Ayfer Tunç
Historie z ojczyzny
Memleket Hikâyeleri
Przeł. Agnieszka Erdoğan
Książkowe Klimaty
ISBN 978-83-66505-15-5
Kiedy czytałem Turcję. Obłęd i melancholię Ece Temelkuran dostrzegałem między Turcją a Polską podobieństwo sytuacji politycznej, która mocno wpływa na społeczne nastroje. Teraz, po lekturze Historii z ojczyzny Ayfer Tunç jestem przekonany, że z Turkami wiąże nas więcej, niż możemy podejrzewać. Swoisty rodzaj dumy z kraju, miasta czy rodziny, którym charakteryzują się bohaterowie opowieści Tunç, łatwo może się przemienić w gniew, urazę, wstyd albo ból wyrażony nieznośnym kłuciem w żołądku. Autorka już tytułem nawiązuje do zbioru opowiadań Refika Halita Karaya, wydanego w 1919 roku, w którym pisarz zadawał podobne co Tunç niemal sto lat później pytania. Czym jest ojczyzna i gdzie się mieści? Czym jest Turcja i kim są jej mieszkańcy? Przy pytaniach tak podstawowych łatwo można wpaść w pułapkę banału i patosu, jak jednak przekona się czytelnik, Tunç nie pozwala sobie na pójście wydeptanym szlakiem.
W Historiach z ojczyzny zastanawia już sama konstrukcja zbioru. Pierwszą część stanowią eseje, które sprawiają wrażenie, jakby zostały napisane nie dla Turka, ale obcokrajowca. W tych kilku tekstach wraca pamięcią do czasów dzieciństwa, do zagranicznych wyjazdów; pisze o śmiesznej zabawie, w którą gra z nami nasza własna pamięć, o słowach, które zmieniają swoje znaczenie i potrzebie zrozumienia; raduje się wraz ze swoim Stambułem, wychwala go i lamentuje nad jego upadkiem, tak samo, jak nad wieloma innymi miastami i miasteczkami Turcji. To pierwsza część wprowadzenia, druga składa się z fotografii, które za sprawą Tunç przemawiają do czytelnika. Przecież podobny zabieg pojawił się u Temelkuran! Owszem, ale tam autorka przy pomocy kilku starannie dobranych obrazków ze stulecia Republiki opowiedziała jej historię, natomiast w Historiach z ojczyzny patrzymy na opowieść jednego człowieka i jego orkiestry, a w tle zawieruchy, zmiany, blaski i cienie. Te kilkadziesiąt stron jest potrzebne, żeby się oswoić, być gotowym na resztę historii, które zaraz zostaną opowiedziane. Tunç wykłada problem na początku, by później czytelnik nie przerywał co chwilę, podnosząc rękę i pytając. Jakby autorka naprawdę chciała, żebyśmy zrozumieli.
W opowiadaniach stosunek bohaterów do innych, zarówno obcokrajowców, jak i miejscowych, jest niejednoznaczny i przesycony czymś pomiędzy dumą i wstydem. Tak jest w przypadku “dobrych ludzi”, w których odzywa się stara nienawiść do obcych zamieszkujących dawniej ich miasto, lecz ta nienawiść pozostała już tylko w języku (od języka się zaczyna i na języku kończy, bo pamięć języka jest dłuższa niż pamięć człowieka). Podobnie dzieje się w opowiadaniu “Wy z Zachodu”, którego bohaterka czuje się głupio i jednocześnie dumnie, że została na Wschodzie nazwana kimś z Zachodu, kiedy dla niej Zachód oznacza Europę. Albo jak w opowieści o młodych mających się zaręczyć, a ich rodziny zaczynają prowadzić dialog dotyczący korzeni i pochodzenia przodków, wyśmiewając się ze stereotypowych wad jednych nacji i burząc się z powodu takich żartów skierowanych w inne nacje. Pojawia się pytanie, kto może tu się czuć u siebie?
Tunç nie daje czytelnikowi jasnej odpowiedzi dotyczącej definicji ojczyzny, jednak można wywnioskować, że prędzej czy później dla każdego będzie stracona, jak dom rodzinny bohaterki innego opowiadania, która zostaje zmuszona sprzedać znajdujący się w Stambule dom po matce, który stanowił ostatni korzeń, dzięki któremu trzymała się tego miejsca, bo należało tylko do niej. Może też okazać się, że nikt nie jest swój, a miasto młodości po latach stanie się obce, a ojczyzna, jak dla bohaterów ostatniego opowiadania, stanie się już jedynie słodkim cukierkiem; wspomnieniem, które można possać, gdy poczujemy nagle gorzki smak melancholii. Bohaterowie Historii z ojczyzny mają tak bogate drzewa genealogiczne, że gubią się wśród splątanych gałęzi narodowości: Turków, Kurdów, Ormian, Menawów, Azerów czy Turkmenów. Choć mają dach nad głową, wydają się w swoisty sposób bezdomni, pozbawieni tego miejsca na świecie, które naprawdę mogli by nazwać swoim.
Historie z ojczyzny stanowią zbiór świetnych opowiadań, z których każde kolejne odsłania nowe spojrzenie na tę niekończące się poszukiwania domu. Każda z opowieści i postaci przedstawia inny problem i pozostawia czytelnika z następnym pytaniem na liście. Polecam książkę Ayfer Tunç zwłaszcza na te długie, mroźne wieczory – upalne Tureckie miasta pozwolą zapomnieć o chłodzie, a klimat opowiadań powinien stanowić dobrą przeciwwagę dla radosnych, świątecznych dni.
niehalo
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2020 roku – 132/120; Mierzę dla siebie – 2,6 cm; Olimpiada czytelnicza – 404 stron
Mogę potwierdzić, że każde kolejne opowiadanie pokazuje inny problem - wchłania coraz bardziej i sprawia, że chce się czytać.
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie, jak bardzo rozwarstwione jest tureckie społeczeństwo i to, jak wiele podobieństw można znaleźć z nami. Choć kultura obca, egzotycznie brzmiące nazwy to problemy czy postawy tak podobne.
UsuńNie moje klimaty, ale były to świetny świąteczny prezent dla jednej z bliskich mi osób ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nieważne, z której strony świata, ważne, by klimaty były książkowe ;)
UsuńUwielbiam książki, które skłaniają do refleksji i przemyśleń! Dziękuję za tę recenzję! Z pewnością kupie i przeczytam :)
OdpowiedzUsuńW kolejce do przeczytania
OdpowiedzUsuń