wtorek, 15 listopada 2022

Chołod - Szczepan Twardoch

 

Szczepan Twardoch

Chołod

Wydawnictwo Literackie

ISBN 978-83-08-07682-8

Nie wiem, na ile mocno działa na mnie zmiana aury i stopniowe obniżanie się temperatury, a na ile lektura nowej powieści Szczepana Twardocha okazała się sugestywna, ale w ciągu ostatnich kilku dni zrobiło mi się znacznie chłodniej. I jakoś tak mnie katar lekki bierze, i jak patrzę za okno, to się dziwię, że śnieg nie pada, a chodniki, rośliny czy budynki nie są pokryte warstwą lodu. Chołod mimo wciągającej fabuły, wyrazistych postaci i przekonujących partii opisowych nie zadziałał na mnie tak mocno jak Pokora czy Królestwo, ale to nadal dobrze skrojona powieść, która potrafi dać sporo przyjemności i to bez poczucia winy.



Głównym bohaterem Chołodu jest Konrad Widuch - Ślązak, marynarz w armii Kaisera, później bolszewik kładący fundamenty nowego ustroju Ojczyzny Światowego Proletariatu i z tego powodu więzień łagru - którego dzienniki po ponad siedemdziesięciu latach trafiają w ręce pisarza Szczepana Twardocha podczas wyprawy na Spitsbergen. I tu czytelnik zacznie się zapewne zastanawiać, ile w tej opowieści z prawdy, a ile z głowy pisarskiej. Albo może nie ma sensu się zastanawiać, bo przecież nie wpłynie ta wiedza na historię, ewentualnie tylko na jej odbiór. Autor wspomina w wypowiedziach przy okazji premiery książki, że ta szkatułkowość, opowiadanie opowiedzianego, stanowi hołd dla prozy Josepha Conrada, a chęć ucieczki, o której mowa w tej quasi-autobiograficznej części ukłonem w stronę twórczości Hermana Melville’a. Wydaje mi się jednak, że podobieństw możemy szukać także głębiej, i to nie tylko do dzieł tych dwóch pisarzy. Twardoch tą książką skręca mocno w kierunku powieści przygodowej w jej kształcie z początku XX wieku - oczywiście robi to w bardzo charakterystycznym dla niego i efektownym stylu.



Ale miało być o głównym bohaterze, a tu dygresja o Twardochu. Bardzo niedobrze, nieposłuszne palce gubią temat. Wspomniany już Widuch gdzie się pojawia, jest obcym, innostrańcem - choć potrafi mówić w języku miejscowych, to nigdzie nie czuje się u siebie ani w taki sposób nie jest traktowany. Kiedy zaczyna spisywać swoją opowieść na szczęśliwie napotkanym pośrodku lodowej pustyni jachcie, noszącym dumne miano “Invincible”, spośród wszystkich kotłujących się w jego głowie języków sięga po polski, którego od bardzo dawna nie używał, ale ze wszystkich najbardziej pasuje mu do pisania; języki mieszają się jednak często w historii Widucha, jakby on sam tracił nad nimi kontrolę. Bohater wraca wspomnieniami do ważnych okresów życia, najwięcej miejsca poświęcając ostatnim latom spędzonym w Rosji Sowieckiej, nie tylko w obozie, lecz także w niewielkiej osadzie nazywanej Chołodem. Gdziekolwiek rzucony zostaje Widuch, jakiekolwiek wybory podejmuje i jakich czynów staje się sprawcą, nie potrafi i zdecydowanie nie chce zapomnieć o swojej żonie Sophie oraz dwóch córeczkach, które miały uciec daleko od stalinowskiego terroru.



W opowieści o Chołodzie i rozważaniach Widucha o tym, czy jest on jeszcze czełowiekiem po tych wszystkich latach, udało się Twardochowi jak zawsze przemycić kilka ciekawych zabiegów, ale moim zdaniem zdarzyło mu się także kilka skuch. Intrygujące są częste w notatkach Widucha zwroty do “drogiej, a nieistniejącej czytelniczki”, jakby pisząc dziennik, Konrad miał potrzebę tworzenia go dla kogoś, choć sam nie wierzył, by zapiski przetrwały. Niezwykle podobało mi się, że bywały długie okresy, w których bohater w powieści przebywał zupełnie poza czasem i miejscem, jakby zamieszkał nagle na niewielkiej wyspie oddzielonej od reszty świata; historia tylko wracała do niego momentami, jakby go napadała znienacka. Interesująco również wypada zestawienie prozy Twardocha z literaturą łagrową lub dotyczącą totalitaryzmu w Radzieckiej Rosji, ale to już temat na osobny tekst. Potknął się jednak autor Morfiny w mojej ocenie na tych współczesnych fragmentach, w których jakiegoś na półfikcyjnego siebie wprowadził, tuszując fabularną i emocjonalną nieporadność detalami żeglarskimi i paroma znanymi już chwytami.



Myślę, że wielbiciele prozy Szczepana Twardocha powinni być zadowoleni po lekturze Chołodu, a dla pozostałych może to być dobry moment, by się z jego twórczością zapoznać, bo najnowsza powieść wydaje mi się bardzo przystępna. Po raz kolejny Twardoch udowadnia, że w kwestii researchu do książki mało kto może mu dorównać.



niehalo

Dziękuję




"Chołod” do kupienia na Bonito


Książka bierze udział w wyzwaniach:

Przeczytam 120 książek w 2022 roku – 106/120; Mierzę dla siebie – 3,5 cm; 458 stron; Wielkobukowe bingo – książka polskiego autora, książka z historią w tle, świeżynka; Wielkobukowe minibingo – świeżynka; Wielkobukowe okładkowe bingo – okładka z rysunkową grafiką; Wielkobukowe alfabetyczne bingo – C; Zatytułuj się - Y=C

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz