niedziela, 24 grudnia 2023

Opowiadanie w prezencie - Ludzki głos - Szymon Wegner

Ludzki głos

Szymon Wegner

Życie Adasia mogłoby być całkiem zwyczajne, gdyby jednego grudniowego wieczora usłyszał jak zwykle powarkiwanie Perły zamiast gorzkiego monologu skierowanego do niego. Perła była starą podwórkową suką, dwa razy starszą od prawie dziewięcioletniego wtedy Adasia, i od narodzin broniła obejścia dziadków chłopca, tak jak wcześniej jej matka Żabcia. Sierść Perłowa była po jesieni skołtuniona w paru miejscach, ale nożyce poszłyby w ruch dopiero na wiosnę, jak co roku, jednak tamtej wiosny w rękach dziadkach pojawił się szpadel i ród skundlony zakończył się na Perle. My nie o niej mówić będziemy, tylko o Adasiu, bo opowieść ludzie już dawno zawłaszczyli, innym zwierzętom broniąc do niej wstępu.


O chłopcach takich jak Adaś mówi się czasem żywe srebro - lubił broić, śmiejąc się przy tym wesoło, śmiać się, biegając z miejsca na miejsce i biegać po całym domu i obejściu, brojąc niemiłosiernie. Choć miał rodziców i dziadków to wychowywał się sam, poznając świat intensywnie; zanim poszedł do szkoły poznał już smak morderstwa i okrucieństwa, gdy palił przy pomocy lupy całe kolonie mrówek, jak i miłosierdzia, gdy wstrzymał rękę z saperką, wpatrzony w wystraszone oko żaby. Zwierzęta i rośliny nauczyły się kochać Adasia w chwilach radości oraz bać się jego pomysłów w czasie gniewu. Tamtego grudniowego wieczoru Adaś nie mógł już usiedzieć na zadzie, podczas gdy rodzina siedziała już czwartą godzinę przy stole, wpychając w siebie takie ilości pokarmu, jakby do wiosny mieli spać w legowisku. Dorośli, zbyt zajęci wchłanianiem kolejnych porcji i oglądaniem wymyślonych historii o innych ludziach na ekranie, nie zauważyli czmychającego w kierunku wyjścia chłopca. Najpierw przedpokój, dalej ganek, dwanaście schodków i już Adaś ślizgał się po błotnistym podwórku, całkowicie niwecząc trud swojej matki, która dzień wcześniej wypastowała mu buciki. Błoto w samotności cieszyło Adasia jedynie przez chwilę, więc wiedziony potrzebą towarzystwa w zabawie i nudą, udał się na poszukiwanie psa.


Perła siedziała w ciemności, zwinięta w kłębek na starych szmatach w drwalniku. Słyszała i czuła Adasia już od schodów, mimo że słuch i węch nie były już te, co kiedyś. Wiedziała, tak jak i my, że dziecko prędzej czy później do niej przyjdzie, ale tym razem nie miała ochoty pozwolić mu ciągnąć się za uszy czy ogon, dawać się gonić po podwórzu ani obrzucać błotem. Nie chciała także pieszczot, smakołyków ani żadnej innej rzeczy, którą ludzie okazują swoje zainteresowanie. Zbyt wiele zim już przeżyła, a za uchem czuła swędzący dotyk zbliżającego się końca. Kiedy więc Adaś pojawił się w drzwiach drwalnika, zrobiła coś, czego my sami zabroniliśmy dawno temu wszystkim jej podobnym: opowiedziała mu historię.


Na początku chłopiec zamienił się w słup soli, słysząc chrapliwy głos przemawiający do niego. Przerażonym wzrokiem szukał człowieka, który miałby te słowa wypowiadać, ale napotkał tylko taczkę, klatkę na króliki, stertę drewna i trochę narzędzi ustawionych równo pod ścianą. Dopiero, gdy Perła kazała mu spojrzeć w dół, zauważył, że to zwierzę mówi ludzkim głosem i oczy rozszerzyły się mu tak, że dziw brał, że powieki nie zaskrzypiały z oburzenia. Niepotrzebnie zabroniła Adasiowi przerywać jej opowieść, bo i tak język stanął mu kołkiem w ustach, ślina wyschła, a krtań skurczyła się do tego stopnia, że ledwie mógł oddychać.


Zaczęła od momentu swoich narodzin, bo pozostałe zwierzęta, tak jak i rośliny, pamiętają całe swoje życie, nie zapominają niczego. Wspominała, jak Żabcia ją, Perłę, wyprowadziła ze swojego ciała na świat w niewielkiej budzie pachnącej słomą, krwią i lekko nadpsutym mięsem. Razem z nią świat poczuli jej dwaj bracia, których bardzo szybko zabrano, zanim otrzymali jakiekolwiek imię, zjedli swoją pierwszą kość. Perła została sama z Żabcią, lecz matka nie wydawała się zainteresowana swoim dzieckiem, walcząc o zainteresowanie ludzi. Łasiła się do Państwa, była na każde zawołanie i przyjmowała każdą karę, choć żadna nie była zasłużona. Perła uczyła się świata ludzi, patrząc na Żabcię. Dowiedziała się, po czym rozpoznać, że Pan ma dobry humor i może pogłaskać, a może nawet da jakiś przysmak. Poznała, kiedy trzeba Państwa unikać, żeby nie dostać kopniaka albo i gorzej. Słyszała i czuła, że świat nie ogranicza się tylko do obejścia, że zimna, metaliczna siatka oddziela ją od nowych zapachów i dźwięków. Spytała Żabci, co się znajduje po drugiej stronie, ale matka warknęła tylko na nią, żeby się nie interesowała, bo jeszcze Państwo usłyszą i ją przepędzą, a tam, za ogrodzeniem czeka śmierć z głodu i pragnienia, i dzikie bestie, co rozszarpią Perłę na kawałki, i choroby, i ogień, i wszelkie nieszczęście, bo tylko Pan jest dobry i wszystko co od niego pochodzi. A potem Żabcia zachorowała, brzuch jej się wzdął i skomlała żałośliwie, a Państwo na to wzruszyli ramionami. I Perła patrzyła na męczarnię Żabci, na tygodnie, które jej wydały się miesiącami, wypadających kudłów i psujących się kłów - był to czas wielkiego smętku, ale też wielkiej nauki. Perła wiedziała, że człowiek nie jest wszechwładny ani dobry, a jedynie wydaje mu się, że może wszystko. Wiedziała, że człowieka trzeba przetrwać.


Adaś stał tam może godzinę, a może całe życie, słuchając opowieści Perły. A kiedy zbliżyła się do końca historii, powiedziała mu, że szczenię może się zmienić, ale starego psa już się niczego nie nauczy. Dlatego mówiła do niego, a nie rodziców czy dziadków. Miał zapamiętać, że każde stworzenie ma swoje życie i własną opowieść, której człowiek może się stać częścią - dobrą albo złą. Po tych słowach ziewnęła przeciągle, pokazując resztkę zębów, i zwinęła się ciaśniej na legowisku.


Adasiowi oczywiście nikt nie uwierzył. Dorośli śmiali się, że dzieciak za mocno wierzy w te wszystkie zabobony o gadających w wigilię zwierzętach. Po powrocie do szkoły koleżanki i koledzy, nawet jego najlepszy przyjaciel, także się z niego nabijali, a im dłużej przekonywał, że to prawda, tym bardziej się od niego oddalali. Próbował zapomnieć o mówiącej suczce, o jej opowieści, ale nie potrafił; wmawiał sobie, że musiało mu się to przyśnić, a wtedy wspomnienie wracało z większą siłą. Adaś dobrze się uczył, zawsze chętnie pomagał każdemu, a jednak mało kto go lubił. Zazwyczaj inni ludzie widywali go, jak samotnie przechadza się po polach, lasach, wzdłuż rzeki, często mówiąc coś do siebie. Przez jakiś czas próbował przekonywać innych, że należy słuchać zwierząt, że mają do powiedzenia tak wiele, że musimy zacząć je traktować na równi. A my przyglądaliśmy się jego staraniom i wiedzieliśmy, że zostanie uznany za niegroźnego wariata jak wielu przed nim. Zawsze zaczepiał napotkane zwierzęta, zagadywał do nich jak do ludzi, a ludzi coraz częściej unikał, dlatego - jak mówił tym, którzy chcieli go słuchać - że mało który z nich potrafi przemówić coś ludzkim głosem.


1 komentarz:

  1. Przypomniała mi się piosenka: Beretka dla bejdaka, SDM kiedyś śpiewało...

    OdpowiedzUsuń