niedziela, 14 marca 2021

Wizyta - Helen Phillips

 

Helen Phillips

Wizyta

The Need

Przeł. Maciejka Mazan

Prószyński i S-ka

ISBN 978-83-8234-057-0

Pewnie część z Was czytała kiedyś jakąś książkę o macierzyństwie lub taką, w której to macierzyństwo się pojawiało. Mam jednak pewność co do tego, że nie czytaliście takiej książki o byciu matką, jaką jest Wizyta Helen Phillips. Pisanie o powieści Phillips wydaje mi się zadaniem karkołomnym, ponieważ trudno nie zdradzić jakiegoś szczegółu budującego napięcie; jeden fałszywy krok i spora część zabawy zniszczona. Przepraszam, słowo “zabawa” nie pasuje do trzymającej czytelnika za gardło fabuły, chyba że w krótkich chwilach beztroski z dziećmi. Nie, jednak nie, bo i ta niby beztroska podszyta jest niepokojem. Dużo lepiej klimatowi powieści Phillips odpowiada wyraz “zniszczona” - degradacji ulega cały świat głównej bohaterki.



Molly zajmuje się wykopaliskami, jest paleobotaniczką, ma dwójkę dzieci, kilkuletnią Viv oraz małego, zaczynającego ząbkować Bena. Mąż i ojciec, muzyk, wyjeżdża na tydzień na nagrania do Buenos Aires. Podczas wykopalisk grupa Molly oprócz skamielin odnajduje w Jamie, stanowiącej przestrzeń badawczą, przedmioty codziennego użytku, które różnią się od tych powszechnie spotykanych. Wśród z nich znajduje się stary egzemplarz Biblii, który wywołuje, oczywiście, najwięcej emocji uzewnętrznionych w postaci stosów listów z pogróżkami (a nawet groźbami) urażonych i wściekłych głęboko wierzących. Od pewnego czasu Molly czuje się rozchwiana, miewa zawroty głowy, które w połączeniu z permanentnym niedosypianiem wywołują u niej lekkie napady niepokoju. Po jednym z ciężkich dni, gdy zajmuje się sama dziećmi, słyszy, że w domu jest ktoś jeszcze.



Phillips zaczyna od trzęsienia ziemi i tak samo jak w filmach Alfreda Hitchcocka napięcie już tylko rośnie. W pierwszej części książki autorka zdecydowała się na bardzo krótkie rozdziały, które przypominają ujęcia filmowe, a rozwój akcji podzieliła na drobne kawałki przedzielone retrospekcjami sprzed kilku godzin; zabieg zdaje się wpływać nie tylko na budowanie suspensu, ale również podnoszenia poziomu irytacji czytelnika. Powrót do linearnego rozwoju akcji można przywitać z uczuciem ulgi, ponieważ wpływa to pozytywnie na tempo powieści. Warto zwrócić uwagę na precyzję języka Phillips, czuje się, że autorka ma dużą świadomość słów, których używa. W przekładzie Maciejce Mazan udało się oddać ten wycyzelowany styl i urywane tempo zdań, przypominające nierówny oddech.



Wizyta w warstwie fabularnej odkleja się od rzeczywistości, jednakże ta nierealność w trakcie lektury okazuje się podkreślać prawdziwość świata i pogłębiać odczucia bohaterki. Na pierwszy plan wysuwa się doświadczenie bycia matką, ale potraktowane przez Phillips w sposób przewrotny, ale jednocześnie bardzo prawdziwy, choć przejaskrawiony. Można chyba czytać Wizytę dwojako: z jednej strony jako thriller psychologiczny o macierzyństwie, a z drugiej jako powieść o macierzyństwie jako thrillerze psychologicznym i skłaniam się bardziej ku temu drugiemu odczytaniu. Molly żyje w ciągłym strachu o życie swoich dzieci, choć lęk ten wydaje się irracjonalny, towarzyszy jej poczucie ciągłego zagrożenia, niepokoju, a przemęczenie tylko nasila ten stan. Phillips bardzo dokładnie przygląda się rytuałom rodzicielstwa, wyciąga to, co straszne i mroczne, ale też groteskowe i nielogiczne.



Koncepcyjnie powieść Phillips jest dziełem oryginalnym i świeżym, podobnie pod względem obserwacji rzeczywistości, jednakże fabularnie Wizyta była miejscami niepotrzebnie chaotyczna, a gdzieniegdzie świat przedstawiony trochę rozchodzi się na szwach, co na szczęście nie wpływa mocno negatywnie na odbiór lektury. Książkę pochłania się błyskawicznie, ale mam nadzieję, że w pamięci pozostanie jednak na dłużej. Dla tych, którzy potrzebują dreszczyku emocji, polecam z czystym sercem, bez niepokoju.



niehalo

Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

Przeczytam 120 książek w 2021 roku – 28/120; Mierzę dla siebie – 2,4 cm; 322 stron; Wielkobukowe bingo – thriller; Okładkowe bingo – okładka ze zwierzęciem

2 komentarze:

  1. Po takim opisie to zdecydowanie widzę, że lekturze będzie towarzyszyć wiele emocji. Ciekawa recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, emocji nie zabraknie. Kłaniam się nisko ;)

    OdpowiedzUsuń