Luis Sepúlveda
Koniec historii
Fin de la historia
Przeł. Joanna Branicka
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
ISBN 978-83-7392-714-8
Kiedy parę miesięcy temu czytałem Drżę o ciebie matadorze Pedra Lemebela nie sądziłem, że tak szybko powrócę lekturowo do Chile i dyktatury Pinocheta. Stało się jednak inaczej za sprawą wydanej w ubiegłym tygodniu powieści zmarłego w ubiegłym roku na COVID-19 Luisa Sepúlvedy Koniec historii. W swojej książce Sepúlveda wraca do ojczyzny, którą jako współpracownik Salvatora Allende musiał opuścić po puczu przeprowadzonym przez Augusto Pinocheta - początkowo torturowany i skazany na 28 lat więzienia pisarz został uwolniony dzięki działaniom niemieckiej filii Amnesty International za cenę wygnania z Chile. Dla Sepúlvedy to także powrót do postaci Juana Belmonte, występującego już w powieści Nombre de torero (Imię torreadora), którego możemy traktować jako alter ego pisarza. I, co chyba oczywiste, autor wraca również do wspomnień mrocznej przeszłości.
Tytuł powieści nie stanowi raczej nawiązania do słynnej pracy Francisa Fukuyamy, choć główny trzon akcji dzieje się już po czasie zimnej wojny, czyli po tym przełomowym momencie, kiedy już nic nowego się nie wydarzy. Główny bohater zostaje zmuszony do wzięcia na swoje barki misji, która od samego początku wydawała się śmierdzieć na kilometr, od swojego byłego mocodawcy z dawnych lat. Belmonte nie jest już młodzieniaszkiem, jednak jego wyszkolenie pozwala mu się poruszać w sposób niewykrywalny, a także odnajdować cienie tych, którzy przeszli takie samo jak on szkolenie. Zadanie będzie wymagało od niego nie tylko odświeżenia paru kontaktów, ale także budzi demony z przeszłości.
Sepúlveda stworzył dobrze skrojoną powieść, którą można by określić jako rozrachunkowo-sensacyjną. Zacznę od tego drugiego członu, gdyż pierwszy wymaga więcej wysiłku. Intryga przypomina początkowo dobrą powieść szpiegowską w stylu Johna le Carre, gdzie więcej dzieje się w dialogach, wspomnieniach, a przewagę zdobywa się poprzez research, a nie bezmyślne strzelaniny. W trakcie akcja zaczyna przyśpieszać, a Sepúlveda serwuje kilka ciekawych jej zwrotów. Mimo tej fabularnej zgrabności jestem wkurzony na zakończenie - nie chcę zdradzić choćby odrobiny, bo to niewybaczalna zbrodnia. Punkt kulminacyjny akcji w moim odczuciu pokazuje najlepiej, że dla Sepúlvedy ważniejsze sensacyjnego końca historii zależy właśnie na rozliczeniu się z przeszłością.
I tu właśnie dochodzimy do tej części, która wydaje się najciekawsza. Chociaż autor głównymi postaciami zrobił fikcyjnych bohaterów (albo ukrył za ich maskami prawdziwych ludzi, jak choćby siebie czy swoją małżonkę), to w tej opowieści pojawiają się indywidua znane historii Chile aż nadto dobrze oraz miejsce, które je skupiało. Sepúlveda dokonuje rozrachunku z ciemnymi kartami swojej ojczyzny czasów rządów wojskowej junty, której okrucieństwo scentralizowało się dla Belmonte w miejscu tortur, czyli Willi Grimaldi, z ukrytymi w niej potworami w ludzkiej skórze, jak Ingrid Olderöck czy Miguel Krassnoff, zwany Kozakiem. Koniec historii ma zamykać te potwory w klatkach, z których już się nie wydostaną, jest jak wyrzucenie złego wspomnienia, pozbycie się z siebie minionego zła, a jednocześnie pokazuje rozgoryczenie zmianami, które nadeszły.
Mimo, że powieść Sepúlvedy jest stosunkowo krótka i dobrze napisana, to miałem chwile przestojów. Być może wina leży po stronie jakiegoś wiosennego rozkojarzenia, ale częste podróże po najróżniejszych częściach globu i wycieczki myślowe Belmonte w czasie sprawiały, że musiałem parę razy wracać do poprzedniego akapitu, by sprawdzić, kiedy i gdzie narrator przeniósł opowieść. Niemniej dla samej części rozrachunkowej warto po tę książkę sięgnąć, bo każda przestroga przed fanatyzmem i okrucieństwem jest ważna i potrzebna. Przy okazji, bardzo mi przypadła do gustu okładka projektu Tomasza Leca, na której krwistoczerwony kontur Chile przypomina niezagojoną, rozjątrzoną ranę.
niehalo
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam 120 książek w 2021 roku – 39/120; Mierzę dla siebie – 1,3 cm; 160 stron; Trójka e-pik – wehikuł czasu; Wielkobukowe bingo – historia wojenna
Nie dla mnie tym razem.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na oku, ale ogromna szkoda, że powieści "Nombre de torero" nie została przełożona na polski. Ciekawe czemu wydawca nie zdecydował się na jej tłumaczenie.
OdpowiedzUsuń