Kim de l’Horizon
Drzewo krwi
Blutbuch
Przeł. Elżbieta Kalinowska
Wydawnictwo Literackie
ISBN 978-83-08-08373-4
Czy Was także czasem denerwują blurby? Kiedy czytam o kolejnej książce, że będzie wstrząsać, wywoływać burzę, wywracać światopogląd na nice czy co tam jeszcze, to w powietrzu zaczynam czuć zapach taniej sensacji. Zdarza się jednak, że ochy z okładki znajdują punkty styczne z treścią wychwalanego dzieła i faktycznie warto wziąć i przeczytać. I dla mnie to jest przypadek Drzewa krwi Kim de l’Horizon.
Pierwsza fala okołopremierowych recenzji już się rozmyła, a czas pokaże, czy powieść czeka długie życie na świeczniku. Dla mnie Drzewo krwi zapewnia czytelnikowi wszystko, by wzbudzać zainteresowanie – ogrom toposów i innych motywów robi wrażenie. Jednocześnie nie widać, by książka na tym nagromadzeniu traciła. Mimo swoistego chaosu narracyjnego i zmyślonej niedbałości osoby mówiącej otrzymujemy dobrze zaplanowaną opowieść o poszukiwaniu swoich korzeni, tożsamości. Czytelnik otrzymuje książkę intrygującą formalnie oraz interesującą pod względem treści, co nie zdarza się znów aż tak często.
Od początku przykuwa uwagę język i charakterystyczny zapis czasowników w pierwszej osobie - niebinarna osoba narratorska unika płciowego określenia w języku przy pomocy rodzaju, wykorzystując czy to podkreślniki, czy neutralne formy osobowe. Stworzenie przekładu na polski musiało wiązać się z mistrzowskimi umiejętnościami nie tylko translatorskimi, ale także ekwilibrystycznymi, by oddać wszelkie niuanse w języku tak mocno związanym z ustaleniem rodzaju – czapki z głów dla popisu Elżbiety Kalinowskiej.
Na pierwszy plan wysuwa się motyw rodziny – relacji z matką i babką. Autofikcyjne podróże można uznać nie tylko za grę z czytelnikiem, ale próbę zbudowania siebie od początku, zmierzenie się z własną historią na własnych zasadach. Każda przedstawiana przez osobę narratorską opowieść wraca w końcu do punktu przecięcia, którym staje się w powieści figura drzewa, buka czerwonego, pełniącego funkcję klamry kompozycyjnej całego dzieła.
Moje ulubione fragmenty to spisywane przez matkę osoby opowiadającej życiorysy kobiet, które miały budować drzewo genealogiczne. Każda z historii posiada potencjał na większą opowieść, a wplatanie ich we wspomnienia Kim dotyczące dzieciństwa, babki i odkrywaniu potrzeb seksualnych ciała, a także śledztwo dotyczącego buka czerwonego sprawia, że całość książki przypomina hipertekst, wielkie rozrastające się kłącze (trochę w stylu dawnych książek Tokarczuk).
I nawet nie wiem, czy polubiłem i czy mi się spodobało Drzewo krwi, ale na ten moment to zupełnie dla mnie nie jest ważne, bo książka Kim de l’Horizon była bardzo ożywcza, dała możliwość do zadania ciekawych pytań i poszukiwań odpowiedzi. W końcu zmusiła mnie do dodatkowego wysiłku i sięgnięcia głębiej do w siebie, by rozważyć problemy, które zostały w niej opisane. Powieść do niespiesznej, przemyślanej lektury.
niehalo
Dziękuję
"Drzewo krwi" do kupienia na Bonito
W ramach wyzwań: Przeczytam 120 książek w 2024 roku 52/120; Mierzę dla siebie – 3,4 cm; 352 stron; Wielkobukowe albo-albo – tytuł na literę „D”; Wielkobukowe alfabetyczne bingo – D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz