Olga
Gitkiewicz
Nie
zdążę
Dowody
na Istnienie
ISBN
978-83-65970-39-8
Autobusami
jeżdżę rzadko, głównie po mieście. Czasami zdarza się jakieś
krótkie połączenie, maksymalnie 40 kilometrów. Ostatni raz gdzieś
dalej pekaesem jechałem sześć lat temu.
Ponad osiem godzin z Kalisza do Słupska, było duszno, niewygodnie i
nie było toalety. Koleją
jeżdżę znacznie częściej, pewnie po kilka tysięcy kilometrów
rocznie. Widziałem już sporo: opóźnienia, zerwane trakcje,
komunikację zastępczą, odwołane pociągi, awarię klimatyzacji i
całej elektryczności w składzie, zepsute drzwi i toalety,
oblodzone tory, a nawet punktualnie dojeżdżające na miejsce
przeznaczenia wagony. Mimo tego lektura reportażu Olgi Gitkiewicz
Nie
zdążę była
dla mnie fascynująca, bo mowa w nim o rzeczach, o których wcześniej
nie myślałem.
Nie
myślcie sobie, ta książka to nie jest była jakie biadolenie, że
“o matko te pekaesy i pekapy!” i “transport publiczny to
beznadzieja”; czytelnik otrzymuje całościowe ujęcie tematu
poruszania się, przemieszczania z miejsca na miejsce. Zaczynamy nie
od zbiorkomu (komunikacji zbiorowej), tylko od pieszego, czyli od
każdego z nas, bo to żadne odkrycie, że własne nogi lub koła
wózka to najczęściej wybierany środek transportu. Gitkiewicz
udowadnia jednak, że dużo więcej praw mają od pieszego kierowcy,
że to pod nich gospodaruje się przestrzeń miejską i nie tylko, że
to im idzie się na rękę, bo przecież jeździć samochodem trzeba.
Czy na pewno?
Nie
zdążę stanowi
wciągającą opowieść o niszczeniu polskiej komunikacji zbiorowej,
o cięciach kosztów, zmienianiu rozkładów, wycofywaniu połączeń.
To także tysiące historii wykluczenia komunikacyjnego, bo kiedyś
coś jeździło, a teraz już nie, więc do najbliższego przystanku
już nie kilometr, a sześć i dalej kolejne dwadzieścia do miasta.
I jeśli się spóźnisz, to już dzisiaj nigdzie nie pojedziesz. To
również kilka słów o konieczności posiadania samochodu, czasem
dwóch, bo inaczej się nie da – to już nie luksus, tylko przymus.
To jeszcze, a może przede wszystkim, studium upadku potęgi Polskich
Kolei Państwowych.
Reportaż
Gitkiewicz stanowi rzetelną dziennikarską pracę, mamy mnóstwo
źródeł, odniesień i dziesiątki rozmówców, od pasażerów,
przez pracowników kolei po ekspertów i społeczników. Dzięki
jasności wywodu i plastycznemu językowi nawet najbardziej zawiłe
treści stają się klarowne i można zapomnieć, że to przecież
książka o transporcie, a nie trzymający w napięciu thriller. Nie
zdążę to
książka ważna, potrzebna i napisana w dobrym czasie, bo, jak
przeczytamy na ostatniej stronie okładki, Prawie
czternaście milionów Polaków ma wszędzie daleko – nie
w kij dmuchał.
Nie
zastanawiajcie się, tylko bierzcie i czytajcie;
bardziej świadomi problemu nie damy sobie wcisnąć kitu, że
samochód to wolność, bo coraz częściej staje się kulą u nogi
(gdzie parkować, znowu tankować, jakieś opłaty, przeglądy,
ubezpieczenia etc.). Polecam gorąco reportaż Olgi Gitkiewicz, wbrew
tytułowi nie ma opóźnień, jest punktualny co do minuty.
niehalo
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Akcja
100 książek w 2020 roku – 58/120; Abecadło z pieca spadło…;
Czytam, bo polskie; Mierzę dla siebie – 1,2 cm; Olimpiada
czytelnicza – 240 stron; Wielkobukowe
bingo – reportaż; Wizażowe wyzwanie czytelnicze – 13.
Znam to z autopsji.
OdpowiedzUsuń