansę, co jakiś czas kolejnym romansom, ciągle czekam, aż któraś historia mną wstrząśnie, jak ta Waltera i może doprowadzi mnie do łez. Ale jak dotąd to się nie zdarzyło.
Nie twierdzę, że Nic nie rani tak jak miłość jest złą książka. Sądzę tylko, że to nie jest powieść dla mnie. Być może odnajdą się w niej młodsze kobiety, takie które są w zbliżonym wieku do bohaterki i zamierzają właśnie rozpocząć życie w stadle.
Ponieważ nie stronię od opisów, a nawet je lubię (nigdy nie omijam, nie przekartkowuję) to z ogromną przyjemnością czytało mi się o otaczającej farmę naturze, o zieleni, o roślinach, o polach kukurydzy. Jestem też fanką małych miasteczek, obojętnie w jakiej części świata położonych. I tutaj mamy takie małe amerykańskie miasteczko. Cudownie opisane – idealne miejsce do tego, żeby ze swojego fotela przenieść się… we wspomniane pole kukurydzy?
Nie zamierzam polecać, ani zniechęcać. Decyzję pozostawiam Wam.
monweg
Dziękuję
"Nic nie rani tak jak miłość" do kupienia na Bonito
W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2023 roku – 108/120; Mierzę dla siebie – 3,2 cm; 414 stron
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz