niedziela, 22 listopada 2020

Taba-Taba - Patrick Deville

 

Patrick Deville

Taba-Taba

Przeł. Jan Maria Kłoczowski

Oficyna Literacka Noir sur Blanc

ISBN 978-83-7392-704-9

O pisarstwie Patricka Deville’a, miłośnika historii i podróżnika, do tej pory słyszałem wiele dobrego, lecz nie miałem przyjemności z owym pisarstwem obcować. Nie wiem, czy jego najnowsza powieść zatytułowana Taba-Taba, stanowi najlepszą opcję na pierwsze spotkanie z Deville’m. Piszę tak nie dlatego, by sugerować, że książka mi się nie podobała, bo jest wręcz przeciwnie. Zastanawiam się tylko, czy w pełni mogę docenić tę powieść, nie znając tych wcześniejszych, ponieważ mam wrażenie, że przebijają się od czasu do czasu przez opowieść, pokazując się czytelnikowi. Boję się, że nie dostrzegłem głębi tych nawiązań, a co za tym idzie, moja relacja z powieścią pozostaje spłycona. Pomijając jednak rozterki, a skupiając się na tekście jako jednostkowym dziele, a nie części wielkiej historii, muszę przyznać, że pan Deville jest nadzwyczaj sprawnym pisarzem. Dlaczego tak sądzę?



Bo czas i miejsce...

Deville w Taba-Tabie zabiera swojego czytelnika w podróż nie tylko w sensie przestrzennym, ale przede wszystkim czasowym. Choć imperium francuskie sięgało do najdalszych zakątków świata, podobnie jak brytyjskie, a my wraz z narratorem odwiedzamy wiele z tych miejsc, na których Francja pozostawiła swój ślad, to właśnie podróż w czasie, jaką funduje nam Deville, ma tu chyba najważniejsze znaczenie. Według autora wszystkie wydarzenia po 1860 roku są ze sobą połączone, jedno ma wpływ na kolejne. Powieść nie toczy się linearnie, nie prowadzi czytelnika gładko do celu, tylko każe mu się zatrzymywać, rozglądać na boki i podążać bocznymi ścieżkami. Rzadko zdarza się, by pisarz w tak niezwykły sposób podchodził do czasu jak Deville; całkowicie nad nim panuje, podróż staje się uporządkowana, choć nie wiadomo, dokąd zmierzamy. Zastanawiamy się tylko, czy towarzyszymy narratorowi w wyprawie śladami jego rodziny, czy tak naprawdę pozostajemy ciągle na klifach w Saint-Nazaire z małym chłopcem, który za najwierniejszego towarzysza ma pacjenta szpitala psychiatrycznego, który powtarza bez przerwy swoją mantrę: Taba-Taba-Taba...



Bo historia wielka i mała...

Nie należy zapominać, że Taba-Taba jest powieścią o historii rodziny autora, jednakże, jak to bywa w najlepszych powieściach dzieje Patheyów i Deville’ów są splecione z wielką historią świata. A zaczyna się od 1862 roku, gdy dziewczynka w białej sukience opuszcza Egipt i płynie do Francji, gdzie pozna swojego męża, nauczyciela w szkole państwowej. Narrator sięga do rodzinnego archiwum, w którym obok cennych pamiątek (listy, srebrna cukiernica, dziewiętnastotomowa encyklopedia Micheleta) w zbiorach znajdują się nikomu niepotrzebne drobnostki, które potrafią być punktem wyjścia wspaniałych dygresji. Deville, śledząc stare wydanie gazety, będzie rzucał czytelnikiem po kontynentach, poszerzając drobne prasowe artykuły o niezbędny kontekst. Historia okazała się dość łaskawa dla przodków narratora, choć pozostawiła na nich swój ślad.



Bo erudycja, ach...

Sposób pisania Deville’a jest zarezerwowany dla wąskiego grona tych, którzy mają wielką wiedzę i obycie, a jednocześnie potrafią się nimi nienachalnie dzielić. Taba-Taba stanowi powieść o pamięci z elementami eseju, a może bardziej esej o pamięci i historii z elementami powieści. Obok rodziny Deville’a na kartach książki pojawiają się zarówno Wiktor Hugo z Marcelem Proustem i Andre Malraux, jak i Charles de Gaulle oraz cała plejada mniej i bardziej znanych postaci. Każde mijane miasteczko, przeglądana gazeta lub odwiedzone miejsce wywołuje niepowstrzymane działanie hipokampu, który podsuwa narratorowi obrazy, wydarzenia i ludzi zamieszkujących strumień skojarzeń i wspomnień. Czasami od tej wielości kręci się w głowie, ale Deville’owi udaje się oddać działanie pamięci, która bywa kapryśna. Dawne doświadczenia, podróże, książki czy obrazy czekają tylko, by otworzyć odpowiednie drzwiczki i je uwolnić.



I można by tak pisać, i warto by pochylić się nad wieloma fragmentami książki Deville’a, by zachować recenzencką rzetelność, lecz kto chciałby tak długi tekst czytać. Niech Wam wystarczy to polecenie, kto lubi erudycyjną prozę, która nie prowadzi czytelnika za rękę, tylko każe mu meandrować i zwolnić, ten powinien sięgnąć po Taba-Tabę. Dzięki świetnemu przekładowi Jana Marii Kłoczowskiego lektura jest czystą przyjemnością. Na długie i chłodne późnojesienne wieczory powieść Deville’a będzie w sam raz.


niehalo 

Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

Akcja 100 książek w 2020 roku- 121/120; Łów słów - bat; Mierzę dla siebie - 3,1 cm; Olimpiada czytelnicza - 386 stron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz