piątek, 23 grudnia 2022

Opowiadanie w prezencie - niehalo

 

Opowiadanie w prezencie

Autor - nie_halo


Pisarz, jak zwykle, siedział przy swoim biurku w mieszkaniu przy Wyspiańskiego 12, czytając tego wieczoru powieść Edgara Alana Poe, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zdziwiony podniósł wzrok znad tekstu i spojrzał w stronę, z której niestosownie dobiegał dźwięk, jakby potrafił przez warstwy karton-gipsu i drewna dojrzeć stukającego. Było już grubo po dziesiątej, on niczego nie zamawiał ani nikt z jego nielicznych znajomych nie zapowiedział się z wizytą; sąsiadów nie miał, bo specjalnie kupił apartament w bloku, w którym znajdowały się jedynie lokale biurowe, gabinet stomatologiczny i sklep z ręcznie rzeźbionymi świecami z wosku czarnych pszczół.

Pisarz trochę się niepokoił, choć od ostatniego listu z pogróżkami dołączonego do zeszytu z przepisanym słowo w słowo rozdziałem jego ostatniej powieści minęło już kilka miesięcy. Jakiś frustrat rozpisał się na trzy strony o tym, że Pisarz był zwykłym złodziejem, a historia, która sprzedała się prawie w dwustu tysiącach egzemplarzy w ciągu jednego roku, czeka na serialową adaptację i lada moment ma się ukazać w tłumaczeniach na osiem języków, została wymyślona przez niego, czyli nadawcy listu, lata temu, czego dowodem miał być ów załącznik w postaci zeszytu. Nie była to jedyna sytuacja, kiedy Pisarz otrzymywał korespondencję z oskarżeniem o plagiat, ale ta ostatnia wiadomość wywołała nieprzyjemny dreszcz z uwagi na ostatnie zdanie: Odbiorę Ci wszystkie opowieści, nawet Twoją. Dlatego wstając z ulubionego Thoneta i kierując się w stronę drzwi, Pisarz stawiał kroki nad wyraz rozważnie.

Kamera nad wejściem przekazywała obraz na niewielki ekran przy drzwiach – na korytarzu nie było już nikogo, ale na wycieraczce leżała jakaś paczka. Wrodzona ciekawość pomogła przezwyciężyć strach i Pisarz zgarnął szybko niewielki pakunek, wrócił do gabinetu i położył go na biurku. Przyglądał się prezentowi owiniętemu w szary papier i przewiązanemu wstążką w odcieniu butelkowej zieleni ze złotą lamówką. Nie podejrzewał, by w środku była bomba albo jakaś zmyślna trucizna, w końcu nie był Salmanem Rushdiem; prędzej mógłby się spodziewać używanych majtek od psychofanki – raz już takie dostał i nawet zachował na pamiątkę. Ostrożnie odwiązał kokardkę i rozpakował zawartość. W środku znajdowały się list i książka, Opowieść Artura Gordona Pyma w dokładnie tym samym zabytkowym wydaniu z 1931 roku, które czytał tego wieczoru. Jedna ze stron okazała się zagięta, a kiedy Pisarz otworzył powieść, zamarł nagle zmrożony tym, co zobaczył. Była to bowiem strona, na której skończył czytać w momencie pukania do drzwi; co więcej, ołówkiem podkreślono zdanie, jakie także podkreślił parę chwil temu. Powiedzieć, że był skonfundowany, to nic nie powiedzieć. Drżącą ze zdenerwowania ręką chwycił kopertę i wyciągnął kartkę.

Nie potrafił racjonalne wyjaśnić, dlaczego po przeczytaniu wiadomości chwycił za telefon i zamówił ubera. Podczas oczekiwania na kierowcę, Wadim miał przyjechać szarą Skodą Fabią w ciągu 6 minut, Pisarz, stojąc na chłodzie w zdecydowanie zbyt krótkim i zbyt cienkim płaszczu, kilkanaście razy rozprostowywał i zgniatał kartkę, na której czytelnym, ale całkowicie nijakim charakterem pisma zostało zapisane “Jedź na dworzec autobusowy”. Tylko tyle, ani słowa więcej, nic. Uber podjechał punktualnie, Pisarz usiadł za kierowcą i nerwowo zaczął bębnić palcami o kolano. Wadim jechał szybko, nie przejmował się sygnalizacją świetlną, znakami czy innymi sugestiami drogowymi. Na szczęście drogi były niemal puste, co nawet mocno nie dziwiło z uwagi na wigilijny wieczór. Pisarz zauważył na siedzeniu pasażera swoją książkę Spowiedź konfidenta, uznał więc, że może zagaić rozmowę. Spytał, czy Wadimowi podoba się książka, na co ten burknął ze wschodnim akcentem, że ujdzie, bo język jest prosty i może trochę podszkolić polski. Pisarz nie chciał już rozmawiać z kierowcą, który ewidentnie nie znał się na literaturze. Popatrzył jeszcze raz na okładkę i aż przetarł oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Grafika się zgadzała, tytuł także, ale zamiast imienia i nazwiska Pisarza znajdowało się czyjeś inne, jakiegoś Johna Doe. Ten dzień był dla niego coraz dziwniejszy, zaczął się nawet zastanawiać, czy ktoś go nie próbuje sprankować. Niewątpliwie tak musiało być – pewnie to jego agent albo Marek z radia. Musi się trochę wyluzować; szkoda, że nie zdążył strzelić sobie drinka.

Wadim dojechał zadziwiająco szybko i nawet się nie rozbił, za co Pisarz nagrodził go sporym napiwkiem, w końcu stać go, a poza tym są przecież święta. Przed wejściem do hali dworca, przypominającą dość okazałe lotnisko, stał facet w wyświechtanych spodniach i lnianej koszuli ze sztalugą i malował coś z maniakalną zawziętością. Teraz Pisarz był już pewien, że jest wkręcany – na placu przed dworcem nie było żywej duszy, tylko szalony malarz, który pewnie spróbuje mu wcisnąć obraz albo zacznie go zamęczać jakąś ckliwą historią. Pomyślał, że najlepszym rozwiązaniem będzie bezpośredni atak. Podszedł do artysty, ukłonił się nisko i spytał, ile chce za obraz. Malarz zachowywał się jednak, jakby go nie zauważył ani nie usłyszał. Pisarz powtórzył pytanie, ale skutek był identyczny. Zamachał nawet przed twarzą starszego mężczyzny z długimi, podkręconymi wąsami a’la Salvador Dali, lecz ten nawet nie zamrugał, a jego oczy pokrywała mgła – dosłownie, zamiast tęczówki i źrenicy widać było kłębiącą się mgiełkę. Malarz ani na chwilę nie przerwał wykańczania obrazu. Pisarz spojrzał na płótno i zobaczył tam jedynie biel, wiele warstw bieli, które zdawały się poruszać, jakby patrzył na śnieżny krajobraz, nad którym unosiły się pasma mlecznobiałego dymu, rozwiewane ciągle przez delikatne porywy wiatru. Ze środka obrazu zaczął wyłaniać się kształt, od którego bił taki blask, że reszta dzieła wydała się nagle szara. Kształt powiększał się z sekundy na sekundę, aż można było zauważyć, że to tak naprawdę postać. Wyciągnęła przed siebie rękę z wyprostowanym, nienaturalnie długim palcem wskazującym na dworzec. Pisarz wgapiał się przerażony w obraz, kiedy poczuł szarpnięcie. To malarz ciągnął go za ramię i pokazywał mu, by wszedł do budynku, a nasz bohater wbrew sobie ruszył w kierunku obrotowych drzwi. Nie chciał tego robić, ale działała na niego jakaś siła nakazująca mu iść; przestał panować nad swoim ciałem, stał się marionetką w rękach ukrytego za kulisami lalkarza. Drzwi zbliżały się coraz bardziej, a dźwięk obrotowych skrzydeł przypominał szelest iglastych gałązek, nawet zapach przypominał sosnowy zagajnik.

Kiedy bramka wypluła go w środku okazało się, że Pisarz znalazł się na leśnej polanie, na końcu której stała największa choinka, jaką widział w życiu. Drzewo stanowiło jedyne źródło światła, jego gałęzie pokrywały tysiące lśniących zimno lampek i przezroczystych bombek z zamkniętą w ich wnętrzu mgłą. Czubek rozłożystej jodły znikał gdzieś w górze, niewidoczny dla Pisarza, który doszedł już tak blisko, że igły kłuły go delikatnie w czubek nosa. W tym momencie pojawiamy się my, narrator tej opowieści. Pisarz stoi bez ruchu, bo nie pozwalamy mu się już ruszać; biedak może tylko myśleć, ale nie powiemy wam o czym, żebyście nie mieli o nim złego zdania. W jego głowie odzywa się nasz głos:

- Witaj, Pisarzu, w skromnych progach naszej opowieści. Próbowałeś wynieść ponad innych i muza uśmiechnęła się do ciebie kpiąco, pozwalając ci ukraść jedną z naszych historii. Dobrze żyłeś dzięki niej, zyskałeś sławę i pieniądze, stałeś się wreszcie kimś po latach wydawania podrzędnych powieści, których prawie nikt nie czytał. Postanowiliśmy jednak zamiast cię ukarać, dać ci prezent, przecież mamy święta. Oto nasz upominek: twoja własna historia, krótkie średnio trzymające się kupy opowiadanie, które właśnie zbliża się nieubłaganie do końca. Wesołych świąt, Pisarzu!

Ze szczytu drzewa zaczęła spływać gęsta mgła, która rozstąpiła się przed Pisarzem, a u góry pojawiła się olbrzymia, niewyobrażalnie biała postać wyciągająca rękę w stronę naszego bohatera…

Tu historia się urywa i każdy może dopisać swoje zakończenie. Życzymy Wam wszystkim spokojnych świąt, spędzonych w gronie najbliższych ludzi. Niech będzie to czas odpoczynku, dobrego jedzenia i przyjemności. Wesołych świąt!

monweg i niehalo

2 komentarze: