środa, 24 czerwca 2020

D-Day - Giles Milton


Giles Milton
D-Day
Przeł. Marek Fedyszak
 Oficyna Literacka Noir sur Blanc
ISBN 978-83-7392-684-4



6 czerwca 1944 rozpoczęła się inwazja wojsk alianckich na normandzkie plaże zajmowane przez Niemców. Tę scenę znamy choćby z Szeregowca Ryana Stevena Spielberga – tak się nam wydaje. W rzeczywistości zdajemy sobie sprawę, jak wyglądał jakiś element, lecz w przypadku operacji Overlord i tego najważniejszego dnia ten element jest jednym z dziesiątek tysięcy puzzli i daje nam taki obraz całości, jak dzisiejsza temperatura w, dajmy na to, Koluszkach mówi nam o globalnym ociepleniu. Giles Milton, brytyjski historyk i dziennikarz, który ma smykałkę do reportaży historycznych; mało kto potrafi tak jak on opowiadać historię, a nie przedstawiać tylko fakty. Udowodnił to w swoich wcześniejszych książkach, jak Rosyjska ruletka czy Ministerstwo niedżentelmeńskich działań wojennych. Nie inaczej jest w przypadku jego ostatniej pozycji, czyli napisanej z epickim rozmachem historii jednego dnia D-Day.

Największą zasługą Miltona staje przedstawienie dnia inwazji nie z punktu widzenia sztabów dowodzenia, lecz jednostek. Dzięki temu czytelnik odgrywa rolę nie widza największego militarnego spektaklu w dziejach, ale jednego z uczestników wydarzeń. D-Day stanowi reportaż niezwykle immersyjny, zanurzamy się w opisywanej przez Miltona rzeczywistości, bierzemy udział w tworzeniu historii, choć siedzimy wygodnie w fotelu z kubkiem kawy w jednej ręce, a z książką w drugiej. Bardzo łatwo jednak zapomnieć, że otacza nas przytulne wnętrze naszych mieszkań, kiedy śledzimy wydarzenia opisane przez Miltona – dzięki świetnie wplecionym cytatom i sugestywnym opisom naprawdę przenosimy na plaże Normandii, do niemieckich bunkrów wchodzących w skład Wału Atlantyckiego, łodzi desantowych lub małych nadmorskich miasteczek na północy Francji.
Za sprawą płynnego przejścia czytelnika do roku 1944 nie patrzy on na opisywane zdarzenia jak na część zamkniętej na wieki w skrzyni historii, lecz dostrzega ludzi, którzy brali udział w tej misji. Milton zwraca uwagę na wszystkich, którzy walczyli, zwyciężali i ginęli, nie tylko na wojska alianckie, ale także oddziały niemieckie i członków francuskiego ruchu oporu. Autor nie skupia się tylko na dowódcach, lecz także, a nawet przede wszystkim na ludziach z pierwszej linii frontu, których wola walki, odwaga i chęć przetrwania zapewniły zwycięstwo. Milton zauważa, że to, co mogło się nie udać, zgodnie z prawem Murphy’ego, nie udało się. Żołnierze musieli liczyć tylko na siebie, swoje wyszkolenie, niezawodność i dowódców małych oddziałów, którzy musieli improwizować, bo główny plan się posypał.

W D-Day mamy całą plejadę nadzwyczajnych i barwnych postaci, w które nie bylibyśmy w stanie uwierzyć, gdyby nie to, że ci ludzie żyli naprawdę. Bohaterowie kina akcji wielbieni przez rzesze fanów wypadają przy nich blado, nijako, jak papierowe samolociki przy spitfire’ach. Podczas lektury niejednokrotnie stawały mi przed oczami kadry z Kompanii braci na podstawie powieści Stephena Ambrose’a, na którego zresztą Milton w swojej książce także się powołuje. To, co w serialu zostało przedstawione jako potworne, przepełnione cierpieniem przy wydarzeniach D-Day wydaje się ledwie drobnostką. Milton nie stara się przedstawić inwazji tylko jako ogromnego sukcesu, lecz pokazuje jakim danse macabre w rzeczywistości był desant wojsk w Normandii. Wśród formuł powtarzających się często w książce, dwie pojawiają się prawie w każdym z rozdziałów. Milton pisze o swoich bohaterach, że po zobaczeniu czegoś (prawie siedmiu tysięcy okrętów ciągnących się za horyzont, walących się pod ostrzałem artylerii bunkrów, sterty martwych żołnierzy na całej długości plaży) mieli oni tego widoku nie zapomnieć do końca życia. Drugie sformułowanie także dotyczy tego, co widzieli bohaterowie D-Day – na plaży, w morzu, po wybuchu, po serii z karabinu, wszędzie było widać pełno ciał i kawałków ciał. I wiem, że te obrazy zostaną ze mną na długo, bo w przeciwieństwie do kina akcji, te są prawdziwe.

Giles Milton opisał festiwal cierpienia i śmierci oddając jednocześnie hołd tym, o których nie ma wzmianki w szkolnych podręcznikach. D-Day jest pełne epizodów z małych historii wielu żołnierzy, dzięki którym desant okazał się sukcesem. Nazwiska tych wielkich – Eisenhowera, Hitlera, Bradleya, Montgomery’ego czy Rommla - pojawiają się w książce, ale te postaci nie grają pierwszych skrzypiec. Dzięki temu, że Milton oddał głos rzeczywistym uczestnikom operacji i wymienił ich z nazwiska, czytelnicy otrzymują wierną i pełną historię zbiorową tego jednego dnia, a pamięć tych, którzy walczyli, przetrwa.
niehalo

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2020 roku – 69/120; Mierzę dla siebie – 4,4 cm; Olimpiada czytelnicza – 580 stron; Wielkobukowe bingo - historyczna

1 komentarz: