czwartek, 9 listopada 2023

Stramerowie - Mikołaj Łoziński

 

Mikołaj Łoziński

Stramerowie

Wydawnictwo Literackie

ISBN 978-83-08-08174-7

Jak pisać o wojnie? Cały świat mógłby już nie pomieścić wszystkich książek, których akcja toczyła się w czasie wojny – co jeszcze nowego można powiedzieć, jaki wycinek rzeczywistości przedstawić, jakim językiem lub z czyjej perspektywy opowiadać, by uciec od wtórności? Nie ma zadań niewykonalnych, lecz to jest tej niewykonalności na pewno bliższe niż dalsze. Kiedy Mikołaj Łoziński w 2019 roku wydał Stramera, sięgnął wcześniej, omijając to, co zostało już tyle razy opowiedziane. Przedstawienie narastającego antysemityzmu w międzywojennej Polsce na przykładzie dużej i ubogiej żydowskiej rodziny w Tarnowie było czymś świeżym i niebanalnym już na poziomie konceptu, a w połączeniu z bardzo dobrym warsztatem pisarza zaowocowało klasyczną w formie, świetną powieścią. Czy Stramerowie mogli stanowić podobne doświadczenie?



Lubię czytać książki Łozińskiego, jego ładnie układające się zdania, tę gładkość frazy - jakoś tak estetycznie jest, nawet gdy przychodzi taplać się w błocie, siedzieć w zagrzybiałej piwnicy czy bawić się w zatęchłej mecie, popijając bimber. Lubię to, w jaki sposób buduje postaci, mają w sobie coś zwyczajnego, poczciwego; ich świat wydaje się faktycznie, nieudawanie codzienny, nawet w niecodziennych czasach. Lubię sposób, w jaki opisuje miejsca i ludzi, zwracając uwagę na detale, ale nie zapominając o panoramie – spojrzenie dobrego fotografa, który w kadrze ujmuje to, co chce, by było widoczne. I te wszystkie elementy pojawiają się w Stramerach – znane z wcześniejszej powieści postaci zostają pogłębione, część z nich dostaje więcej miejsca. Znów Łoziński pozwala swoim bohaterom żyć, popełniać błędy i nie śpieszyć się, robić rzeczy niewielkie i myśleć o sobie. Po raz kolejny dba o detale, które sprawiają, że świat przedstawiony wydaje się bardziej realistyczny, jest światem ludzi z krwi i kości, a nie z papieru i tuszu. A jednak...



Książka w moim odczuciu traci sporo z dwóch powodów. Pierwszym jest mimowolne porównanie do początku historii rodziny Stramerów, którego chyba nie da się uniknąć. Drugim natomiast jest opisany na wszelkie możliwe sposoby temat, który odbiera wiele z oryginalności prozie Łozińskiego - nie czuję wyjątkowości, doświadczam opowieści jednej z wielu. I nie ma wyrzutu w tym stwierdzeniu – rozumiem, że pociągnięcie ciągu dalszego stanowiło kolej rzeczy dość naturalną i spodziewaną. Niemniej pozostaje lekki posmak rozczarowania. Nie poszedł jednak autor po linii najmniejszego oporu - mógł napisać powieść zdecydowanie bardziej efektowną, co byłoby znacznie prostsze; mógł szokować, trwożyć i zabawić się z czytelnikiem i swoimi bohaterami w rosyjską ruletkę. Choć napięcie wielokrotnie narasta, osiągając wysokie rejestry, to Stramerowie należą do nadzwyczaj spokojnych powieści o wojnie, a pierwsze zdanie (tak naprawdę wypowiedzenie): “Wojna to nuda”, dobrze oddaje codzienność, w której żyją dzieci Nathana i Rywki.



Łozińskiemu udało się pokazać, jak ważną rolę odgrywa rodzina, nawet wtedy, gdy żyje w rozproszeniu – a może właśnie wtedy w szczególności. Każde ze Stramerów ma swoje cele i potrzeby, każde z nich zachowało odrębność pod względem charakterów i cech, a mimo to można odnieść wrażenie, że rzeczywiście są oni jedną rodziną, która trzyma ze sobą bez względu na życiowe czy historyczne zawieruchy. I tak Rudek nadal kocha najmłodszego Nuska, choć chciałby mu dać porządnie w zęby; Salek nie odwraca się od Hesia, choć jego zdaniem brat skręca politycznie w niewłaściwym kierunku, a Wela i Rena nie oddaliły się od siebie, choć ich doświadczenia tak bardzo się różnią. Pomimo mankamentów Stramerowie wydają mi się udaną powieścią, ale tylko tyle. A mogło być więcej.



niehalo

Dziękuję




"Stramerowie" do kupienia na Bonito


W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2023 roku – 135/120; Mierzę dla siebie – 3,3 cm; 360 stron; Wielkobukowe Jesienne miniwyzwanie – książka wydana w 2023 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz