Mihail
Sebastian
Od
dwóch tysięcy lat
De
două mii de ani
Przekład - Dominik Małecki
Wydawnictwo Książkowe Klimaty
ISBN
978-83-66505-08-7
Gdybyśmy
mieli wymieniać wielkich intelektualistów rumuńskich XX wieku bez
problemu wyrzucimy z siebie kilka nazwisk: Mircea Eliade, Emil
Cioran, Eugen Ionescu czy Constantin Noica. Prawdopodobnie część z
nas zachwycała się jasnością ich wywodów, melancholicznością
przemyśleń lub absurdalnością sztuk. I słusznie. Często
zapominamy jednak, że ci wielcy uczeni, przeszli przez
dwudziestolecie międzywojenne romansując z tą samą ideą, o czym
pisała Alexandra Laignel-Lavastine w swej monografii Cioran,
Eliade, Ionesco: o zapominaniu faszyzmu. Trzech intelektualistów
rumuńskich w dziejowej zawierusze (wydane
przez Universitas w 2010). Łatwo przyszło im się z zauroczenia
faszyzmem wytłumaczyć, zresztą nie byli osamotnieni, gdyż
antysemityzm i ksenofobia stanowiły konstytutywną część
rumunizmu od samych jego podstaw utworzonych w połowie XIX wieku,
jak przekonuje historyk idei Leon Volovici. Dlaczego o tym piszę?
Ponieważ większość zapewne nie kojarzy dobrego przyjaciela
Eliadego z czasów pracy w czasopiśmie “Cuvintul”, Mihaila
Sebastiana, który nie miał takich możliwości jak pozostali. Miał
to nieszczęście, że urodził się w Rumunii i chciał żyć w
Rumunii, bo kochał Rumunię, ale nie mógł być traktowany jak
Rumun, bo urodził się jako Żyd.
Najważniejsze
dzieło Sebastiana, obok wydanego pół wieku po śmierci autora
Dziennika
1935-1944 (w
Polsce wydany przez Fundację Pogranicze), czyli powieść Od
dwóch tysięcy lat,
wydana w 1934 roku zebrała w Rumunii krytyczne recenzje, a sam
Sebastian (tak naprawdę Iosif Mendel Hechter) stał się outsiderem
intelektualnej elity. Nikogo nie powinno to dziwić, skoro żydowski
autor wydaje w kraju przesiąkniętym antysemityzmem książkę o
żydowskim inteligencie opisującym swoje doświadczenie wyobcowania
i przejawy społecznych uprzedzeń. Już tytuł staje się
komentarzem dotyczącym wykluczenia Żydów i nie ma w tym ani krzty
przesady. Jeśli prześledzimy historię Europy, znajdziemy
wystarczająco materiału na kilka czarnych ksiąg antysemityzmu,
gdzie znajdziemy postaci wielkich monarchów, głów kościoła,
orędowników wolności czy wybitnych twórców.
Czytelnik
towarzyszy bezimiennemu bohaterowi i narratorowi opowieści od czasów
jego studiów w 1923 roku aż do 1933. Pierwsza część składa się
z gestów, słów i pojedynczych uderzeń, które na tym etapie
znajdują jeszcze odpór. Młody żydowski intelektualista w
Bukareszcie jest wypraszany z zajęć na uczelni, czasem grzecznie,
po dobroci, innym razem siłą, przez swoich kolegów z braci
studenckiej (Panie
kolego, byłby kolega uprzejmy pokazać mi legitymację? […]
Prosimy opuścić salę. Tędy
- jacy szarmanccy w swej nietolerancji); nie powinien liczyć na
sprawiedliwe traktowanie, tylko cieszyć się, że nikt mu akurat nie
podbił oka; musi mieć świadomość, że zawsze będzie gorszy i
obcy.
Znamienne
w tych na poły autobiograficznych zapiskach jest, to jak łatwo
można przyzwyczaić się do tego, co nienormalne – to, co z gruntu
powinniśmy uznać za złe zupełnie powszednieje: Jeśli
pomyślę dobrze, problem nie polega na tym, że trzech chłopaków
stoi na rogu ulicy i krzyczy “Śmierć Żydom!”. Rzecz w tym, że
okrzyk ten przechodzi niezauważony, nie budząc sprzeciwu – jak
brzęczenie tramwaju”. Razem
z bohaterem możemy się zastanawiać, kiedy grożenie śmiercią
stało się tak zwyczajne, jak podanie dłoni na powitanie albo
wypicie kawy do śniadania. W kolejnych częściach powieści widać,
jak niechęć faluje, raz to sięga każdego elementu życia, raz
opada i przenosi się z siłą gdzie indziej (np. do Węgier), jednak
nie ma chwili, by całkowicie zniknęła.
Uprzedzenia
są zbyt głęboko zakorzenione, żeby się ich pozbyć - zresztą,
nikomu na tym nie zależy. Wręcz przeciwnie, możliwość zrzucenia
odpowiedzialności na daną grupę jest bardzo wygodny i zawsze
znajdzie się argument uzasadniający antysemityzm, może być
polityczny, religijny czy ekonomiczny, co tłumaczy jednemu z
bohaterów narrator w jednym z ważniejszych fragmentów powieści.
Wytłumaczenie nietolerancji stanowi oczywiste zadanie
intelektualistów, do których zalicza się Ghita Blidaru, profesor
ekonomii, który staje się mentorem dla narratora; możemy
dopatrywać się podobieństwa Blidaru do Nae Ionescu, będącym
ważną i bliską postacią dla samego autora oraz jego rówieśnika
Eliadego. Wyobraźmy sobie, jak upokarzające musi być, gdy
człowiek, którego podziwiamy, pogardza naszym narodem i pomyślmy
wtedy o Sebastianie. Nie powinno nas dziwić, że bohater powieści
przystaje na takie relacje – nie ma większego wyboru, jeśli chce
normalnie żyć - pod warunkiem, że naciągniemy tę patologiczną
rzeczywistość do ram normalności.
Co
pozostaje? Odpowiedzi znajdziemy kilka. Możesz walczyć i nie
zgadzać się na akty przemocy i nietolerancji, jak Isidor Leibovici.
Możesz na podobieństwo S. T. H. jeździć po całej Europie
próbując doprowadzić do rewolucji albo wyjechać do Palestyny jak
Sami Winkler i próbować budować nowy kraj. Albo, niczym
protagonista, celebrować własną samotność, zachować spokój i
starać się robić swoje; nie brać do siebie antysemickich uwag i
istnieć w towarzystwie, przyzwyczaić się do upokorzeń i udawać,
że dotyczą kogo innego. Na końcu możesz spojrzeć wokół siebie
i zobaczyć, że jesteś
otoczony ze wszystkich stron, i nie masz pojęcia, kiedy ani jak to
się stało.
Najbardziej
przerażającym wnioskiem nasuwającym się po lekturze Od
dwóch tysięcy lat staje
się nie myśl o chorym świecie opisanym przez Sebastiana, lecz to,
że gesty, hasła i uprzedzenia z powieści możemy dostrzec także
tu i teraz. Dlatego też polecam wam tę książkę nie tylko jako
wspaniałe literackie doznanie, ale przede wszystkim jako przestrogę,
by nie się nie przyzwyczaić, bo szybko może się okazać, że znów
nie będzie czym oddychać.
niehalo
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja
100 książek w 2020 roku – 56/120; Mierzę dla siebie – 2,5 cm;
Olimpiada czytelnicza – 336 stron; Wizażowe wyzwanie czytelnicze –
24.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz