środa, 30 sierpnia 2023

Wyspa zaginionych dziewcząt - Alex Marwood

 

Alex Marwood

Wyspa zaginionych dziewcząt

The Island of Lost Girls

przekład Izabela Matuszewska

Wydawnictwo Albatros

ISBN 978-83-67426312

Nieprzyzwoite bogactwo, seks i zbrodnie – historia jak z pierwszych stron gazet.

Powieść łącząca dramatyzm telewizyjnej „Sukcesji” ze zjadliwym dowcipem serialu „Biały lotos”.


Czy ktoś z Was zawahałby się przed przeczytaniem tej książki, po takich zapewnieniach? Nie mogłam się oprzeć. A ponieważ ogromnie lubię thrillery, to sami wiecie…

A poza tym to moje drugie spotkanie z twórczością brytyjskiej dziennikarki i pisarki – pierwsze było całkiem udane.


Alex Marwood zabiera nas na fikcyjną wyspę La Kastellana, na której panują feudalne zwyczaje. Mamy rok 1985. Może wydać to się dziwne, ale na La Kastellanie czas się zatrzymał wiele lat temu. Nikomu to jednak dotąd nie przeszkadzało. Ale jak to bywa, pojawia się nowe wraz z dotarciem na wyspę Matthew Meada i jego córki Tatiany. Mead jest obrzydliwie bogaty i postanawia zamienić tę piękną wyspę w „nowe Capri”. Nikt z miejscowych jednak nie spodziewa się z jakimi faktycznie kosztami przyjdzie im się zmierzyć. Jak bardzo zmieni się ich ukochana wyspa? A Tatiana? Tatiana znajduje sobie "żywą zabawkę” w postaci miejscowej dziewczyny, Mercedes. To mogłaby być przyjaźń i nawet początkowo tak wyglądało. Jednak zepsucie pieniędzmi widać u Tatiany, która z biegiem czasu zaczyna traktować Mercedes, jak niewolnicę. Zgadzająca się na wszystko dziewczyna, dość szybko dochodzi do wniosku, że bogaty wcale nie znaczy piękny i dobry. Mercedes staje się dla nas kimś w rodzaju przewodnika, poprzez którego widzimy kontrasty: bogaty-biedny oraz traktowania kobiet w społeczeństwie.

Po przeczytaniu książki nasuwa się takie pytanie, które pasuje nie tylko do niej, ale do najróżniejszych sytuacji w życiu: czy było warto zastępować stary spokój, nowym dobrobytem?


Naprzemiennie poznajemy wydarzenia rozgrywające się, ciągle na tej „idyllicznej” wyspie La Kastellana w 1985 roku, ale także ponad trzydzieści lat później – w 2016. To wówczas przybywa na nią Robin, poszukująca swojej siedemnastoletniej córki Gemmy, która zaginęła rok wcześniej, a trop wyraźnie poprowadził ją aż tutaj. Miejscowa policja woli jednak pieniądze od niewygodnych pytań kobiety. Do Robin szybko dociera, że nikt jej nie pomoże. A może? Może jednak jest ktoś taki? Ktoś kto na razie jest tylko obserwatorem…


Wyspa zaginionych dziewcząt to dobra powieść i niestety naprawdę można by się pokusić o to, aby porównać ją do najgłośniejszych, najbardziej kompromitujących artykułów w gazetach. Tematyka w niej zawarta, w tej chwili chyba już nikogo nie szokuje (tyle tego jest), ale jednak tego typu procedery ciągle mnie zastanawiają. Jak to jest, że wszyscy wszystko wiedzą, ale potrafią bez najmniejszego problemu przyglądać się przez palce? Czy faktycznie pieniądz może wszystko?


Celowo nie napisałam do czego na tytułowej wyspie dochodzi, co tam się dzieje i jakie konsekwencje ponoszą niektóre osoby, bo nie chcę zdradzać zbyt wiele, żeby nie psuć Wam poznawania tej historii. Mogę napisać jedno: to naprawdę bardzo interesująco napisany thriller, który powinien spodobać się sporej liczbie czytelników. Poza tym odkrywanie wszystkich kart nie stanowiłoby żadnej przyjemności w późniejszej lekturze. W końcu to nie jest streszczenie. Mnie po raz drugi spotkanie z Alex Marwood się udało i mam ochotę na więcej.


Wyspa zaginionych dziewcząt jest ważną historią, bo wydaje się tak bardzo prawdziwa. To opowieść o patriarchacie, handlu ludźmi, chciwości, bogactwie, zdradzie. Ale także młodzieńczej naiwności, wykorzystywaniu seksualnym, bezkarności, degeneracji, manipulacji. A wszystko obleczone mroczną, wręcz gęstą atmosferą. Krótko mówiąc/pisząc, temat stary jak świat – dobro i zło. Tylko trudno w tym przypadku mówić o wygranej którejś ze stron.


Powieść Alex Marwood można podsumować jednym zdaniem, sentencją Plauta, spopularyzowaną przez Hobbesa: homo homini lupus [człowiek człowiekowi wilkiem]. Tłumaczyć chyba nikomu nie trzeba o co chodzi, a i komentarza nie wymaga. Jestem ciekawa, czy jak przeczytacie też dojdziecie do podobnego wniosku.

Wyspę zaginionych dziewcząt polecam z pełnym przekonaniem, przede wszystkim jako przestrogę. Jednocześnie pragnę zauważyć, że najpewniej zarwiecie noc (tak wciąga) i niestety pozostaje niesmak, ale w życiu też dość często nam towarzyszy.


monweg


Dziękuję




"Wyspa zaginionych dziewcząt" do kupienia na Bonito



W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2023 roku – 104/120; Mierzę dla siebie – 3,8 cm; 475 stron

4 komentarze: