środa, 26 czerwca 2019

Dziennik szpitalnego ochroniarza - Oleg Pawłow


Oleg Pawłow
Dziennik szpitalnego ochroniarza
Дневник больничного охранника
Przekład - Wiktor Dłuski
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
ISBN 978-83-7392-648-6



Oleg Pawłow był mi znany jako autor Opowieści z ostatnich dni, tryptyku składającego się z niedługich powieści, których akcja związana jest z sytuacją w rosyjskim wojsku, wydanych w Polsce w roku 2016 przez Czarne na Białym w tłumaczeniu Wiktora Dłuskiego. Za trylogię został uhonorowany dwa lata temu Literacką Nagrodą Europy Środkowej Angelus. Ten urodzony w 1970 roku w Moskwie rosyjski pisarz i krytyk wziął sobie za cel, by pozostawić swoiste świadectwo tego, czego doświadczył zanim stał się cenionym prozaikiem. Po ukończeniu szkoły Pawłow pracował jako niewykwalifikowany robotnik, by następnie odbyć dwuletnią służbę wojskową. Otrzymał przydział do pracy w kompaniach ochrony łagrów na stepowym terenie w okolicach Karagandy w Kazachstanie. Podczas odbywania służby doznał urazu głowy, przez co trafił na oddział psychiatryczny, co pozwoliło skrócić czas w wojsku. Okres ten pozostawił po sobie piętno, które jest widoczne w twórczości moskiewskiego pisarza. Po zwolnieniu ze służby Pawłowowi udało się dostać pracę strażnika/ochroniarza w szpitalu, czego śladem jest książka Dziennik szpitalnego ochroniarza, w której znajdują się zapiski z ponad dwuletniego okresu, o czym szerzej piszę poniżej. Pawłow w środowisku literackim był niezwykle cenionym twórcą, choć jego książki od początku wywoływały skrajne odczucia. Sam uważał, że jako pisarz, robi rzeczy niemoralne, zdradza powierzone tajemnice niemal bezwzględnie; z drugiej strony jednak zauważał, że robi to z konieczności mówienia prawdy. W ubiegłym roku Oleg Pawłow zmarł na rozległy zawał serca.

Dziennik szpitalnego ochroniarza przyszło mi czytać w upalne dni, kiedy powietrze wpadające przez uchylone okno niemal parzyło, a promienie słońca z wściekłością próbowały się przebić przez zasunięte rolety, a mimo tego lektura niejednokrotnie wywołała u mnie dreszcz. Nie chodzi tu o strach, bo książki Pawłowa nie należy się bać; bardziej odczuwalne były niepokój i spokojny, bo wyuczony i oswojony, smutek narratora opowieści z moskiewskiego szpitala. W tytule znajdziemy mylący wyraz dziennik. Na próżno jednak przyjdzie czytelnikowi poszukiwać konkretnych dat; Pawłow poukładał treść zgodnie z większymi okresami, który były dla niego znaczące w pracy. Mamy zatem bardziej do czynienia z zapiskami niż z typowym dziennikiem. Książka składa się z anegdot, których miejscem jest szpital, a bohaterami jego pracownicy oraz pacjenci. Niektórzy są wymienieni z imienia i nazwiska, jak Wołodia Najdienow albo Pietrow, inni istnieją tylko jako funkcje, które wykonują: windziarz, kierownik, szatniarka. Postaci funkcyjne zdają się niejako przykute do swoich ról, trzymają się regulaminu, który często sami dostosowali do własnych potrzeb i widzimisię, a każdy rodzaj nieludzkiego braku uprzejmości czy empatii do drugiego człowieka potrafią wytłumaczyć przestrzeganiem zasad.

Opowieści przedstawione przez Pawłowa wydają się często niewiarygodne, a powody takiego wrażenia są bardzo różne: począwszy od głupoty systemu, przez odrętwienie ludzi, na jakimś niezrozumiałym zezwierzęceniu skończywszy. Jeśli jednak zwrócić uwagę na fakt, że opisywane wydarzenia miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych w Rosji, obraz nie tyle nam się rozjaśnia, co staje się bardziej zrozumiały. Przecież dopiero co skończył się termin przydatności do spożycia ZSRR, ledwie kilka lat temu, a nie ma pomysłu na coś nowego; ludzie żyją dalej w ten sam sposób, co wcześniej: kradną to, co państwowe, bo w końcu niczyje; biorą łapówki za co się da; trzymają się kurczowo zasad i chowają za tarczą instytucji, bo ta nie ma uczuć, tylko regulaminy, nie pomaga, tylko robi swoje.


Narrator mówi niejednokrotnie, że każdego dnia widział śmierć, stykał się z nią bezpośrednio; oglądał umierających, dotykał martwych i ich przewoził, przenosił ich ucięte kończyny, patrzył na ich upodlenie, zezwierzęcenie własne lub uzwierzęcenie i urzeczowienie narzucone przez instytucję i jej niepohamowane ręce, czyli pracowników. Śmierć jednak zabiera pacjentów i pracowników szpitala jeszcze za życia, pozbawiając ich radości, siły i możliwości. Wlewana do organizmu litrami wódka zdaje się ożywiać postaci dramatu, jakby wtedy zdawali sobie sprawę z tego, że są ludźmi, lecz ta świadomość nie prowadzi do wyzwolenia, tylko do nieporadnych prób wyrwania się spod buta, dzikiego miotania się od ściany do ściany. Czasami pojawia się iskierka nadziei, w jakimś czułym dotyku, uśmiechu, w podarowanym kradzionym jabłku, lecz za każdym razem dobro przypomina przejaw szaleństwa.

Literaturę tworzy się dla pieniędzy, sławy, rozrywki czytelników, by pokazać kunszt pisarski, ale także tworzy się ją z konieczności, żeby przekazać prawdę. Oleg Pawłow zdawał się poddawać tej konieczności, pisał, by powiedzieć to, co trzeba było powiedzieć. Dziennik szpitalnego ochroniarza według mnie nie powstał jako pocztówka z lat dziewięćdziesiątych, jako opis funkcjonowania moskiewskiego szpitala, lecz ma nam przypominać, że jesteśmy ludźmi, a tak łatwo rezygnujemy z człowieczeństwa i z życia. Książka Pawłowa nie należy może do najlepszych lektur wakacyjnych, ale warto się z nią zapoznać. Może i was zmrozi podczas upałów?

Dziękuję


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Akcja 100 książek w 2019 roku – 62/120, Czytamy nowości, Łów słów – szpital, ochroniarz, Oflagowani – zielony, Olimpiada czytelnicza – 138 stron, Mierzę dla siebie – 1,2 cm, W 200 książek dookoła świata – Rosja

3 komentarze:

  1. Ja bardzo lubię książki o tematyce medycznej. Zapisuję koniecznie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tyle tematyka mnie ciekawi, co miejsce wydarzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawa tematyka, jeszcze nie czytałam takiej :)

    OdpowiedzUsuń