Ernest Hemingway
Pożegnanie z bronią
A Farewell to Arms
Przeł. Martyna Tomczak
Wydawnictwo Marginesy
ISBN 978-83-67674-23-2
Czy pisarz może wziąć i zdezerterować, pozostawiając swoich bohaterów trochę samopas, niemających wiele więcej ponad luźny plan działania? Podczas czytania Pożegnania z bronią momentami odnosiłem takie wrażenie, że postaci improwizują lepiej lub gorzej przypisane im role, powtarzając te kwestie, które zostały wcześniej napisane i zdążyły się ich wyuczyć na pamięć. A jednak gdzieś tam jest wojna i gdzieś tam jest miłość, obie uderzające gwałtownymi falami w czytelnika. Tylko mnie jakoś mało to wszystko obeszło, a przecież się to wszystko składa w całość, ma sens, niesie przesłanie.
Na początku miejmy na uwadze, że Hemingway podczas I wojny światowej zgłosił się, mając ledwie 18 lat, na ochotnika do Czerwonego Krzyża i działał w ostatnim okresie I wojny światowej jako kierowca ambulansu. Po kilku miesiącach służby, która odarła chłopaka ze złudzeń o jakiejkolwiek chwalebności wojny, został ciężko ranny w obie nogi i spędził kolejne pół roku w szpitalu wojskowym. Podobne doświadczenia dotykają amerykańskiego porucznika służącego w armii włoskiej, Frederica Henry’ego, głównego bohatera Pożegnania z bronią. Henry jako porucznik w jednostce ambulansów przebywa głównie na tyłach, oddając się rozmowom w kantynach, pijatykom i kobietom. Podczas służby poznaje brytyjską pielęgniarkę, Catherine, z którą wchodzi w bliższą relację. Kiedy wyrusza na front, szybko zostaje poważnie ranny i, podobnie jak sam Hemingway, spędza kilka miesięcy w szpitalu. Tam jego romans z Catherine przeradza się w związek itd.
Pożegnanie z bronią zostało uznane za jedną z ważniejszych powieści o wojnie, choć wojny w niej naprawdę niewiele. Albo inaczej, nie ma w niej wojny w taki sposób, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Można odnieść wrażenie, że toczy się ona gdzieś obok – tam za rzeką, za tą górą, po drugiej stronie doliny – ale nie widzimy jej bezpośrednio prawie wcale. Kiedy Hemingway przenosi czytelnika wraz z bohaterem bliżej wydarzeń frontowych, można dostrzec, że wojna dotyka tenente i jego bliskich rykoszetem, odłamkiem.
Jeśli dobrze pamiętam, Charles Bukowski, który bardzo poważał Hema i jego twórczość, uznał tę powieść za dość infantylną i szmirowatą – co oczywiście jest oceną brutalną i dość niesprawiedliwą. Niemniej sądzę, że jest w tym trochę racji. Jestem przekonany, że kilka lat temu Pożegnanie z bronią uznałbym za coś większego, ważniejszego. Teraz wydaje mi się, że Hemingway za dużo przy niej majstrował, za bardzo się starał być Hemingwayem – podobno powieść była przepisywana ponad trzydzieści razy, a zakończenie miało 47 alternatyw. W tym wszystkim więcej znajduję stylizacji i maniery niż prawdy, którą mógł z tej historii wydobyć. Dlatego bez liku znajdziemy mocnych fraz i świetnych scen, ale całość ma bardzo widoczne szwy.
Hemingway w tej odsłonie na pewno nie stanie się moim ulubieńcem, wolę go zdecydowanie w Paryżu, Hiszpanii albo na morzu. Ale powieść powieścią, a przekład przekładem i tutaj głęboki ukłon w stronę Martyny Tomczak, bo jej wersja hemingwayowskiej frazy wydała mi się niemożliwie hemingwayowska. No i oczywiście piękny jest ten projekt graficzny Anny Pol, nie tylko ten tom, ale cała seria prezentuje się fenomenalnie.
niehalo
Dziękuję
"Pożegnanie z bronią" do kupienia na Bonito
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam 120 książki w 2023 roku – 60/120; Mierzę dla siebie – 3,4 cm; 380 stron; Odczarujmy półki – książki wydane w 2023 roku; Trójka e-pik – kwiecień – zielono mi; Wielkobukowe bingo – powieść amerykańska; Wielkobukowe alfabetyczne bingo – P; Wielkobukowe okładkowe bingo – książka z zieloną okładką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz