Autor
– Anna McPartlin
Tytuł
– Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu
Tytuł oryginału – Somewhere
Inside of Happy
Przekład
–Maria Zalewska
Wydawnictwo
HarperCollins Polska
ISBN
978-83-276-2071-2
Zerkam niespokojnie na widownię. Czy znajdę dość sił, by opowiedzieć ludziom o moim synu? Jeremy był dobrym, wrażliwym chłopcem, kochałam go tak, jak potrafią tylko matki. Mam poczucie winy, bo daleko mi do ideału.
Za długo tkwiłam w związku z jego ojcem-katem, który terroryzował mnie przez lata. Nie zawsze ogarniałam rzeczywistość, czasami przytłaczała mnie proza życia. Nie było łatwo mi pracować na dwa etaty, opiekować się chora matką, która przestała być sobą, i znosić zmienne nastroje nastoletniej córki. Ból po stracie syna nigdy nie zelżeje, ale wciąż mam dla kogo żyć. Co cię nie zabije, to cie wzmocni…
Mój syn umarł 1 stycznia 1995 roku. Minęło dwadzieścia lat, a ja stoję przed grupą obcych ludzi, by im o nim opowiedzieć. Głęboki wdech. Zaczynajmy.
Anna McPartlin
zainteresowała mnie w momencie mojego pierwszego spotkania z jej twórczością.
Po przeczytaniu Ostatnich dni Królika
ani na moment nie zawahałam się, aby poświęcić trochę czasu na jej kolejną
książkę. I nie pomyliłam się, gdyż powieść Gdzieś
tam w szczęśliwym miejscu robi niesamowite wrażenie, to historia, obok
której nie da się przejść obojętnie.
Maise Bean – matka,
Jeremi – syn, Valerie – córka i Bridie – babcia, to główni bohaterowie tej
opowieści. Maise ciągle zapracowana, samotnie wychowująca dwójkę nastolatków i
opiekująca się chorą na demencję matką. Kobieta, która przeszła w życiu tak
wiele złego, że spokojnie mogłaby obdzielić nim kilka osób. Traktowana jak
worek treningowy przez męża, w końcu znajduje w sobie dość siły aby go
zostawić. Dwunastoletnia Valerie, trochę krnąbrna dziewczynka, mająca zawsze
własne zdanie, słuchająca zbyt głośno muzyki i ubierająca się w czarne ciuchy.
Trochę trudna w obyciu nastolatka. Szesnastoletni Jeremi, stanowiący całkowite
przeciwieństwo swojej siostry. Mądry, odpowiedzialny, chłopak, na którego
zawsze, w każdej sytuacji liczyć. Babcia, która jest ogólnie złotą osobą, poza
coraz liczniejszymi momentami, gdy zamyka się
w swoim własnym świecie, nie poznając najbliższego otoczenia i rodziny.
Co ze mnie za matka. Maisie przez całe życie sobie coś wyrzucała. O wszystko się obwiniała, wszystkiego się wstydziła. Valerie i Jeremy nie mieli ojca i to ona musiała zadbać o to, żeby nie wyrośli na "typowe dzieci z rozbitego domu". Wiele o tym czytała i wiedziała, że panuje powszechna zgoda co do jednego: rozbity dom oznacza rozbite dzieci (...) Zbierało jej się na płacz, ale nie mogła dać nic po sobie poznać.
Jak widzicie sytuacja
tej rodziny nie jest do pozazdroszczenia. A wszystko staje na głowie, gdy
pewnej styczniowej nocy zaginął Jeremi. Ten odpowiedzialny chłopiec znika razem
ze swoim najlepszym przyjacielem Rave’em. Nikt nie ma pojęcia dokąd mogli się
udać w środku nocy dwaj nastolatkowie. Czas upływa i jest
go coraz mniej. Czy to możliwe, żeby chłopcy uciekli, a może stało się coś
innego, gorszego? W tym czasie Maisie zaczęła układać sobie życie na nowo. Czy to nie mógł być mniej sprzyjający moment?
Anna McPartlin potrafi
prowadzić czytelnika po stworzonym przez siebie świecie. Nic w jej książkach nie
jest idealne, zawsze coś zgrzyta. Jak nie choroba głównej bohaterki [Ostatnie dni Królika], to demencja,
kłopoty z przystosowaniem, przemoc w rodzinie i ciągle nurtujący i wstydliwy
temat odmienności seksualnej. McPartlin wie, jak napisać, aby było mądrze,
interesująco, intrygująco, czasem bardzo poważnie, a chwilami śmiesznie.
Maisie nic nie mówiła. Czuła teraz tylko strach, który bulgotał jej w głowie. Na pewno został porwany przez jakiegoś psychopatę. Albo wpadł do rzeki. Uciekł dlatego, że poszłam na randkę z Fredem. A jeśli jest ranny i nie może wrócić do domu? O Boże, pewnie przetrzymuje go ojciec!
Otrzymując Gdzieś w szczęśliwym miejscu wiedzcie, że dostajecie w swoje ręce naprawdę kawał przyzwoitej literatury przy której bardzo
miło upływa czas. To nie jest książka z tych, których akcja gna naprzód, na łeb
na szyję; nikt nie goni postaci z wycelowanym w głowę pistoletem. Jednak akcja
powieści, mimo iż jest prowadzona może trochę sennie, porywa i trzyma w
niepewności. Gdybym mogła wyrazić życzenie, to tego typu książki chciałabym
czytać częściej. W mój gust literacki wpisuje się doskonale i w moją
subtelność i wrażliwość.
Jak w przypadku
pierwszej powieści McPartlin, tak i w tej dużą rolę odrywa miłość i jak sobie z
nią radzić. Nie jest to książka dla każdego, ale uważam, że zmiękczy niejednego
twardziela i poruszy najgłębiej skrywane pokłady naszej wrażliwości. Dajcie
szansę tej powieści. Spróbujcie zrozumieć i odczuwać emocje kierujące
bohaterami. Ponieście się niepokojowi, napięciu i strachowi. Ja rekomenduję tę książkę
każdemu – Polecam gorąco i życzę miłej lektury.
Śmierć mojego syna była straszliwym wypadkiem, ale do tego wypadku doprowadziło wielu ludzi. Ludzi takich jak ja albo niektórzy z was.(...) Ludzi, którzy współczują homoseksualisto, strasznego życia - ale to straszne życie wynika właśnie z tego, że ktoś im współczuje (...) Nikt nie powinien być obywatelem drugiej kategorii ze względu na swoją płeć albo orientację seksualną. Homoseksualiści nie mogą budzić w nas strachu. Właśnie stad bierze się cały ten ból. Właśnie tak rodzi się piekło.
Dziękuję
Książka bierze udział w
wyzwaniach:
52/2016 – 130/52, Cztery
pory roku, Grunt to okładka, Historia z trupem, Olimpiada czytelnicza, Kiedyś
przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Pod hasłem 2016, Przeczytam 100
książek w 2016 roku – 130/100. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,6 = 9,7 cm,
Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata - Irlandia
Przekonałaś mnie! Nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki, ale ta zapowiada się dobrze :)
OdpowiedzUsuńWcześniejsza, o której wspomniałam też jest bardzo dobra. Polecam :)
Usuń