poniedziałek, 28 marca 2016

Niezawinione śmierci - William Wharton

Autor – William Wharton
Tytuł – Niezawinione śmierci
Tytuł oryginału – Wrongul Deaths
Przekład – Janusz Ruszkowski
Dom Wydawniczy REBIS
ISBN 83-7120-673-9

Niezawinione śmierci to powieść autobiograficzna, w której William Wharton opisał przeżycia związane z tragiczną śmiercią swojej córki, zięcia i dwóch wnuczek. Autor dzieli się z czytelnikami rozpaczą, gniewem i poszukiwaniem sprawiedliwości. Jest to opowieść o afirmacji życia, które niesie ze sobą radość miłości i ból rozstania, i o pogodzeniu się ze śmiercią, o duchowej przemianie i głębokim zrozumieniu naszych zmagań z codziennością.
Te kilka zdań wystarczyłoby za całą recenzję. Muszę przyznać, że bardzo trudno jest mi pisać o tej książce. Równie trudno było mi ją czytać. Nie dlatego, że jest napisana źle, czy jakimś trudnym do zrozumienia językiem. Czytało mi się ją trudno dlatego, ponieważ jest bardzo osobista i każda emocja, wyzierająca z tej historii, mocno mnie dotykała, mimo że nigdy nie przeżyłam takiej tragedii. I obym nigdy nie musiała…

Powieść podzielona została na trzy części, a każda z nich jest opowieścią o czymś innym. Pierwsza, Kate, pokazuje nam jaką kobietą była pierworodna córka Whartona. Jak cudowną i kochającą była matką i córką. Jest napisana z punktu widzenia Kate i to ona jest narratorką. W skrócie opowiada o swoim życiu. O trudnych wyborach, nieudanym małżeństwie, trudnościach i w końcu o odnalezienie szczęścia, którym stał się drugi mąż Bert. O narodzinach dwóch cudownych istot, ich córeczek. Aż do momentu gdy ich szczęśliwe życie zostaje gwałtownie przerwane.
Zgromadziłem tyle pierwszo-, drugo- i trzeciorzędnych dowodów, ile potrafiłem. Żywię nadzieję, że wydarzenia tu opisane nigdy już się nie powtórzą. Nie oczekuję ani nie proszę, żebyście wy, czytelnicy, dali wiarę temu niezwykłemu objawieniu, które zostało mi udzielone. Opowieść o nim stanowi tylko fragment całości tego przerażającego, iście diabelskiego doświadczenia.
Druga, Will, skupia się na otrzymaniu wiadomości o tragedii i o przeżywaniu na swój sposób żałoby. Tutaj Wharton jest narratorem i opisuje reakcję swoją i innych osób po wypadku. Tę część najbardziej się przeżywa. Czytałam ze ściśniętym gardłem, bo łzy zbierały mi się w oczach. Żałoba i pogrzeb. Dwie duże trumny i dwie maleńkie, a w nich szczątki ofiar, które jeszcze niedawno były kochanymi i szczęśliwymi osobami.

W trzeciej części, Ugodzie, William Wharton opisuje walkę z wymiarem sprawiedliwości. Czytając Ugodę zaciskałam pięści, byłam po prostu sfrustrowana i wściekła. To właśnie ta część wywołuje największe emocje, które targają czytelnikiem podczas lektury. Jesteśmy równie bezsilni i bezbronni, jak autor tej książki. Bezduszne i nieczułe sądownictwo, które opiera się nie na ludzkim życiu, tylko na kolejnych bezsensownych paragrafach.
Nie chciałem, aby moja książka stała się książką zażaleń, z wyjątkiem sytuacji, kiedy było to konieczne dla objaśnienia konkretnych wydarzeń i związanych z nimi przeżyć. Zdaję sobie sprawę, że każdy rodzaj międzyludzkiej komunikacji jest ułomny. Nawet jeżeli próbujemy powiedzieć prawdę.
Uważam, że nie da się ocenić takiej powieści. Wharton zostawił w niej zbyt dużo z siebie.  Niektórzy zarzucają mu brak empatii i emocji. Nie zgadzam się z tym. Czułam, jakby prawie każde zdanie krzyczało do mnie ze stron tej książki. Każdy z żałobą radzi sobie inaczej. Ta powieść, moim zdaniem, stała się rodzajem terapii, którą Wharton sam sobie zafundował. Mam nadzieję, że to poskutkowało.

Niezawinione śmierci to książka mądra, ważna i budząca skrajne emocje, od żalu do wściekłości. To moja druga powieść Whartona i druga, która wstrzeliła się w mój gust czytelniczy i moją estetykę. Powieść jest napisana świetnie, czyta się rewelacyjnie i mimo bardzo trudnego tematu, bardzo szybko. Gorąco polecam nie tylko miłośnikom prozy Williama Whartona.

Książka bierze udział w wyzwaniach:

3 komentarze:

  1. Na pewno z czasem po ten tytuł sięgnę, bo wydaje się jak najbardziej wart dania szansy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli dobrze pamiętam to czytałam ten tytuł, ale to było bardzo dawno... liceum albo studia, wtedy miałam ciąg na Whartona i przeczytałam chyba 3 jego książki, ale pamięć mnie zawodzi, wtedy nie miałam bloga, by zapisać np. emocje

    OdpowiedzUsuń