czwartek, 13 lipca 2017

Malarz młodych dziewcząt - Monika Feth

Autor – Monika Feth
Tytuł – Malarz młodych dziewcząt
Tytuł oryginału – Der Mädchenmaler
Przekład – Hanna Odziemkowska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
ISBN 978-83-10-11922-3



Monika Feth jest niemiecką pisarką i dziennikarką. Obok literatury dla dorosłych pisze również książki dla dzieci i młodzieży. Karierę pisarską rozpoczęła w 1980 roku. Mieszka w wiosce w pobliżu Kolonii w górach Eife. Jej książki zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków. To moje pierwsze spotkanie z jej twórczością, choć nie ma się co dziwić, ponieważ dopiero dwie jej powieści zostały przetłumaczone na język polski.
Ilka znika bez śladu. Jej chłopak szaleje z niepokoju, a Jette, która nie zdążyła jeszcze dobrze poznać Ilki, ma złe przeczucia. Policja działa po omacku, więc Jette rozpoczyna dochodzenie na własną rękę. Wkrótce wpada na trop ciemnego rozdziału z przeszłości Ilki. Kim tak naprawdę jest ta dziewczyna?
Rodzina Ilki brała udział w wypadku, w którym zginął ojciec dziewczyny. Matka przeżyła silne załamanie nerwowe i kontakt z nią jest bardzo utrudniony. Ilka mieszka ze swoją ciotką, gdzie powoli dochodzi do równowagi. Jej chłopak Mike jest dla niej wielkim wsparciem. I mimo tajemnic i dramatu, który miał miejsce w przeszłości wszystko mogłoby się ułożyć. Niestety pewnego dnia dziewczyna znika.

Malarz młodych dziewcząt rozpoczyna się dość interesująco a akcja trzyma w napięciu, lecz później już nie jest tak dobrze. Niestety fabuła jest chwilami do bólu przewidywalna i to psuje odbiór powieści. Brakowało mi elementu zaskoczenia, bo wszystko jest podane na tacy i z góry wiadomo jakie zakończenie na nas czeka, czyli szału nie ma.

Mam wrażenie, że najlepiej została wykreowana postać Rubena. Feth stworzyła portret psychopaty niesamowicie. Poznajemy człowieka, którym rządzi chora miłość, człowieka, który jest zdolny na wszystko byle tylko jego marzenia się spełniły. Mimo iż postać mężczyzny jest zdecydowanie negatywna, to wzbudza on w czytelniku (przynajmniej tak było w moim przypadku) bardzo różne od przerażenia, a nawet wstrętu do (i to jest zadziwiające) smutku i żalu.

Wydarzenia poznajemy z perspektywy kilku bohaterów, dzięki czemu historia stworzona przez Monikę Feth staje się bardziej interesująca. Ten rodzaj narracji pozwala na dogłębniejsze poznanie całej opowieści. Jednak, jak już wspomniałam, najciekawsze było dla mnie poznawanie historii oczami Rubena. Szkoda, że inne postaci nie zostały zbudowane tak świetnie, jak on.

Powieść Moniki Feth czyta się bardzo dobrze i szybko, choć sama się dziwię, że tak jest. Pomysł na książkę bardzo ciekawy, ale mam wrażenie, że nie został do końca wykorzystany. Szkoda. Na pewno plusem jest okładka, która niewątpliwie przykuwa uwagę. Ogólnie jestem trochę rozczarowana Malarzem młodych dziewcząt. Chyba spodziewałam się czegoś więcej. Ale podobno nie można mieć wszystkiego.

Zastanawiam się czy polecać wam tę powieść. I wiecie co, naprawdę nie wiem, chyba każdy sam musi podjąć decyzję. Ale na jej obronę muszę dodać, że podobno Malarz młodych dziewcząt jest powiązany z wcześniejszą powieścią Feth Zbieracz truskawek. Zakładam, że książka bardziej by mi się spodobała gdybym poznała obie powieści. Może jeszcze to zrobię.

Książka bierze udział w wyzwaniach:

Czytelnicze igrzyska 2017, Grunt to okładka, Kitty’s Reading Challenge – autor ma moje imię, Książkowa podróż, Łów słów, Olimpiada czytelnicza, Przeczytam 52 książki w 2017 roku – 103/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,5 = 23,8 cm, W 200 książek dookoła świata – Niemcy, Wyzwanie biblioteczne – wariant II, Wyzwanie czytelnicze Wiedźmy – osoba, Z półki, Zatytułuj się - M

6 komentarzy:

  1. Oj masz rację zdecydowanie okładka przykuwa uwagę! Piękna czerwień na pędzlu! :)
    Chyba faktycznie muszę się przekonać, czy mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak się już przekonasz, to podziel się ze mną swoim zdaniem :)

      Usuń
  2. Sam tytuł jest już niezwykle intrygujący :) Jednak skoro fabuła jest tak przewidywalna to nie wiem, czy chcę ją przeczytać. Co prawda nie zawsze jest tak, że książka musi być naszprycowana zagadkami do samego końca, żeby mi się podobała, ale nie wiem :P Może jeszcze się przekonam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może trzeba zacząć od "Zbieracza truskawek"?

      Usuń
  3. W pierwszej kolejności to właśnie okładka i tytuł zwróciły moją uwagę. Niestety, wolę kiedy akcja stopniowo się rozkręca i im dalej, tym bardziej trzyma w napięciu niż odwrotnie, więc chyba się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń