wtorek, 25 maja 2021

Niepokój przychodzi o zmierzchu - Marieke Lucas Rijneveld

 

Marieke Lucas Rijneveld

Niepokój przychodzi o zmierzchu

De avond is ongemak

Przeł. Jerzy Koch

Wydawnictwo Literackie

ISBN 978-83-08-07377-3

Często zdarza się, gdy mamy wysokie oczekiwania wobec jakiejś książki, to jesteśmy zawiedzeni, bo nie spełniła ich; zepsuliśmy sobie lekturę przed przeczytaniem pierwszej strony. Wydawcy, chcąc zareklamować nowość, stają na głowie, już na okładce przedstawiając najbardziej entuzjastyczne urywki z recenzji, a oczekiwania rosną. Ile dobrych książek padło ofiarą przymusu wybitności, trudno zliczyć. Dlatego byłem przestraszony, trzymając w ręce Niepokój przychodzi o zmierzchu Marieke Lucas Rijneveld, bo od razu zostałem zarzucony zachwytami, które trzeba było wyciszyć, pozbyć się tych wszystkich “olśniewająca”, “klasyka” czy “cudownie dzika”. Starając się nie myśleć o wyjątkowości, wybitności i unikatowości, zanurzyłem się w prozie Rijneveld. I przepadłem.


Niepokój towarzyszył mi od pierwszej do ostatniej strony, ściskając żołądek i nie pozwalając przestać myśleć o losach dziesięcioletniej narratorki, której najstarszy brat nagle ginie w nieszczęśliwym wypadku. Dziewczynka kryje się przed światem za tarczą w postaci czerwonej kurtki i boi się, że to przez nią Bóg zabrał jej brata, bo modliła się, by nie stracić swojego królika. Wychowuje się w konserwatywnej protestanckiej rodzinie na holenderskiej wsi. Życie wyznaczają jej dwie wartości: Bóg i krowy, bo wszystko kręci się wokół tego. Śmierć Matthiesa staje się wydarzeniem założycielskim w powieści, a dla rodziny momentem przełomowym lub raczej przełamującym. Jeżeli w domu mieszkała do tej pory radość, to nie pozostał po niej żaden ślad; są tylko chłód, praca i skrywany ból.


Lektura Niepokoju... była doświadczeniem trudnym i emocjonalnie wyczerpującym. To, co narratorka opisuje niemal z lekkością, czytelnika będzie poruszało z mocą. Dom rodzinny okazuje się miejscem pozbawionym ciepła, a naznaczona śmiercią rodzina zaczyna się rozpadać na kawałki. Matka zapada się w sobie i zawęża swoje i tak ubogie menu, a ojciec oddaje się w milczeniu pracy na gospodarstwie. Rodzice wydają się nie mieć żadnego wsparcia ze strony wspólnoty, do której należą - trwają sami z rozpaczą zżerającą ich od środka. Dzieci także zostają pozostawione bez żadnego wyjaśnienia, bez pocieszającego uścisku; próbują zrozumieć śmierć na własną rękę, każde w inny sposób. Mnóstwo w tym domu cichej przemocy, zaciskającej się na szyi bohaterów i pozbawiającej tchu, tak jak pętla wisząca na belce na strychu, gdzie dzieci mają swoje pokoje.


Całkowicie niezwykła jest główna bohaterka, od kurtki nazywana Budrysówką, która krąży od jednego zaskakującego skojarzenia do drugiego, próbując zrozumieć lepiej świat i siebie samą, bo nie może liczyć w tej materii na rodziców. Dziewczynka przepracowuje traumę fantazjując, a czytelnik zaczyna mieć wątpliwości, czy na pewno panuje ona nad ciągiem wspomnień i obrazów pojawiających się w jej głowie. Rozpoczyna się dla niej także czas odkrywania seksualności, poznawania tego, co intymne, a jednocześnie w społeczności jako grzeszne stanowiące tabu. Grzechów, które może popełnić dziecko, jest oczywiście więcej. Zwłaszcza, gdy jest dziewczynką. Każdy element życia okazuje się nieczysty – telewizja, piosenki w radiu, internet, niewłaściwe pytania, zabawy, śmiech. Nawet rodzicielska czułość wydaje się grzechem, którego udaje się matce i ojcu unikać.



Wiem, że za szybko piszę o powieści Rijneveld, nie zdążyłem jej dobrze przetrawić, przemyśleć i czuję, że wiele mi na razie umyka. Nie chcę jednak czekać, tylko wyrzucić chociaż trochę tego niepokoju. Warto zwrócić uwagę, że Niepokój przychodzi o zmierzchu stanowi debiut prozą (wcześniej ukazał się tom poetycki) i już przyniósł Rijneveld światową sławę i wielkie wyróżnienie w postaci Międzynarodowej Nagrody Bookera. Gratulacje należą się tłumaczowi, Jerzemu Kochowi, który sprostał temu arcytrudnemu zadaniu przełożenia języka dziecka, z jedną tylko uwagą - jako, że za dzieciaka nagrałem się trochę w simsy, na pewno kod rozbijający bank to “klapaucius”, otwierał świat nieskończonych możliwości. Jeśli szukacie prozy trudnej, pozbawiającej czytelnika poczucia komfortu, lektury uwierającej i wywołującej mnóstwo emocji, to miejcie tę pozycję na uwadze. I polecam przyjrzeć się Marieke Lukas Rijneveld, bo to niezwykła postać.


niehalo

Dziękuję

Książka bierze udział w wyzwaniach:

Przeczytam 120 książek w 2021 roku – 60/120; Mierzę dla siebie – 3,2 cm; 320 stron; Trójka e-pik – zdarzyło się w maju; Wielkobukowe bingo – książka z brzydką okładką

2 komentarze: