poniedziałek, 9 września 2024

Wyspy na Golfsztromie - Ernest Hemingway

 

Ernest Hemingway

Wyspy na Golfsztromie

Islands in the Stream

Przeł. Jakub Jedliński

Wydawnictwo Marginesy

ISBN 978-83-67996-94-5


W powieściach i opowiadaniach Ernesta Hemingwaya istnieje pewien niezwykle subiektywnie wyczuwalny element, który pozwala podzielić jego teksty na dwie kategorie. Elementem tym jest dążenie do doskonałości. Czasami trafiają się teksty z doskonałymi zdaniami kulejącymi w całości. W innych kawałkach prozy zdania wydają się bardziej chropawe, niewygładzone wielokrotną autoredakcją, ale cały tekst staje się doskonalszy, naturalny i niewymuszony. Kulejące lekko dialogi obok tych naprawdę wspaniałych dają efekt przypominający do złudzenia życie. Choć wydają się mniej dopracowane, to dla mnie ocierają się one o prawdę. Ten drugi przypadek to były Wyspy na Golfsztromie, powieść mało mi wcześniej znana, a teraz chyba jedna z moich ulubionych książek Papy.


Hemingway podzielił akcję powieści na trzy części i każda z nich ma inny nastrój, dzieje w różnych czasie i przestrzeni. Wspólnym punktem jest postać Thomasa Hudsona, malarza i całkiem dobrego żeglarza, któremu towarzyszymy w kilku ważnych momentach z życia. Protagonista jest typem samotnika pielęgnującego swoją rutynę, dzięki czemu może poświęcać się pracy twórczej. Kiedy go poznajemy, mieszka na Bimini, niewielkiej wyspie należącej do Bahamów, sporo maluje, trochę pije i trzyma się męskiego towarzystwa. Stara się, by nic nie zakłócało jego rytmu - wyjątkiem jest przyjazd synów Thomasa, którzy wprowadzają na pewien czas trochę chaosu do uporządkowanego życia, dają mu odetchnąć świeżym powietrzem.


Hemingway dużo miejsca w powieści poświęcił sztuce, pracy twórczej i rozmyślaniom dotyczącym bycia artystą, zwłaszcza w pierwszej części. Talent przybiera różne postaci, a sztuka nie musi wiązać się z malowaniem na płótnie czy pisaniem. Cechą inwariantną artysty wydaje się samotność, która wyostrza wewnętrzne oko, gdy człowiek może oddać się nieskrępowanej obserwacji otoczenia i wejść w głąb siebie. Thomas Hudson na wraz z biegiem wydarzeń maluje coraz mniej, jego wypracowana rutyna zostaje rozbita bezpowrotnie, a jednak on sam nie przestaje być twórcą; być może dojmująca samotność, uderzające go coraz mocniej poczucie straty, której już nie odnajdzie, a także ból z tym związany sprawiają, że bohater zbliża się wewnętrznego oka cyklonu.


W Wyspach na Golfsztromie czytelnik trafia do męskiego świata, w którym obecność kobiet jest o tyle nieunikniona, o ile one same będą jedynie sprowadzone do odgrywanych ról: matek, muz, pracownic seksualnych (tego określenia u Hema nie znajdziecie na pewno) etc. Mężczyźni taplają się we własnym sosie, dzielą się swoim nieszczęściem, zapijają problemy, działają impulsywnie i agresywnie; w jakimś stopniu ich działania i zachowania przypominają chłopców - dojrzalszych, mających więcej doświadczenia, ale nadal chłopców, którzy gdzieś na wyspach opływanych przez Golfsztrom stworzyli sobie swój własny rodzaj domku na drzewie.


I naprawdę spore wrażenie zrobiła na mnie ta powieść - szkoda, że Hemingway nie zdążył jej ukończyć, choć może dzięki temu nie przedobrzył, nawet jeśli nie wszystkie wątki znajdują zakończenie. Pisarz stworzył doskonałe studium mężczyzny, artysty, ojca, żołnierza, człowieka spełnionego i straconego. Dzięki przekładowi Jakuba Jedlińskiego portret Hudsona ani dialogi nie straciły na głębi. Obok opowiadań to dla mnie najciekawsze, co Hemingway napisał.


niehalo

Dziękuję



Wyspy na Golfsztromie do kupienia na Bonito


W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2024 roku – 61/120; Mierzę dla siebie – 5,2 cm; 570 stron; Pod hasłem – książka podzielona na części i wyspa w tytule; Trójka e-pik – w jak wrzesień; Wielkobukowe albo-albo – miejsce akcji: wyspa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz