Autor
– Richard Flanagan
Tytuł
– Klaśnięcie jednej ręki
Tytuł oryginału – The Sound
of One Hand Clapping
Przekład
– Robert Sudół
ISBN
978-83-08-06084-1
Obcy sobie ludzie, pomyślał. Patrzył, jak córka siedzi bez ruchu na krześle, i nie zobaczył w niej nic dziecięcego. Wydawało się, że wszelka żwawość i energia ją opuściły. Popatrzył na mały zagracony pokój tchnący ubóstwem; (…) wiedział tylko jedno, a mianowicie, że tego wieczoru znów popije, żeby zapomnieć. Życie nie jest życiem. Dzieci nie są dziećmi. Ojcowie są zagubieni, matki odeszły i nie mogą znaleźć swoich dzieci, które i tak opuściły już swoje ciało.
Już na wstępie muszę powiedzieć, że
będzie mi trudno pisać o tej książce. Trudność ta wiąże się przede wszystkim z
emocjami, które wywołuje powieść; są one intensywne, uderzały we mnie podczas
lektury coraz mocniejszymi falami, kruszącymi mur bezpieczeństwa i komfortu.
Dojmujący smutek, bijący z kart powieści, pogłębia się z każdą wypitą i stłuczoną butelką.
Samotność okazuje się najbardziej dotkliwa w obecności najbliższej, można by
sądzić, osoby. Ludzie bez przyszłości i bez domu, posiadający jedynie
wspomnienia, o których woleliby nie pamiętać. Cierpienie jest tak silne, że nie
pozwala żyć, a jednocześnie stanowi jedyny czynnik, który trzyma wydrążone
ludzkie skorupy przy śmiesznym zamienniku życia. To tylko wierzchołek góry
lodowej tego, co znajdziemy w Klaśnięciu
jednej dłoni.
W odstępach między napierającymi drzewami dostrzegła księżyc i gwiazdy. Dokąd prowadzi ten przerażający korytarz, do przeszłości czy przyszłości, tego nie wiedziała. Drzewa nie dały odpowiedzi, nie wołały, nie wydały z siebie żadnych widmowych głosów wyjaśniających to wszystko. Były tylko pytaniem. I nie chciały zniknąć.
Z prozą Richarda Flanagana spotkałam
się już przy okazji rewelacyjnych Ścieżek
Północy. Teraz wydana w Polsce została kolejna jego powieść, Klaśnięcie jednej dłoni, która swą
premierę światową miała w roku 1997, a rok później autor przeniósł ją na ekrany
kin. Film, w którym wiele ról przypadło australijskim imigrantom – w tym także
wielu Polaków, m. in.: Jacek Koman czy Kristof Kaczmarek – zdobył nominację do
Złotego Niedźwiedzia na Festiwalu w Berlinie. Historia opowiada o losach
rodziny słoweńskich emigrantów, ojca i
córki, dwojga najbliższych sobie ludzi,
którzy są dla siebie obcymi. To głównie z ich perspektywy prowadzona jest narracja
w powieści. Gdy Sonja była jeszcze dziewczynką, matka opuściła dom i pozostawiła
córkę pod opieką ojca, Bojana Buloha. Bojan pracuje w różnych miejscach jako
zwykły robotnik, jak wszyscy emigranci nazywany jest przez Australijczyków
pogardliwym zwrotem „bambo”. Flanagan prowadzi opowieść dwutorowo nie tylko ze
względu na punkt widzenia dwojga bohaterów, ale także poprzez umiejscowienie w
czasie; jedna część rozgrywa się podczas dzieciństwa i dorastania Sonji, druga
zaś ma miejsce 35 lat po odejściu matki.
Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał przeżyć każdy kolejny dzień – w takiej mierze, jak tylko się da – bez nadziei i bez rozpaczy. W tym celu powinien myśleć jak najmniej, co w dużym stopniu zdołał osiągnąć, opróżniając umysł nie tylko z dręczących go wspomnień, ale też z umiejętności snucia rozważań o tym, co się dzieje. (…) Przekonał się, że dobro i zło jest we wszystkim – w życiu, w samej ziemi i w każdym człowieku.
Ale ostatecznie to ciemność była górą.
Klaśnięcie jednej dłoni jest opowieścią o
dobrych chwilach, niezłych dniach i okropnych latach. Flanagan przedstawia w
powieści to, co wydaje się niewyrażalne, na co bohaterom brakuje słów, by to
nazwać. Ból postaci rośnie, staje się coraz bardziej dotkliwy z powodu
życiowych niepowodzeń, ale także, a może przede wszystkim ze strachu i
nieumiejętności mówienia o nim. Co dzieje się, gdy jesteś obcy dla wszystkich
wokół: autochtonów, grupy emigrantów, rodziny, a nawet sam siebie nie znasz
naprawdę? Samotność i wyobcowanie zżera powoli jak rdza, drąży głęboko,
zostawiając pokryty rdzawymi liszajami strzęp. Bliskość, tak przecież
wytęskniona, napawa większym lękiem od cierpienia, bo ból i rozpacz są już
znajome, oswoiliśmy je albo to one oswoiły nas. Zostaje tylko kilka zdjęć,
pięknych wspomnień, kiedy nie trzeba było martwić się o nic, kiedy na twarzy
pojawiał się beztroski uśmiech zamiast zgorzkniałego grymasu znad na wpół
opróżnionej butelki.
Pozostałam tylko ja, nic więcej, pomyślała. I on. Lecz rozdzieleni, byli jak dom przerobiony na stodołę, zaorany sad zamieniony w pastwisko. Zapach drzew bez kwiecia. Okno bez koronkowej firanki w domu Jean. Klaśnięcie jednej dłoni.
Chyba brak mi sił, aby zmierzyć się z
własnymi demonami…
Dziękuję
Książka bierze udział w wyzwaniach:
52/2016 – 46/52, Celuj w zdanie, Czytam zekranizowane książki, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Klucznik,
Motyw zdrady w literaturze, Najpierw książka, potem film, Pod hasłem 2016,
Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 46/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu –
3,3 = 26,9 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata - Australia
Dopisałam do swojej listy książek do przeczytania :) Zachęciłaś mnie swoją recenzją :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://wielbicielka-ksiazek.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jestem w stanie kogoś zainteresować :)
UsuńCieszę się, że Ci ta książka i Ciebie zachwyca. Nie wiedziałam, że w filmie grał pan Jacek Koman?! Słyszałam, że grał w australijskich filmach, ale że tu, to nie. To wspaniała wiadomość. Może obejrzę więc ten film.
OdpowiedzUsuńZdziwiłabym się, gdyby kogoś nie zachwyciła :)
UsuńAleż, zdarzyło się. Na blogu, ale i w programie 'Tygodnik kulturalny'. Pani krytyk literacka. Jej nie spodobał się poetycki język, te metafory wplecione w opisy. Ale na cały stół była jedyną krytykującą, bo panom książka się spodobała.
UsuńPolecam audycję Z najwyższej półki z rozmową z Flanaganem!
Chyba będę musiała zobaczyć :)
Usuń