czwartek, 25 marca 2021

Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę - Ocean Vuong

 

Ocean Vuong

Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę

On Earth We’re Briethly Gorgeous

Przeł. Adam Pluszka

Wydawnictwo WAB

ISBN 978-83- 280-8515-2

Macie czasem tak, że po lekturze czujecie się emocjonalnie wykończeni? Choć lubię i cenię, gdy literatura porusza tematy trudne, bolesne, przełamuje tabu, to nagromadzenie emocji jest tak duże, że chce się wybuchnąć. Taki jest właśnie dla mnie przypadek Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę Oceana Vuonga. W swojej debiutanckiej powieści (wcześniej wydał kilka zbiorów poetyckich) Vuong sięga do historii swojej rodziny i własnej biografii, przenosząc doświadczenia i przemyślenia do świata fikcji. Jego matka i babka pochodzą z Wietnamu, on sam zresztą także się tam urodził; podczas wojny wietnamskiej babka wyszła za mąż za jednego z amerykańskich żołnierzy, lecz po upadku Sajgonu los rozdzielił ich na długie lata. Rodzina Vuonga trafiła do USA dopiero w 1990 roku.



W zamyśle książka ma być listem syna do niepiśmiennej matki, a zatem z założenia stanowi opowieść, która nigdy nie zostanie odczytana przez adresatkę, zostaje wysłana w próżnię. Dziełu Vuonga daleko jednak do klasycznej powieści epistolarnej; mimo powtarzających się zwrotów do matki, czytelnik ma raczej do czynienia ze wspomnieniami, może szczątkami wspomnień, przeplatanymi kolejnymi, narastająco budowanymi analogiami do świata natury, a także biografii Tigera Woodsa. Pod względem koncepcyjnym, już od wspaniałego tytułu, książka Vounga stanowi dzieło niezwykle intrygujące.



W powieści ważną, bo, jak mi się zdaje, podwójną rolę odgrywa język. Po pierwsze, Vuong często nawiązuje do języka ludzi jako bariery, opresyjnego aparatu, w którym ci, którzy znajdują się niżej, ograniczają się w swoich wypowiedziach do przepraszania, do dodatkowego pomniejszenia siebie. Język jest tym, co zdradza obcość, nieprzystawalność do świata, środowiska i statusu. Do narratora zwracają się “Piesku” - czule, a jednocześnie poniżająco, odczłowieczająco. Czytelniejszym, bo namacalnym i pozbawionym umowności oraz widmowości, staje się język ciała i czynów, którym można wyrazić to, czego nie potrafi się wypowiedzieć: troskę, delikatność, miłość. Po drugie, Vuong jako poeta ma świadomość używanych słów, potrafi wykorzystywać je precyzyjnie i mądrze, tworząc piękne i mocne frazy. To, co jest zaletą, w trakcie czytania zaczyna irytować, sentencjonalność prozy w pewnym momencie zamiast wpływać pozytywnie na siłę przekazu, zdaje się ją osłabiać.



Podobnie rzecz się ma, gdy przyjrzymy się nagromadzeniu problemów w powieści. Pierwsza część dotyczy głównie historii rodziny narratora – relacji dorastającego chłopca z matką i babką, traumy wojennej, przemocy domowej i trudności związanych z byciem żółtym na białym amerykańskim przedmieściu. Vuong daje się poznać jako błyskotliwy obserwator społeczeństwa, zaskakując czytelnika celnymi, powalającymi porównaniami i analogiami; pisarz jest także uważnym czytelnikiem, a w tekście znajdziemy sporo literackich odwołań, w tym nadzwyczaj często do Rolanda Barthes’a.



W dalszej części Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę autor przekłada ciężar powieści z doświadczeń rodzinnych na odkrywanie tożsamości seksualnej, wiążącym się w równej mierze z poznawaniem własnej homoseksualności, pożądania i uczucia, co z poniżeniem i bólem. Ciosów spadających na bohatera jest za dużo jak na jedną powieść. Sądzę, że jak nagromadzenie zdarzeń traumatycznych, deprecjonujących narratora jako człowieka wreszcie go znieczula w celu obrony przed szaleństwem, tak samo znieczulony zostaje czytelnik, by nie przyjmować kolejnych poniżających doświadczeń - a przecież to tylko namiastka prawdziwego życia.



Pod pewnymi względami debiut prozatorski Vuonga przypomina mi Małe życie Hanyi Yanagihary, jednakże w formie maksymalnie skondensowanej i dużo bardziej poetyckiej, ale przez to bardziej wymagającej i trudniejszej w odbiorze. Czas zatem wrócić do języka, bo w języku właśnie dzieje się najwięcej. Vuong jest przede wszystkim poetą, to wyczuwa się także w jego prozie, i jako poeta znajduje w swoim głównym wrogu, języku, to, co najpiękniejsze. Przemienia wykluczenie, poniżanie, hierarchiczność w piękno - jest w nim coś z dziecięcego zachwytu, połączenie oczywistości i świeżości spojrzenia. Ogromne słowa uznania należą się tłumaczowi Adamowi Pluszce, który jest przede wszystkim świetnym poetą, dzięki czemu fraza Vuonga nie straciła mocy w przekładzie.



Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę było dla mnie książką, w której zachwyty przeplatały się ze zmęczeniem. Zbyt wiele pokawałkowanych wspomnień w środkowej części utworu niekorzystnie działało na odpowiednie skupienie się na lekturze, sprawiając chaotyczne wrażenie. Również sentencjonalność prozy Vuonga w pewnym momencie przestała być zaletą. Niemniej, powieść stanowi oryginalne i ważne dzieło dla zrozumienia problemu rasizmu wobec żółtej części społeczności. Polecam książkę zwłaszcza tym, którzy szukają emocjonalnej prozy i nie boją się poetyckiego języka.



niehalo

Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

Przeczytam 120 książek w 2021 roku – 33/120; Mierzę dla siebie – 2,3 cm; 290 stron; Wielkobukowe bingo – opowieść o dorastaniu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz