Monika Białkowska
Nawet jeśli umrę w drodze
Twarzą w twarz z uchodźcami
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
ISBN 978-83-8295-021-2
Trzy miesiące, podróż przez cztery kraje, spotkania z ludźmi dziesięciu narodowości. Wszystko po to, żeby zrozumieć motywacje, lęki i nadzieje tych, których nazywamy uchodźcami. Ostatecznie zaś po to, aby odkryć, że próby zatrzymania ruchów migracyjnych skazane są na porażkę. Nawet jeśli mogą umrzeć w drodze – będą iść. Będą iść – tak samo jak my kiedyś szliśmy.
Ta książka trafiła w moje ręce w idealnym momencie. Teraz, gdy ruch migracyjny ze wschodu nasilił się, dobrze byłoby zrozumieć ideę uchodźstwa. Reportaż Moniki Białkowskiej otwiera nam oczy na ten problem. Pokazuje nam, żeby w uchodźcy zobaczyć człowieka. Człowieka, który za wszelką cenę chce żyć w miarę normalnie, jeśli jest to w ogóle możliwe.
Nasza historia to historia uchodźstwa, rozłożona w latach, powtarzająca się. Powinniśmy bardzo dobrze zrozumieć bohaterów tego reportażu. Uciekaliśmy przed wojnami, przed okupantem, przed ustrojem. Szukaliśmy spokoju i azylu w innych krajach. Na całym świecie migrantów i uchodźców jest mnóstwo. Potrzebują pracy, dachu nad głową, potrzebują pomocy. Niejednokrotnie wszystko, co mają do zaoferowania by wyjechać ze swojego kraju to własne organy, a ci, którzy „pomagają” nie wahają z nich skorzystać.
Autorka w reportażu Nawet jeśli umrę w drodze zabiera nas do Aten, Włoch, Szwecji i Polski (Oława, Podlasie, Gdynia). Na tych przykładach (tak sądzę) możemy zbudować mapę migracyjną na całym świecie i myślę, że prawie każdy uchodźca będzie wyglądał na niej podobnie i myślał tak samo. Będzie miał w sercu ciągle swój kraj, w którym dla niego nie ma już miejsca. Białkowska opisuje dramat ludzi pozbawionych wszystkiego i zdanych na łaskę i niełaskę innych (obcych).
Nie jest to łatwa lektura, zwłaszcza teraz, gdy widzimy co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Gdy trwa wojna, którą oglądamy na własne oczy, a nie tylko słuchamy słownych przekazów, nie czytamy o tym w książkach. Widzimy codziennie spadające bomby, uciekających ludzi, płaczące dzieci, śmierć… Już nie dziwimy się, że uciekają. Coraz więcej osób otwiera swoje domy, aby przyjąć pod swój dach matki z dziećmi. Uważam, że po przeczytaniu tej książki ta pomoc byłaby jeszcze większa.
Ucieknę stąd. Ucieknę przed śmiercią. Przyjdę do ciebie, nawet jeśli umrę w drodze. Bo umieranie w drodze do ciebie jest lepsze niż życie w moim kraju.
Jakże smutne są te słowa. Wyciskające łzy. Ale taki obraz właśnie się wyłania po przeczytaniu reportażu. Nie ma strachu przed śmiercią jako takiego. Jest tylko wybór, jak umrzeć. Twój wybór. Lepiej umrzeć uciekając, bo chociaż dajesz sobie jakąś szansę, niż tkwić w miejscu i tak czekając na nieuniknione. Jestem bardzo ciekawa ilu z was podjęłoby taką decyzję. Kto odważyłby się zostawić wszystko i ruszyć w nieznane, kompletnie nie zdając sobie sprawy, co go czeka na końcu tej drogi, zakładając, że w ogóle będzie jakiś koniec.
Nawet jeśli umrę w drodze Moniki Białkowskiej to bardzo dobra,ważna pozycja i polecam nie tylko wielbicielom reportaży; nie tylko zainteresowanym problemem z uchodźcami. Bo tak naprawdę to nie jest książka o uchodźcach, moi kochani. To jest książka o ludziach różnej narodowości, których łączy jedno – ucieczka. A może nie. Łączy ich jeszcze coś – chęć przetrwania.
monweg
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Przeczytam 120 książek w 2022 roku – 44/120; Mierzę dla siebie – 2,6 cm; 336 stron; Wielkobukowe bingo – książka polskiej autorki, świeżynka, reportaż; Wielkobukowe minibungo – świeżynka, tytuł na „N”; Wielkobukowe okładkowe bingo – okładka ze zdjęciem; Wielkobukowe alfabetyczne bingo - N
Bardzo aktualna tematyka i niezwykle trudna.
OdpowiedzUsuńTak, wciąż bardzo aktualna. I w sumie to jest smutne. Nic się nie zmienia. Nie uczymy się na własnych błędach.
Usuń