Denis Johnson
Szczodrość syreny
The Largesse of the Sea Maiden
Przeł. Krzysztof Majer
Wydawnictwo Karakter
ISBN 978-83-67016-30-8
Pewnie kilka razy pojawiało się już to pytanie, ale czy lubicie czytać opowiadania? Dla mnie są ważną i niezwykle cenną formą, w której autor musi zawrzeć wiele na niewielu stronach. W opowiadaniach można pozwolić sobie na eksperymenty, zabawę formą czy konwencją, na cokolwiek. Rzadko jednak zdarza mi się spotkać w zbiorach opowiadań więcej niż jedno na kilka, które miałyby w sobie błysk arcydzielności - a to kropla bezczelności osoby piszącej, a to poetycki, zwariowany, poszatkowany (etc.) język, a to koncept powalający na łopatki lub zakończenie będące szaleńczą woltą. No ale żeby w małym, liczącym raptem pięć opowiadań, znalazły się aż trzy skrzące się talentem, to już jest coś! Kawał był pisarza z tego Denisa Johnsona.
Szczodrość syreny wydana została w ubiegłym roku i stała się dużym wydarzeniem literackim – nawet pewien znany magazyn o książkach umieścił go na najwyższym stopniu podium w topce 2022. I chociaż książkę miałem jakoś niewiele od premiery, bo i ochota była wielka, to za dużo ochów się wylało i się trochę odechciało. Konfetti na szczęście opadło, a opowiadania znów zaczęły zachęcająco spoglądać preslejem z regału. Wcześniej czytałem Johnsona Sny o pociągach i nawet mi się ta książka podobała - trochę w klimacie Całego życia Seethalera (albo na odwrót, bo Johnson był pierwszy) - ale jak na opowiadanie był ten tekst za długi, rozwleczony, na powieść zbyt skrótowy, niepełny; niemniej czuć było dobry styl i solidny warsztat.
Johnson w Szczodrości syreny rozbija bank kapitalnymi pierwszymi zdaniami – poza epistolarnym Gwiezdnym Pyłem nad Idaho – po których nie sposób już odpuścić. Każde z nich wrzuca czytelnika w sam środek opowieści, radź sobie, przecież jesteś duży. A chociaż bohaterowie to mężczyźni, którzy są lub czują się przegrani i wspominają nie najlepsze momenty z życia - ach, ile tego już było - Johnson tak prowadzi historię, że ją kupujemy w całości, nawet jeśli jest dołująca, nieprawdopodobna albo całkowicie naciągana. Tytułowe opowiadanie jako aperitif skrzy się od drobnostek, które pozwalają zbudować tak wiarygodny świat przedstawiony, że trudno mi wierzyć, że to tylko fikcja (aż!). Później serwowane są kolejne dania, które smakują wystarczająco dobrze, że nie traci się apetytu na deser. A ten deser jest ogromny, to spécialité de la maison, Johnson wychodzi cały na biało z lśniącą paterą w ręce i zdejmuje pokrywkę, pod którą krył się Doppelgänger, Poltergeist, opowiadanie tak cudnie maniakalne i niedorzeczne, a jednocześnie przepełnione mistycyzmem, że żałujemy wchłonięcia wszystkich poprzednich tekstów, bo nie wiadomo, czy ten się cały w nas zmieści.
Zbyt często zdarza mi się mówić, że będę do jakiejś książki wracał - bo po prawdzie, to kiedy, ludzie by musieli przestać pisać nowe rzeczy. W tym przypadku jest jednak inaczej, wrócę na pewno do tych opowiadań, bo to kawał literatury w znakomitym przekładzie Krzysztofa Majera. Jak ochłonę po tym, wezmę się za Syna Jezusa.
niehalo
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam 120 książek w 2023 roku – 26/120; Mierzę dla siebie – 1 cm; 210 stron; Wielkobukowe bingo – książka poniżej 300 stron; Wielkobukowe alfabetyczne bingo – S
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz