czwartek, 8 lutego 2024

Milczące bliźniaczki - Marjorie Wallace

 

Marjorie Wallace

Milczące bliźniaczki

The Silent Twins

przekład Michał Szczubiałka

Wydawnictwo Czarne

ISBN 978-83-8191-534-2

Haverfordwest to małe, nieciekawe miasteczko na półwyspie Pembroke w Walii Zachodniej. Na jednym z powojennych osiedli mieszkaniowych, przy Furay Park mieszkali Gibbonsowie: Aubrey, Gloria i piątka ich dzieci. Jedyna wówczas czarna rodzina na osiedlu. Tworzyli miłą rodzinę, ale niezbyt lubili bliskie kontakty z sąsiadami. Gibbonsowie niczym się nie wyróżniali, nie licząc bliźniaczek, June i Jennifer. Dziewczynki były niemal identyczne (bliźnięta jednojajowe), ładne, drobne, o delikatnych rysach. Większość czasu spędzały razem. Lalkami bawiły się do 16 roku życia.


Pomyślicie, że nie było w nich nic wyjątkowego. Było. Dziewczynki, gdy były małe odizolowały się całkowicie od rodziny. Czy to był rodzaj mutyzmu wybiórczego? Nie mnie osądzać, bo nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. June i Jennifer tak dobrze czuły się w swoim (tylko) towarzystwie, że nie potrzebowały nikogo innego. W efekcie przestały się odzywać, komunikując się między sobą we własny wypracowany sposób, który tylko one rozumiały. Żyły w swoim własnym mikroświecie, do którego nikt inny nie miał wstępu. Dorastały i nic nie ulegało zmianie. Można gdybać, co sprawiło, że dziewczynki, które urodziły się całkowicie normalne zaczęły zachowywać się odmiennie niż większość dzieci. Z pewnością, a należy pamiętać, że przyszły na świat w 1963 roku i były czarnoskóre, nie pomogło im rasistowskie traktowanie, przede wszystkim w szkole. Przypuszczam, że jeszcze bardziej je straumatyzowało. Dochodzi do tego, że dziewczyny – prawie już dorosłe – posuwają się do czynów przestępczych.


Proces na dziewiętnastoletnich już bliźniaczkach, przypominał teatr, farsę. Siostry nie wypowiedziały podczas tego procesu ani jednego słowa. Wydawały z siebie tylko dziwne pomruki, które zostały zinterpretowane jako przyznanie się do winy. Zastanawiam się, ile zdrowy biały młody mężczyzna dostałby za kilka aktów wandalizmu, których dopuściły się June i Jennifer. Wyrok był szokujący: dożywotni pobyt w Broadmoor, szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze. Dożywocie wśród morderców, pedofilów, gwałcicieli? Tylko za to, że milczały? W pełnej izolacji przyszło im spędzić długie jedenaście lat.


Miłość June i Jennifer również jest inna, wyjątkowa, Jest zaborcza i toksyczna, ale momentami potrafi być bardzo wzruszająca. Dziewczęta nie potrafią bez siebie żyć, ale razem też jest im coraz trudniej – to paradoks. Kochają się bardzo, ale brakuje im przestrzeni do życia, nie dają sobie wystarczająco dużo powietrza. I można w tym momencie mówić o autodestrukcji. I wiadomo, że tak do końca nie można spodziewać się szczęśliwego zakończenia.


Reportaż o siostrach Gibbons jest interesujący i przedstawia nam uchybienia i braki w medycynie i psychiatrii lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Marjorie Wallace bardzo dobrze poradziła sobie z życiorysem bliźniaczek. Można szczerze powiedzieć, że jest pozbawiony zbędnej koloryzacji. Świetnym posunięciem okazało się wplecenie fragmentów pamiętników oraz innych „dzieł” sióstr (opowiadania, historie, wiersze), które nie tyle wpłynęły na wzbogacenie narracji, co pozwoliły bardziej „zbliżyć się” do June i Jennifer i zrozumieć ich odczucia. Polecam


monweg


"Milczące bliźniaczki" do kupienia na Bonito


W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2024 roku – 17/120; Abecadło z pieca spadło… - J; Wielkobukowe albo-albo – literatura faktu; Wielkobukowe alfabetyczne bingo – M, Wielkobukowe okładkowe bingo – okładka w odcieniach sepii; Wyzwanie z tytułem – wariant niebieski - postać

2 komentarze:

  1. Czytałam ten reportaż w ramach DKK i no... kurcze, jednak odbieram tę sprawę inaczej. W książce nie ma nic na temat rasizmu, czy rasistowskiego traktowania bliźniaczek (choć takie informacje pojawiają się w artykułach w internecie), nie zostały one także skazane na "dożywocie" w Broadmore, tylko na pobyt w szpitalu, który miał je "wyleczyć" (gdyby na to pozwoliłyby pewnie wypuszczono by je znacznie szybciej). Wszak opuściły szpital po 10 latach. Ja całkowicie rozumiem bezradność systemu wobec tego przypadku, zwłaszcza że psychiatria 40 lat temu naprawdę nie była zbyt rozwinięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Między wierszami" jest. A Broadmore miały nigdy nie opuścić. Na temat rzekomego "leczenia" można by napisać chyba oddzielną książkę - i chyba nie tylko o tym "ośrodku".

      Usuń