Marieke Lucas Rijneveld
Mój mały zwierzaku
Mijn lieve gunstelig
Przeł. Jerzy Koch
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-07653-8
Jak często zdarza się Wam czytać książki tak uwierające podczas lektury, że ma się ochotę je odłożyć? Z uwagi na to, że lubię literaturę poruszającą tematy trudne, kontrowersyjne i bolesne, bo często przekraczane są w niej granice, a to świadczy dla mnie o twórczej odwadze, a także często o jakości książki. Kiedy w ubiegłym roku czytałem Niepokój przychodzi o zmierzchu Marieke Lucasa Rijnevelda, debiutancką powieść młodej osoby piszącej, to ten niepokój faktycznie cały czas mi towarzyszył, a styl pisania okazał się tak brawurowy, jak opisywali pierwsi recenzenci. Po takiej burzy trudno powtórzyć takie wrażenie na czytelniku drugą książką, ale Rijneveldowi się udało, choć tym razem to już nie niepokój, a całkowity brak komfortu, mieszanka zdenerwowania, strachu i obrzydzenia. A jednak, Mój mały zwierzaku okazuje się powieścią, której nie sposób przestać czytać - czułem się winny, ale zupełnie nie w sposób znany z guilty pleasure, ale czytałem do samego końca.
Książka Rijnevelda ma w sobie kilka elementów, które rozwaliły dla mnie system i literacko powaliły na łopatki. No to tak...
Po pierwsze, tempo. Zawrotna prędkość wyrzucanych przez narratora słów, myśli przedzielonych jedynie przecinkami lub średnikami, niemożność zatrzymania się choćby na moment podczas tego monologu, co nie pozwala przez długie linijki tekstu wynurzyć się na powierzchnię tego strumienia świadomości, żeby złapać oddech; to czytelniczo przydusza i jednocześnie sprawia, że zaczynamy widzieć świat przedstawiony jak przez mgłę, bo wydaje się, że ciągle i ciągle przyśpieszamy i wszystko zaczyna się rozmazywać, więc kontury wydarzeń, postaci i wspomnień się zacierają, zlewają w jeden obraz, z którego musimy wyłowić poszczególne elementy, by nie zgubić sedna; i tylko pozostaje oczekiwać, aż narrator w tym pędzie na chwilę się zwolni, mając nadzieję, że on w swojej ekscytacji złapie zadyszkę.
Po drugie, co wynika z pierwszego, narracja. Bo, jak wspomniałem, narrator zalewa nas tym rwącym nurtem myśli. Całość ma charakter niemal konfesyjny, to opowieść o skrzywdzonym człowieku, który w dorosłym życiu też będzie krzywdził; stanowi jednocześnie przyznanie się do winy oraz wyznanie miłości. Miłości trującej, niszczącej, której nie powinno być. Narratorem jest pięćdziesięcioletni Kurt, wiejski weterynarz, opowiada o fascynacji swoją czternastoletnią “ulubienicą” - to dziewczyna wyjątkowo samotna, uciekająca do świata dziwnych imaginacji, będąca jednocześnie nad wyraz dziecięco naiwna i dojrzale wrażliwa. W fantazjach zmienia swoją postać, marzy o lataniu, fascynuje się Hitlerem i Freudem, mieszka w tekstach piosenek i jest pewna, że to ona wbiła się podczas lotu w jedną z bliźniaczych wież jedenastego września. Jej nieprzystawalność w grupie i brak zainteresowania w domu ogarniętym żałobą sprawiają, że nastolatka łatwo zbliża się do narratora, który poświęca jej uwagę i czas. Mężczyzna skraca powoli dystans, ledwie mogąc powstrzymać pożądanie; manipuluje dziewczyną, wykorzystując swoją pozycję i dając jej poczucie bezpieczeństwa.
Po trzecie, język. Rijneveld czuje stworzone przez siebie postaci, stosuje słownictwo, porównania i metaforykę dostosowane do ich doświadczeń oraz wiedzy. I coś jest w tym języku, że odczuwamy dystans, oddala nas od tego, co się faktycznie dzieje. Weterynaryjna nomenklatura, cytaty z piosenek i literatury usypiają czujność, tworząc bezpieczną warstwę, pod którą mieści się koszmarna rzeczywistość. Osoba autorska pozbawia złudzeń, odrzucając swoisty urok lolity – jak mi się wydaje, nie stanowi to jednak gry z tym modelem postaci, tylko przedstawienie go bez pudru. Odbiór powieści nie byłby nawet w połowie tak wyrazisty, gdyby nie wyśmienity przekład Jerzego Kocha, który oddał złożoność języka i zawrotność tempa.
Mój mały zwierzaku jest książką trudną w odbiorze i emocjonalnie wyczerpującą. Sprzeczność uczuć podczas lektury, a także zaburzenie chronologii wraz z rozmyciem granic snu i jawy sprawiają, że można się w tej opowieści zagubić. Mam tylko prośbę, pamiętajcie o swoich nerwach, zanim sięgnięcie po tę książkę, bo jestem pewien, że zaburzy Wasz spokój.
niehalo
Dziękuję
"Mój mały zwierzaku” do kupienia na Bonito
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam 120 książek w 2022 roku – 99/120; Mierzę dla siebie – 3,1 cm; 360 stron; Wielkobukowe bingo – świeżynka; Wielkobukowe minibingo – świeżynka; Wielkobukowe okładkowe bingo – na okładce zwierzę; Wielkobukowe alfabetyczne bingo - M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz