niedziela, 19 grudnia 2021

Listopadowe porzeczki - Andrus Kivirähk

 

Andrus Kivirähk

Listopadowe porzeczki

Rehepapp ehk November

Przeł. Anna Michalczuk-Podlewski

Wydawnictwo Literackie

ISBN 978-83-08-07444-2


Czy ktoś z Was chciałby kiedyś oszukać samego diabła? W powieści Andrusa Kivirähka nie takie rzeczy się dzieją! Mamy XIX-wieczną estońską wieś, przeraźliwą biedę i brak perspektyw mieszkańców, pruskiego barona we dworze i ludowe wierzenia i obrzędy, które budują ten świat. Listopadowe porzeczki klimatem przypominały mi Baśń o wężowym sercu Radka Raka, choć mają bardziej groteskowy charakter. Do tej pory nie znałem Kivirähka, lecz po tej książce już rozglądam się za następnymi (swoją drogą w ubiegłym roku ukazał się Człowiek, który znał mowę węży).



Trochę za mało czasu minęło od czytania, żebym mógł na poważnie, krytycznie podejść do analizy powieści - obraz zakłócają mi ciągle świeże i silne wrażenia z lektury. Listopadowe porzeczki bardzo trafiły w mój gust czytelniczy - myślenie magiczne, fantastyczność świata przedstawionego i czarny humor stanowią dla mnie wspaniałe połączenie. Jednocześnie, całość wydaje się bardzo spójna i nie ma miejsca na naiwność opisu. Kivirähk stworzył świat podszyty niesamowitością, która połączona została mocnym ściegiem z realnością. Estoński folklor stanowi tu świetnie dobrany zestaw dodatków, nadający historii polotu i barw.



Przyjrzyjmy się postaciom – te główne to mieszkańcy wsi, w większości estońskie chłopstwo, biednie tak, że aż piszczy. Ładnych kilka lat temu popularna była seria żartów (jeśli tak można to nazwać) dotycząca łotewskich chłopów; stałymi punktami były halucynacje z niedożywienia, smutek i zimno. Podczas czytania Listopadowych porzeczek przypomniały mi się te dowcipy. Opowieść opisana przez Kivirähka także opiera się na podobnych odczuciach: biedy, głodu, niesprawiedliwości, wywłaszczenia autochtonów przez bogatych niemieckich grafów. Pod tym względem książka przypomina tekst spajający społeczność, która od setek lat istniała zawsze pod czyimś panowaniem: niemieckiego Zakonu Kawalerów Mieczowych, Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Danii, Szwecji i Rosji. Kivirähk tworzy mit dawnej Estonii wraz z jej sprytną ludnością, która fortelami i oszustwami jest w stanie wszystkich wywieźć w pole, zarówno ludzi (niemieckiego właściciela ziemskiego, który zdaje się zahukanym głupkiem), jak i istoty nadprzyrodzone (Starego Piekielnika, czyli diabła, zarazy itd.).



Nadzwyczajnymi postaciami pojawiającymi się na kartach Listopadowych porzeczek są kratty, istoty zrobione z niepotrzebnych w obejściu i zniszczonych przedmiotów, w które sam Zły przelał duszę, wchodząc z ludźmi w pakt podpisany krwią - i tu pojawiają się tytułowe porzeczki służące oszukaniu sił nieczystych. Kratty służą swoim ludziom, wykonując ich polecenia, za pomocą swoich piekielnych mocy. Najczęściej udają się do sąsiednich obejść lub do dworu celem podwędzenia najpotrzebniejszych rzeczy. Zwane inaczej bieruchami, mają własną świadomość i można z nimi porozmawiać, potrafią wychodzić z własną inicjatywą, lecz tracą wolną wolę, gdy usłyszą rozkaz swego pana.


Siła powieści Kivirähka leży w tym, że to bardzo klasyczna historia, opowiadająca przede wszystkim o ludzkich słabościach i emocjach. Mamy wielką miłość, która nie może się spełnić; fascynację i zazdrość, która potrafi palić ogniem; strach przed śmiercią, który potrafi jednoczyć zwaśnionych; życiową zaradność i wątpliwą moralność, przenikające każdy wątek tej opowieści. Listopadowe porzeczki stanowiły dla mnie moment wytchnienia na koniec kilku naprawdę trudnych i męczących dni, kiedy myślałem, że nie będę miał siły sięgnąć po książkę. Z chęcią jednak wracałem do tych bohaterów i świata, czytając o najniezwyklejszym listopadzie, jaki mógłbym sobie wyobrazić. I trudno się nie zgodzić z krótkim blurbem Olgi Tokarczuk na tyle okładki - Andrus Kivirähk naprawdę jest obdarzony niesamowitą wyobraźnią.



niehalo


Powieść znajdziecie na półce z beletrystyką i literaturą piękną w Księgarni Tania Książka.


Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:

Przeczytam 120 książek w 2021 roku – 153/120; Mierzę dla siebie – 2,5 cm; 288 stron



1 komentarz: