czwartek, 21 lipca 2016

Heaven. Miasto elfów - Christoph Marzi

Autor – Christoph Marzi
Tytuł – Heaven. Miasto elfów
Tytuł oryginału – Heaven. Stadt der Feen
Przekład – Ewa Spirydowicz
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA
ISBN 978-83-287-0114-4
Londyn jest jego miastem. Ponad dachami brytyjskiej stolicy osiemnastoletni David znalazł swój drugi dom. Tylko tutaj czuje się wolny i może zapomnieć o swojej niechlubnej przeszłości. 
Pewnej nocy na jednym z dachów spotyka dziwną i piękną dziewczynę. Ma na imię Heaven i błaga o pomoc. Twierdzi, że właśnie wycięto jej serce. Choć David nic z tego nie rozumie i nie dowierza słowom Heaven, postanawia jej pomóc. W szpitalu lekarz potwierdza, że Heaven naprawdę nie ma serca. W ten sposób rozpoczyna się ich wspólna niebezpieczna przygoda. Przeżyją tylko wtedy, gdy uda im się poznać tajemnicę Heaven.

Co zapowiada ta tajemnicza, niebrzydka, połyskująca srebrem okładka? Niby nie wybiera się książek po okładkach, ale miło, gdy cieszą oczy. A ta moje ucieszyła. Nie powiem, że na tym koniec, ale historia snuta przez Christopha Marziego mnie nie powaliła na kolana. Jest to przyzwoicie napisana powieść obyczajowa z rozbudowanym wątkiem fantastycznym: elfy, duchy, gwiazdy…

Od początku czegoś mi w tej opowieści brakowało. Nawet po przeczytaniu książki nie wiem czego. Może jakiegoś elementu zaskoczenia, żebym otworzyła usta ze zdziwienia lub chociaż powiedziała wow! Niestety, nic takiego się nie stało. Dostałam do rąk książkę po prostu dobrą, ale nie genialną czy wybitną. A chciałoby się…

David Pettyfer i Heaven Mirrlees, chociaż może powinnam napisać Heaven i David. Dwójka nastolatków na granicy dorosłości. Spotykają się, a raczej wpadają na siebie na dachu pewnej londyńskiej kamienicy. Jakby nie można było normalnie jak ludzie po trotuarze… David woli jednak przemieszczać się, utrudniając sobie życie, po dachach. Heaven natomiast uwielbia oglądać niebo, a zwłaszcza tę jego część, która kiedyś zniknęła. Heaven w momencie spotkania z Davidem, nie jest w dobrej kondycji i twierdzi, że ktoś wyciął jej serce. Już chyba wiecie o jakiej kondycji mowa, bo przecież bez tego mięśnia, żyć się nie da.
Nie można żyć bez serca – stwierdził i starał się nie myśleć, że przecież nie czuł tętna. Trzymał dłoń na jej piersi; przez cieniutki materiał bluzki musiałby cos wyczuć. Ale jednak… nie, to niemożliwe. – Nie można żyć bez serca – powtórzył. – A co dopiero, biegać i uciekać.- Wiem – odparła załamana. Z jej oczu spływały łzy, zamarzały na policzkach, zmieniały się w kryształki lodu. Starła je zniecierpliwiona. – A jednak tu stoję, prawda?
Ścigani przez tajemniczego i bardzo niebezpiecznego Quilpa, Scrooge’a, Droopa, Heepa, czy jak mu tam, usiłują dokopać się do przeszłości dziewczyny i jej rodziny. Udaje im się dojść do wniosku, że dziwne obecne zdarzenia mają związek z zaginięciem kawałka nieba wiele lat temu.

Heaven. Miasto elfów to dziwna powieść. Niby współczesna, teraźniejsza, ale jakaś taka  trochę staromodna. Nie wątpię, że jest to zasługą talentu prozatorskiego niemieckiego pisarza. Marzi pisze lekko, ale i wyrafinowanie, dlatego książkę pochłania się błyskawicznie. Heaven. Miasto elfów przesycone jest baśniowością, którą tak lubię w literaturze. Niech nie zmylą was tytułowe elfy. Nie są to postaci jakie znacie z powieści Tolkiena… ale sami się przekonacie. Może ta różnica wynika z tego, że w dosłownym przekładzie mowa jest o mieście wróżek, ale przecież nie ja jestem tłumaczem.
Po śmierci mojej mamy kawałek nieba wrócił na miejsce. Kawałek nocnego nieba. Doszło do tego owego pamiętnego dwudziestego piątego listopada, gdy River Mirrlees zniknęła bez śladu (…) Ale nie całe niebo wróciło na miejsce, tylko kawałek (…) Dlaczego? Bo ja żyję. Bo we mnie żyje cząstka serca mojej matki. Przekazała mi je. Rosło we mnie przez te wszystkie lata. I dlatego żyję.
Heaven. Miasto elfów jest przyzwoicie napisaną powieścią; gdybym wystawiała oceny, to w skali sześciostopniowej dałabym mocne cztery. Czyli ocenę dobrą. Szkoda, że mnie nie zachwyciła, a była taka możliwość, bo z taką tematyką się chyba jeszcze nie spotkałam. Historia snuta przez Marziego miała niebywały potencjał, ale jak napisałam na początku czegoś mi w niej zabrakło. A po pisarzu nagradzanym i z tak dużym dorobkiem chyba spodziewałam się trochę więcej.

Uważam, że osobom zaczytanym w fantastyce Heaven. Miasto elfów może się nie spodobać lub potraktują powieść dość niesprawiedliwie. A do niej trzeba podejść, jak do literatury młodzieżowej, kierowanej do młodszej młodzieży. Starzy wyjadacze, którzy na fantasy zjedli zęby, nie będą zapewne zachwyceni. Jednak niewykluczone, że opowieść Marziego przypadnie do gustu pewnej grupie czytelników. Ja ze swej strony polecam.
Żadna opowieść, która zaczyna się jak baśń, nigdy tak naprawdę się nie kończy. Trwa dalej, nawet gdy opadnie kurtyna. David Pettyfer, który jako pasażer na gapę przyjechał z Cardiff do Londynu, wiedział o tym najlepiej.
Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

52/2016 – 111/52, Czytam fantastykę, Czytam Young Adult, Czytamy nowości, Dziecinnie, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 111/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,5 = 26,1 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata - Niemcy

4 komentarze:

  1. Ostatnio coraz częściej sięgam po fantastykę, więc mam chrapkę na elfy, Scrooge'a i innych ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Ci się spodoba. Mnie nie powaliła, ale czytało mi się dobrze :)

      Usuń
  2. Zagapiłam się na okładkę, cudo :)

    OdpowiedzUsuń