Marilynne Robinson
Gilead
Przeł. Witold Kurylak
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
ISBN 978-83-8295-027-4
Czy literatura ma moc wychowywania?
Świadomy bliskości własnego końca, stary pastor John Ames spisuje list do swojego młodego syna. List, w którym chce mu przekazać historię jego rodziny, ale także całą swoją mądrość. Marilynne Robinson stworzyła tetralogię opowiadającą o tych samych ludziach i wydarzeniach, lecz obserwowanych przez różne postaci. Tytułowy Gilead to niewielkie, powoli umierające miasteczko w stanie Iowa, które służy autorce do opowiedzenia o kilku pokoleniach Amerykanów, mniej więcej od wojny secesyjnej do lat sześćdziesiątych XX wieku – jakieś sto lat. Pastor Ames opowiada synowi o ich rodzinie, wraca wspomnieniami do charyzmatycznego i zdziwaczałego dziadka, do własnego ojca i swojego życia.
Robinson, wywodząca się z kalwińskiej myśli duchowej, podobnie jak Barack Obama, w swojej nagrodzonej Pulitzerem powieści daje wyraz tej humanistycznej religijności, wplatając często własne spojrzenie na świat w poglądy pastora Amesa. Podczas czytania Gileadu trudno dopatrzyć się negatywnych cech narratora tej opowieści - jego przemyślenia i spojrzenie na innych ludzi jest pełne miłości i wyrozumiałości dla słabości. Pozostaje on także bardzo krytyczny w stosunku do siebie – wytyka sobie momenty, w których emocje wzięły górę nad rozsądkiem; widać, jak zależy mu na tym, by stanowić przykład dla wiernych. Jednego tylko nie potrafi wybaczyć bliźnim - pozostawienia dzieci, wyrzeknięcia się ich. W młodości Ames stracił żonę i córkę, a ta strata naznaczyła go bólem na długie lata – na tyle mocno, że nie potrafił cieszyć się radością innych rodziców. Tym bardziej wdzięczny jest za dar miłości i potomstwa w podeszłym wieku, na podobieństwo biblijnego Abrahama.
Tu znajduje się prawdopodobnie największa zaleta, jak i wada Gileadu, w zależności od tego, kto po książkę sięgnie. Powieść Robinson wypełniona jest nieśpiesznymi, teologicznymi rozważaniami; naprawdę wiele przeczytamy fragmentów dotyczących problemów wiary w Boga, jak i życia zgodnego z przykazaniami, często też Ames wraca do własnych kazań (a miał ich napisać dużo ponad 2000). Takich wyimków będzie w książce całe mnóstwo i nie wpływają one na przyśpieszenie tempa już i tak powolnej fabuły. Wydaje się jednak, że to nie o dynamikę ani rozwój wydarzeń w Gileadzie chodzi, że właśnie to przemyślenia głównego bohatera stanowią to, co ma być fundamentem wartości powieści. Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale dostrzegam podobieństwo w takim sposobie pisarstwa Robinson do tego, o czym wspominała Flannery O’Connor, czyli misteryjności prozy. I owszem, zdaję sobie sprawę, że nie tylko przez samo położenie geograficzne daleko Robinson do pisarzy Południa, lecz tajemnica ukryta w tekście, w historii jest istotą powieści umiejscowionej w małym miasteczku w stanie Iowa.
Dla polskiego czytelnika niezaznajomionego z historią Ameryki odbiór Gileadu może być w pewien sposób utrudniony. Realia amerykańskiej prowincji jednego z północnych stanów w latach sześćdziesiątych czy doświadczenie wojny domowej, działania ruchu abolicjonistycznego możemy sobie jedynie przekładać na wydarzenia z naszej historii na zasadzie niekonkretnych porównań oraz wyobrazić dzięki tekstom kultury; nie będzie to jednak nasze doświadczenie (nieważne, polskie czy europejskie). Gilead stanowi ważną amerykańską powieść i tam wybrzmiewać będzie zdecydowanie najmocniej, lecz jak na dobrą powieść przystało dotyka wielu płaszczyzn i parę z nich na pewno okaże się nam bliższe.
Robinson stworzyła piękny traktat o rodzicielstwie i człowieku. Ames w liście do syna pisze przecież o nieskończonym szczęściu płynącym z daru ojcostwa - możliwości obserwowania własnego potomka, jego dorastania, ale także wyobrażania sobie, jakim człowiekiem w przyszłości się stanie. Narrator wie, że śmierć zabierze go niebawem, więc list ma stać się ojcem na papierze, źródłem nauki i wychowania, kodeksem wartości i rodzinną księgą z przykładami. Ames w rzeczywistości pisze swoje najważniejsze kazanie, swoje opus magnum, które ma pozwolić synowi stać się dobrym człowiekiem.
Podobno kolejne trzy tomy są już bardziej przystępne - jeśli tak, to zdecydowanie się na nie pisze. Marilynne Robinson potrafi wspaniale składać zdania, a przekład Witolda Kurylaka pozwala się cieszyć ładną frazą autorki. Gilead daje asumpt do dyskusji nad rozumieniem religii i problemami Ameryki, stanowi także intelektualnie ciekawą powieść. Wydawnictwo obiecało, że kolejne tomy będą ukazywały się sukcesywnie, pozostaje zatem czekać. Na razie można projekt okładek całej tetralogii i wygląda to naprawdę zacnie.
niehalo
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam 120 książek w 2022 roku – 34/120; Mierzę dla siebie – 2,1 cm; 324 stron; Wielkobukowe bongo – świeżynka, książka nagrodzona, pierwszy tom serii; Wielkobukowe minibingo – świeżynka; Wielkobukowe okładkowe bingo – książka z minimalistyczną okładką; Wielkobukowe alfabetyczne bingo - G
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz