Autor
– Dennis Lehane
Tytuł
– Wyspa skazańców
Tytuł
oryginału – Shutter Island
Przekład
– Sławomir Studniarz
Wydawnictwo
Świat Książki
ISBN
83-7391-269-X
Odosobniona wyspa Shutter
Island. To tutaj na mrocznym kawałku lądu mieści się szpital dla obłąkanych przestępców
Ashecliffe. Wyspa i znajdujący się na niej szpital stają się miejscem wydarzeń tej powieści.
Szeryf federalny Teddy Daniels i jego partner Chuck Aule przyjeżdżają, by
przeprowadzić dochodzenie w sprawie ucieczki jednej z pacjentek szpitala,
Rachel, niebezpiecznej morderczyni. Od
początku wiadomo, że szpital i bohaterowie tej książki kryją niejedną
tajemnicę. Nasuwa się pytanie, czy śledczy przyjechali tylko po to, aby
odnaleźć zaginioną, a może będą chcieli sprawdzić pogłoski o szpitalu. Pogłoski
o przeprowadzaniu na pacjentach niedozwolonych doświadczeń lekarskich.
Nie odwiedzałem tej wyspy od ponad dwudziestu lat, ale Emily powiada (czasami żartem, czasami nie), że ma wątpliwości, czy w ogóle stamtąd wyjechałem. Kiedyś oświadczyła, że czas to dla mnie nic innego jak ciąg zakładek, za pomocą których przemieszczam się tam i z powrotem po księdze życia, powracając raz po raz do pewnych wydarzeń, wskutek czego, zdaniem moich bardziej przenikliwych kolegów, wykazuję wszelkie znamiona klasycznego melancholika.
Podczas śledztwa, dość, że
policjanci nie rozwiązują zagadki, to jeszcze mnożą się wciąż nowe pytania.
Przecież niedorzeczne jest to, że pacjentka uciekła z wyspy i do tego boso. Im
gliniarze wydają się bliżsi prawdy, tym bardziej im się ona wymyka. Zaczyna
ogarniać ich przeczucie, że nigdy nie uda im się opuścić przeklętej wyspy. A
tymczasem odpływa ostatni prom… A może ktoś tylko próbuje ich doprowadzić do
szaleństwa. Jeśli tak, to dlaczego i jaki ma w tym cel?
Chodzi o to, aby zagmatwać. Oszołomić słuchacza, aż w końcu uwierzy, bardziej wyczerpany niż przekonany. Proszę teraz pomyśleć, że okłamuje pan samego siebie. Tak jest w przypadku Rachel. W ciągu tych czterech lat nawet nie przyjęła do wiadomości, że przebywa w szpitalu. W swoim mniemaniu wciąż mieszkała u siebie w Berkshire, a nas traktowała jak przychodzących do jej domu dostawców, mleczarzy, listonoszy. Opierała się rzeczywistości i siła woli, niczym więcej, umacniała swoje mrzonki.
Wyspa
skazańców to nie jest moje pierwsze spotkanie z prozą Dennisa
Lehane’a. Przyznaję, że jak do tej pory każda z jego książek pozostawiła w
mojej pamięci niezatarty ślad. Kilka z jego powieści doczekało się ekranizacji,
między innymi właśnie ta opisywana przeze mnie książka. Jak wielkie było moje
zdziwienie, gdy przeczytałam tytuł filmu. Wyspa
tajemnic brzmi w moich uszach raczej jak tytuł filmu przygodowego, a nie
thrillera, którym niewątpliwie jest.
Trzymałem ją w ramionach(...). Tego ten świat dać mi nie może. Ten świat na każdym kroku usiadania tylko człowiekowi jego ubóstwo, przypomina mu, czego nie ma, czego nigdy nie posiądzie i co utracił, nie zdążywszy się tym nacieszyć.
Mieliśmy razem doczekać starości. Zostać rodzicami. Spacerować wśród starych drzew. Chciałem patrzeć, jak czas żłobi bruzdy na twojej twarzy, śledzić pojawienie się każdej zmarszczki. Nie było nam to pisane.
Trzymałem ją w ramionach (…), i gdybym miał pewność, że wystarczy tylko umrzeć, żeby znów wziąć ją w ramiona, bez wahania przystawiłbym sobie lufę do skroni i pociągnął za spust.
Wyspa
skazańców to niesamowicie dobry thriller psychologiczny. Budzi
niepokój, rozdrażnienie i nerwowość. Przynajmniej ja tak odczuwałam podczas
lektury. Nie może mi wyjść z głowy kreacja Leonardo Di Caprio. Jego Teddy
Daniels był po prostu genialny i nie jestem w stanie myśleć o tym szeryfie
inaczej. Dla mnie już zawsze będzie miał twarz Leo. Nie umniejszam, broń Boże,
roli Marka Ruffalo odtwarzającego rolę jego partnera, Chucka. Tak książka, jak
i film powodują, że pocą się ręce, a w głowie kotłują się myśli.
Udało mi się to stworzyć cos naprawdę cennego. Ale cenne osiągnięcia mają to do siebie, że mało kto ze współczesnych potrafi się na nich poznać. Każdy chce efektów widocznych od razu. Zmęczeni jesteśmy lękiem, zmęczeni smutkiem, zmęczeni bezsilnością, zmęczeni samym zmęczeniem. Marzy nam się, żeby znów było jak za dawnych lat, chociaż nawet ich nie pamiętamy, a przy tym, paradoksalnie, na łeb, na szyję przemy w przyszłość. A cierpliwość i wyrozumiałość pierwsze padają ofiarami postępu. To żadna nowość. Taka jest i była kolej rzeczy.
Dennis Lehane jest jednym
z moich ulubionych autorów powieści sensacyjnych. Wyspą skazańców utwierdził mnie w przekonaniu, że postawiłam na
właściwego konia… pisarza. Ta powieść to, jak wcześniej napisałam, thriller
(dreszczowiec), a od tego gatunku oczekuję dreszczu emocji, cierpnięcia pewnych
części ciała i ciar na plecach. Wszystko to staje się zasługą genialnie
napisanej książki. Jest mroczno, posępnie i przygnębiająco. Klimat niesamowicie
ponury, mnożące się tajemnice i zakończenie powodujące ból głowy. Polecam, bo
tę książkę trzeba koniecznie przeczytać.
Książka bierze udział w
wyzwaniach:
52/2016 – 48/52, Czytam zekranizowane książki, Historia z trupem, Klucznik, Kryminalne wyzwanie, Motyw zdrady w literaturze, Najpierw książka, potem film, Pod hasłem 2016, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 48/52, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 1,8 = 32,5
cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Stany zjednoczone, Wielkobukowewyzwanie, Wyzwanie biblioteczne – wariant II
Skoro Twoim zdaniem Wyspa skazańców to niesamowicie dobry thriller psychologiczny, to ja muszę koniecznie go poznać, tym bardziej, że fabuła brzmi naprawdę obiecująco.
OdpowiedzUsuńNaprawdę niesamowita książka. Szczerze polecam :)
UsuńZgadzam się w zupełności! Świetnie ujęłaś to, co w tej książce szczególnie robi wrażenie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń