Autor
– Renata Kosin
Tytuł
– Sekret zegarmistrza
ISBN
978-83-240-4099-5
Lena mieszka w odziedziczonym po przodkach dworku na Podlasiu. Rytm jej życiu nadaje tykanie starych zegarków, pamiątek po dziadku zegarmistrzu. Spokojne życie niespodziewanie nabiera barw, gdy Lena odkrywa pewne znalezisko – nadpalony dziennik z 1884 roku.
Każda rodzina ma swoje sekrety, które czekają, by je odkryć.
Bujany
na Podlasiu stały się sceną nowej książki Renaty Kosin. Stary dworek, przekazywany
z pokolenia na pokolenie w rodzinie Leny, teraz należy do niej. Dom z duszą,
jak wiele innych wiekowych budynków, w którym mieszkają wspomnienia wszystkich
wcześniejszych jego mieszkańców. Dom, który żyje tykającymi zegarami i
zegarkami, należącymi do zmarłego dziadka kobiety. To właśnie zegarki stały się
dla Leny inspiracją do tworzenia oryginalnej i niebanalnej biżuterii.
Dźwięki zlały się w jedno brzmienie przypominające grę setek świerszczy. Cykanie, tykot, szelest, szmer i stukot. Szum dziesiątek balansów, kół wychwytowych, inka bloków i kotwiczek. Setek trybików i trybów wprawianych w ruch przez porządnie naciągnięte sprężyny zwinięte w kształt ślimaków (…) Wszystko razem i jednocześnie każde z osobna, jakby domagając się odrębnej uwagi. Miła dla ucha kakofonia, która nigdy nie milkła dzięki kluczykom, szyszkom na długich łańcuchach i koronkom w ręcznych mechanizmach czasomierzy.
Sekret zegarmistrza jest nieszablonową powieścią. Znajdziemy
w niej sagę rodzinną, powieść obyczajową, trochę historii i wątku kryminalnego.
Całość prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Historia przedstawiona w książce sięga
drugiej połowy XIX wieku. To wtedy postawiono dom i z tego okresu pochodzi
pamiętnik, który Lena znajduje w trakcie remontu. Nadpalony dziennik i jego dzieje
zaprowadzą Lenę aż do Prowansji. Przy okazji kobieta odkryje rodzinne sekrety
skrywane przez lata.
Sam zegarmistrz, gdy byłam dzieckiem, kojarzył mi się
po trosze z czarodziejem. Bo przecież w tym zawodzie jest trochę magii. Miałam
takiego zaprzyjaźnionego pana niedaleko swojego domu. Chodziłam tam, oglądałam
zegary i zegarki, które ludzi przynosili do naprawy. Przyglądałam się jak
dostają swoje kolejne życie, jak ich delikatne mechanizmy zaczynają znów ożywać.
Czyż to nie jest magiczne. Tyle delikatnych „instrumentów” w jednym maleńkim urządzeniu.
Niesamowite.
Oczyma wyobraźni zobaczyła smutną dziewczynę, potajemnie przelewającą na papier swe niepokoje i rozterki. Być może nie miała nikogo na tyle bliskiego, by się nimi podzielić. Nikogo, kto by ją obronił przed złem, z którego chyba nie do końca zdawała sobie sprawę. Świadczyły o tym ostatnie jej zapisy. Stały się mniej melancholijne, jakby rzeczywiście w końcu nastąpił kolejny przełom. Pojawiały się słowa mówiące o nadziei na nową przyszłość (…) Może ktoś celowo uśpił jej czujność, by tylko jak już zacznie nabierać wiary w lepsze jutro, w ogóle ją tego jutra pozbawić.
Nie
znałam wcześniej prozy Renaty Kosin, zresztą różnie u mnie bywa z polską
literaturą współczesną. Czytuję od czasu do czasu, nieregularnie. Bardzo się
cieszę, że trafiłam na tę książkę. Historia okazała się bardzo ciekawa i
emocjonująca. Poszukiwania we własnym drzewie genealogicznym zawsze są
pasjonujące. Tajemnice zawarte w książce i wątek kryminalny dodają powieści
smaczku i sprawiają, że nie odczuwa się podczas lektury upływającego czasu, a
kartki dosłownie same się przewracają.
Nasze losy splotły się, jakby wreszcie miało wypełnić się przeznaczenie, bo dopiero wtedy wszystko się unormuje i wróci na właściwe miejsce. A ja przecież niczego nie pragnęłam bardziej niż tego, by wreszcie odzyskać spokój. Wiem, wydaje się to głupie, ale ja w to naprawdę wierzę. Muszę, bo jedynie ta wiara pozwala mi przetrwać.
Bohaterowie
wykreowani przez Kosin nie są papierowi. Każdy ma swoje sekrety, które z wielką
chęcią poznajemy. Każdy ma charakterek i trochę za uszami. Nie ma postaci
czarno-białych. Jest kolorowo, co nie znaczy, że tandetnie czy jarmarcznie.
Kolorowe są Bujany, kolorowi jej mieszkańcy, a najbardziej zagadkowa i barwna
zdaje się Honorata, starsza pani, której nie sposób nie polubić. Same Bujany
zostały tak pięknie opisane, że z chęcią zapuściłabym się tam i spędziła choć
chwilę.
To miejsce ma w sobie szczególna moc. Wycisza wszystko, co jest zbyt jaskrawe, co męczy nie tylko oczy, ale i umysł. Wyostrza i rozjaśnia z kolei to, co jest zbyt stłumione i dlatego niedostrzegane.
Renata
Kosin posługuje się lekkim stylem i plastycznym językiem. Sekret zegarmistrza czytało mi się naprawdę wyśmienicie. Moje
pierwsze spotkanie z pisarką i taki sukces. Nie wiem, jak przedstawia się
reszta jej książek, ale jeśli są tak dobre, to z chęcią je poznam. W tej
powieści widać nieprawdopodobną miłość do rodzinnego Podlasia. Sama autorka
mówi, że jest prowincjuszką z urodzenia i z wyboru, marzycielką, która nie
przepada za wielkomiejskim zgiełkiem. I to czuje się w jej prozie. Polecam
szczególnie osobom lubiącym powieści współczesne pisane przez kobiety,
miłośnikom sag wielopokoleniowych i książek obyczajowych.
Nie należało powtarzać błędów, za to naprawić te już dokonane, przerwać błędne koło i utopić w bezwzględnej ciszy to dziwne fatum, wciąż żywe, choć ci, których dotknęło jako pierwszych, już dawno poumierali (…) Pozwolić, by stare sprawy zostały pogrzebane, a duchy zmarłych odeszły.
Po to, by wreszcie zrobić miejsce żywym.
Chyba
udam się na strych w poszukiwaniu własnych tajemnic…
Dziękuję
Książka
bierze udział w wyzwaniach:
52/2016
– 45/52, Celuj w zdanie, Czytam opasłe tomiska – 416 = 2379 stron, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Klucznik, Motyw zdrady w literaturze, Pod hasłem 2016, Polacy nie gęsi, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 45/100,
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 2,8 = 23,6 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Polska, Wielkobukowe wyzwanie
Motyw zegarmistrza jest niesztampowy i interesujący, można powiedzieć, że nadrabia wszelkie inne braki :) nie da się uniknąć w tego typu książkach pewnych powtarzalnych schematów, ale najważniejsze jest, by taki oryginalny wątek czymś tę powieść wyróżnił :)
OdpowiedzUsuńNo i trzeba przyznać, że autorka wyszła z tego obronną ręką :)
UsuńNie znam twórczość Renaty Kosin, ale mam w planach to zmienić.
OdpowiedzUsuńNie znasz? Jestem w szoku... Musisz koniecznie przeczytać :)
UsuńCzemu by się nie pokusić, tym bardziej, że również jeszcze nie znam twórczości autorki ;)
OdpowiedzUsuńTo chyba dobra książka, żeby zacząć z nią przygodę :)
UsuńCzytałam tej pisarki "tajemnice Luizy Bein" świetna :)
OdpowiedzUsuńPoszukiwania we własnym drzewie genealogicznym zawsze są pasjonujące- o tak, tajemnicom rodzinnym się nie oprę :)
No to, może kiedyś też przeczytam. A tę polecam :)
UsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Renaty Kosin, ale na pewno wkrótce się to zmieni. :)
OdpowiedzUsuńPs. Twoja zmiana na blogspota - odnotowana :))
Ja do tej pory też nie. I nie żałuję, że przeczytałam :)
UsuńByłaś już na strychu? :P
OdpowiedzUsuńCzytałam tę i 3 inne książki autorki i jeśli tą jesteś zachwycona (ja niestety nieco się rozczarowałam) to zwłaszcza Tajemnice Luizy Bein czy Kołysanka powinny Cię rozkochać! :)
W wolnej chwili, którym mam naprawdę mało, może sięgnę :)
UsuńW "Tajemnicy Luizy Bein" pani Kosiński też porusza wątki genealogiczne. Tak dobrze czytało mi się tamta książkę, że chętnie sięgnę po "Sekret zegarmistrza".
OdpowiedzUsuń*pani Kosin, przepraszam, pisze z telefonu.
UsuńO, to może znajdę trochę czasu na więcej książek Kosin :)
Usuń