Oleg Pawłow
Dziennik szpitalnego
ochroniarza
Дневник
больничного охранника
Przekład - Wiktor Dłuski
Oficyna Literacka Noir sur
Blanc
ISBN 978-83-7392-648-6
Oleg Pawłow był mi znany
jako autor Opowieści
z ostatnich dni,
tryptyku składającego się z niedługich powieści, których akcja
związana jest z sytuacją w rosyjskim wojsku, wydanych w Polsce w
roku 2016 przez Czarne na Białym w tłumaczeniu Wiktora Dłuskiego.
Za trylogię został uhonorowany dwa lata temu Literacką Nagrodą
Europy Środkowej Angelus.
Ten urodzony w 1970 roku w Moskwie rosyjski pisarz i krytyk wziął
sobie za cel, by pozostawić swoiste świadectwo tego, czego
doświadczył zanim stał się cenionym prozaikiem. Po ukończeniu
szkoły Pawłow pracował jako niewykwalifikowany robotnik, by
następnie odbyć dwuletnią służbę wojskową. Otrzymał przydział
do pracy w kompaniach ochrony łagrów na stepowym terenie w
okolicach Karagandy w Kazachstanie. Podczas odbywania służby doznał
urazu głowy, przez co trafił na oddział psychiatryczny, co
pozwoliło skrócić czas w wojsku. Okres ten pozostawił po sobie
piętno, które jest widoczne w twórczości moskiewskiego pisarza.
Po zwolnieniu ze służby Pawłowowi udało się dostać pracę
strażnika/ochroniarza w szpitalu, czego śladem jest książka
Dziennik
szpitalnego ochroniarza,
w której znajdują się zapiski z ponad dwuletniego okresu, o czym
szerzej piszę poniżej. Pawłow w środowisku literackim był
niezwykle cenionym twórcą, choć jego książki od początku
wywoływały skrajne odczucia. Sam uważał, że jako pisarz, robi
rzeczy niemoralne, zdradza powierzone tajemnice niemal bezwzględnie;
z drugiej strony jednak zauważał, że robi to z konieczności
mówienia prawdy. W ubiegłym roku Oleg Pawłow zmarł na rozległy
zawał serca.
Dziennik szpitalnego
ochroniarza przyszło
mi czytać w upalne dni, kiedy powietrze wpadające przez uchylone
okno niemal parzyło, a promienie słońca z wściekłością
próbowały się przebić przez zasunięte rolety, a mimo tego
lektura niejednokrotnie wywołała u mnie dreszcz. Nie chodzi tu o
strach, bo książki Pawłowa nie należy się bać; bardziej
odczuwalne były niepokój i spokojny, bo wyuczony i oswojony, smutek
narratora opowieści z moskiewskiego szpitala. W tytule znajdziemy
mylący wyraz dziennik.
Na próżno jednak przyjdzie czytelnikowi poszukiwać konkretnych
dat; Pawłow poukładał treść zgodnie z większymi okresami, który
były dla niego znaczące w pracy. Mamy zatem bardziej do czynienia z
zapiskami niż z typowym dziennikiem. Książka składa się z
anegdot, których miejscem jest szpital, a bohaterami jego pracownicy
oraz pacjenci. Niektórzy są wymienieni z imienia i nazwiska, jak
Wołodia Najdienow albo Pietrow, inni istnieją tylko jako funkcje,
które wykonują: windziarz, kierownik, szatniarka. Postaci funkcyjne
zdają się niejako przykute do swoich ról, trzymają się
regulaminu, który często sami dostosowali do własnych potrzeb i
widzimisię, a każdy rodzaj nieludzkiego braku uprzejmości czy
empatii do drugiego człowieka potrafią wytłumaczyć
przestrzeganiem zasad.
Opowieści przedstawione
przez Pawłowa wydają się często niewiarygodne, a powody takiego
wrażenia są bardzo różne: począwszy od głupoty systemu, przez
odrętwienie ludzi, na jakimś niezrozumiałym zezwierzęceniu
skończywszy. Jeśli jednak zwrócić uwagę na fakt, że opisywane
wydarzenia miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych w Rosji,
obraz nie tyle nam się rozjaśnia, co staje się bardziej
zrozumiały. Przecież dopiero co skończył się termin przydatności
do spożycia ZSRR, ledwie kilka lat temu, a nie ma pomysłu na coś
nowego; ludzie żyją dalej w ten sam sposób, co wcześniej: kradną
to, co państwowe, bo w końcu niczyje; biorą łapówki za co się
da; trzymają się kurczowo zasad i chowają za tarczą instytucji,
bo ta nie ma uczuć, tylko regulaminy, nie pomaga, tylko robi swoje.
Narrator mówi
niejednokrotnie, że każdego dnia widział śmierć, stykał się z
nią bezpośrednio; oglądał umierających, dotykał martwych i ich
przewoził, przenosił ich ucięte kończyny, patrzył na ich
upodlenie, zezwierzęcenie własne lub uzwierzęcenie i urzeczowienie
narzucone przez instytucję i jej niepohamowane ręce, czyli
pracowników. Śmierć jednak zabiera pacjentów i pracowników
szpitala jeszcze za życia, pozbawiając ich radości, siły i
możliwości. Wlewana do organizmu litrami wódka zdaje się ożywiać
postaci dramatu, jakby wtedy zdawali sobie sprawę z tego, że są
ludźmi, lecz ta świadomość nie prowadzi do wyzwolenia, tylko do
nieporadnych prób wyrwania się spod buta, dzikiego miotania się od
ściany do ściany. Czasami pojawia się iskierka nadziei, w jakimś
czułym dotyku, uśmiechu, w podarowanym kradzionym jabłku, lecz za
każdym razem dobro przypomina przejaw szaleństwa.
Literaturę tworzy się dla
pieniędzy, sławy, rozrywki czytelników, by pokazać kunszt
pisarski, ale także tworzy się ją z konieczności, żeby przekazać
prawdę. Oleg Pawłow zdawał się poddawać tej konieczności,
pisał, by powiedzieć to, co trzeba było powiedzieć. Dziennik
szpitalnego ochroniarza
według mnie nie powstał jako pocztówka z lat dziewięćdziesiątych,
jako opis funkcjonowania moskiewskiego szpitala, lecz ma nam
przypominać, że jesteśmy ludźmi, a tak łatwo rezygnujemy z
człowieczeństwa i z życia. Książka Pawłowa nie należy może do
najlepszych lektur wakacyjnych, ale warto się z nią zapoznać. Może
i was zmrozi podczas upałów?
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
Akcja
100 książek w 2019 roku – 62/120, Czytamy nowości, Łów słów
– szpital, ochroniarz, Oflagowani – zielony, Olimpiada
czytelnicza – 138 stron, Mierzę dla siebie – 1,2 cm, W 200
książek dookoła świata – Rosja
Ja bardzo lubię książki o tematyce medycznej. Zapisuję koniecznie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńNie tyle tematyka mnie ciekawi, co miejsce wydarzeń.
OdpowiedzUsuńciekawa tematyka, jeszcze nie czytałam takiej :)
OdpowiedzUsuń