Autor
– Dominika Węcławek
Tytuł
– Upadła Świątynia
Cykl
– Legendy zrujnowanego miasta
Seria
– Fabryczna Zona/Kompleks 7215
ISBN
978-83-7964-121-5
Dwie dekady po Zagładzie skuta lodem i pogrzebana pod radioaktywnym śniegiem metropolia wydaje się być martwa. Przyroda jednak nie znosi próżni.
Pojawił się ktoś, lub coś, co wabi do siebie ocaleńców, skazując ich na śmierć. Z samego serca stołecznego metra wyrusza więc specjalna ekspedycja. Jej członków łączy niewiele, a różni niemal wszystko. Przeprawa przez wyklęte rewiry, nawiedzone pustkowia i mroczne podziemia okaże się prawdziwym wyzwaniem.
Na szczęście rozkazy generała są jasne: dotrzeć do prawdy, nie dać się zabić, wszystkie zagrożenia eliminować bez pytania. Pozostaje tylko jedna wątpliwość, czy aby na pewno na uwadze władz jest dobro całej społeczności Tuneli?
Nie jestem znawcą powieści postapokaliptycznych. Czytałam do tej pory
kilka i przyznam, że choć nie chcę sobie nawet wyobrażać takiej sytuacji, że
wszystko się kończy, przemawiają do mnie te książki. Jednak muszę stwierdzić,
że te wszystkie pozycje postapo są trochę do siebie podobne i brak tu
oryginalności. Świat się kończy i tylko sposób katastrofy czy zagłady się
zmienia. Zawsze pozostają niedobitki, którzy muszą sobie radzić, często w
ekstremalnych warunkach. Ta książka nie odbiega od z góry założonego schematu.
Mimo to jest ciekawa i czyta się rewelacyjnie.
Przeczytałam gdzieś, że jest to debiutancka powieść Dominiki Węcławek. Debiuty
lubię, a gdy są dobre, to lubię jeszcze bardziej. A ta powieść jest dobra i
całkiem miło spędziłam czas przy jej lekturze. Niełatwe zadanie postawiła przed
sobą Pani Dominika, ale wyszła w tego obronną ręką.
Cóż mamy? Jest nasza stolica, czyli Polski, ale po Zagładzie bardziej
przypomina zrujnowane miasto, a nie takie, jakie znamy z pocztówek. Taka
Warszawa na żadnej kartce by się z pewnością nie znalazła. Panuje ciągły mróz,
chroniczny brak słońca, wszędzie leży śnieg, próżno szukać porządnego
schronienia. Ci, co przeżyli, zmuszeni są zejść do tuneli. No w końcu metro
warszawskie naprawdę się do czegoś przydało. Widać, że warto było je budować
tyle lat... A do tego niemal na każdym kroku grozi niebezpieczeństwo...
Wybranie tych najważniejszych rzeczy, które chcesz ze sobą zabrać na koniec świata, kiedy już właściwie ten koniec świata po ciebie przyszedł, to zadanie absurdalnie trudne. A z drugiej strony szalenie łatwe. Brać tylko to, co potrzebne. Żelazny zapas jedzenia i zapas ubrań. Sentymenty zakopać, pamiątki po poprzednim życiu też. Może kiedyś tu wrócą i wszystko wygrzebią, a może nie. Może czas wreszcie się od tego wszystkiego odciąć raz na zawsze i zacząć wszystko od nowa. Tak naprawdę. Od zera. Albo nawet z poziomu minus jeden. Największy problem z wyjściem wiązał się z ochroną. Siebie, zdrowia… Właściwie to nadal nie wiedzieli, czy można bezpiecznie oddychać na górze, czy nie.
Mocną stroną Upadłej Świątyni
są postaci. Muszę przyznać, że to chyba najbardziej udało się Dominice Węcławek.
Taka różnorodność wyglądu, charakterów, postępowania. Większość ludzi wyginęła,
a ci co pozostali przy życiu stają przed wizją nowego świata i muszą starać się
przetrwać z napływającymi wspomnieniami dawnej cywilizacji, a także
przystosować się do nowych, niesprzyjających warunków. Ale jak się
przystosować, gdy zimno, ciemno, zaczyna brakować wody i jedzenia?
Tak jak napisałam
wcześniej uważam, że jak na debiut to Upadła
Świątynia prezentuje całkiem dobrze. Pozostaje mieć nadzieję, że talent
Dominiki Węcławek będzie się rozwijać z każdą nową powieścią. Na pewno będę się
temu przyglądać, bo uważam, że warto. Tymczasem spróbujcie zacząć swoją
przygodę z prozą autorki, ja swoją zaczęłam i na jednej książce się nie skończy.
Zanurzcie się w mrocznym i mroźnym świecie wykreowanym przez Węcławek, mając
nadzieję, że taki koniec nie stanie się naszym udziałem. Polecam.
Moja kołysanka jest z kołysanek, po których zasnęli
ci wszyscy, których chciałoby się zbudzić.
Niech siądą ze mną przy zielonej butelce
chłopaki i dziewczyny, z którymi warto było gubić
pieniądze, wątki, końce, początki,
całego świata groteskowy majdan.
Niech siądą wszyscy, których już niema.
Butla przed nami, a w kacie okna srebrzysta pajda,
jej się najemy, popijając ginem
choć kołysanka jest jeszcze z tego świata.
Potem zaśniemy, na drobne zawsze.
Nikt nas nie wspomni – niewielka strata.
Dziękuję
Książka bierze udział w
wyzwaniach:
52/2016 – 55/52, Czytam fantastykę, Czytam opasłe tomiska – 344 stron, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Przeczytam 100 książek w 2016 roku
– 55/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,5 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata - Polska
Takie książki zawsze bardzo mnie poruszają, a jak jeszcze są dobrze i realistycznie napisane to spać później nie mogę :D Za bardzo moja wyobraźnia działa, a jeszcze chciałabym pocieszyć się tym światem ;)
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetna i zachęcająca recenzja do sięgnięcia po tą książkę :)
Dziękuję bardzo za miłe słowa.
UsuńTakie książki faktycznie czuje się każdym nerwem :)
Książka naprawdę średnia - bardzo oględnie mówiąc.
OdpowiedzUsuń